Zapraszam do Prowansji

Ponieważ jest lato, to jak w każde lato zachciało mi się lektury lekkiej, przyjemnej, co jednak nie znaczy, że naiwnej, czy źle napisanej. Może być kryminał, może być obyczajówka, mogłaby nawet być komedia romantyczna, choć tu już mniej chętnie. Najlepiej byłoby, gdyby (tradycyjnie) rozgrywała się ona w wakacyjnych okolicznościach przyrody, nad Morzem Śródziemnym.. polskie zakątki też mogą być. Chociaż tyle - taka proteza - bo z tegorocznego wyjazdu wakacyjnego nici. Niestety okazuje się, że taką powieść wcale nie łatwo jest namierzyć. Nasz rynek wydawniczy zalany jest grafomańskimi romansidłami, za które ja nie mam odwagi się brać. Te wszystkie dworki i pensjonaty, w których czają się tabuny przystojnych, tajemniczych i oczywiście samotnych mężczyzn do wzięcia... Generalnie zresztą, jakoś z romansami mi nie po drodze, to jest typ literatury, który wybitnie mi nie leży, gdyż niestety większość z tych książek klasyfikuje się jako powieści klasy C, lub jeszcze gorzej. Niestety, szukając czegoś w wakacyjnym klimacie nacięłam się na dwie bardzo złe powieści: Farmę pereł Lizy Marklund (miał być egzotyczny kryminał, wyszło nie wiadomo co) oraz Gruzińskie wino (infantylne romansidło, zupełnie nie w moim stylu, nie wiem, co mnie podkusiło, bo było do przewidzenia, że będzie to kiepskie, przepraszam autorko). Nie czytajcie tych książek! 


Potem jednak udało mi się trafić na zupełnie mi nieznane powieści kryminalne M.L.Longworth. Podeszłam do nich z pewną dozą nieufności, obawiając się, że będzie to coś w stylu literackiej Różowej Pantery, ale szybko okazało się, że był to strzał w 10-tkę. Ich akcja dzieje się w Prowansji, a bohaterów prowadzących śledztwa jest dwójka: pan sędzia oraz jego partnerka, wykładowczyni na lokalnej uczelni. Sędzia Verlaque jest postacią dosyć typową dla francuskich kryminałów – mężczyzna w sile wieku, mimo tego, że nieszczególnie przystojny, to pociągający, umiejący uwodzić (zwłaszcza płeć przeciwną). Pewny siebie, zamożny, posiada wpływy oraz wie, co dobre w życiu. Zna się na muzyce, cygarach oraz rzecz jasna jedzeniu oraz winach. 

Dziwią mnie dosyć słabe oceny tych książek w portalu LC – być może jest to kwestia tego, że nie są to pozycje szeroko rozreklamowane, krzyczące, że są bestsellerami, a może po prostu współcześni czytelnicy nie przepadają za kryminałami w starym stylu. Bo one takie są – morderstwa nie są krwawe i brutalne, a akcja nie pędzi na łeb na szyję. Nie są to kryminały dla tych, którzy oczekują skomplikowanych intryg, zdarzeń mrożących krew w żyłach, czy clifthangerów co rozdział. Tu ma się wrażenie, że wątek kryminalny toczy się własnym rytmem i schodzi często na plan dalszy, bo dla bohaterów równie ważne jak praca jest po prostu delektowanie się życiem, joie de vivre, co przecież jest tak charakterystyczne dla mieszkańców południa Europy. Dlatego książki są pełne pięknych widoków oraz opisów doskonałych posiłków i win, jakimi raczą się bohaterowie. W istocie momentami nawet wydaje się, jakby bohaterowie, a zwłaszcza Verlaque, mieli obsesję na ich punkcie ;) To tło stanowi o całym uroku tych powieści, podobnie zresztą jak dzieje się to w weneckich kryminałach Donny Leon. Na cóż by mi była bowiem powieść z akcją rozgrywającą się na południu Francji, bez pól lawendy, roziskrzonego morza na Lazurowym Wybrzeżu, mistrala, czy wycieczek do winnicy? Nie brakuje wzmianek o modzie, architekturze czy sztuce. Gdzie, jak nie we Francji na komisariacie mają krzesła zaprojektowane przez Philipa Starcka, żeby przesłuchiwani się dobrze czuli. Brakowało mi tylko wzmianek o perfumach (jako, że to drugie moje hobby). A poza tym, że powieści te są klimatyczne, to są też całkiem nieźle napisane i bynajmniej nie odrealnione; autorka dba o tło obyczajowe, oddając codzienne życie na południu Francji. Znajdziemy tu uwagi np. o współczesnej arystokracji we Francji, o rosyjskiej mafii, która rządzi Lazurowym Wybrzeżem, czy cenach nieruchomości we Francji. Autorka poświęca też sporo miejsca relacji dwojga bohaterów – jest to wątek romansowy, ale dyskretny i stanowi on dopełnienie fabuły, podobnie jak dzieje się to w różnych serialach kryminalnych. 

Dostałam to, czego szukałam, bo zależało mi przede wszystkim na przyjemnej, wakacyjnej atmosferze. Daje się tutaj wyczuć wyraźnie taki spokój i dostatek, to, że jesteśmy w kraju, gdzie ludzie żyją sobie wygodnie, bez pośpiechu i większych trosk. Cieszą się życiem, a każda okazja jest ku temu dobra, nawet podróż TGV do Paryża, z zielonymi polami Burgundii za oknem. Można się przy tych powieściach zrelaksować. Co ciekawe, pisarka nie jest Francuzką, ale Kanadyjką mieszkającą we Francji - podobnie jak Donna Leon nie jest rodowitą Włoszką. 

Przeczytałam, że wydawnictwo ma w planach wydanie wszystkich 8-miu części cyklu (dotychczas wyszły cztery) i oby się tak stało, bo zżyłam się z bohaterami, a wiem, że niestety wydawnictwom zdarza się porzucać napoczęte serie, jeśli nie przynoszą dochodu. Ta nie jest popularna, więc trochę obawiam się o jej losy… 

Metryczka:
Gatunek: beletrystyka
Główny bohater: sędzia Verlaque i Marine Bonnet
Miejsce akcji: Francja - Prowansja
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 340
Moja ocena: 4,5/6

M.L.Longworth, Śmierć w Chateau Bremont/ Morderstwo przy Rue Dumas, Wyd. Smak Słowa, 2018

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później