Sierpniowe kryminały
Końcówka wakacji to element łączący
dwa dosyć świeże kryminały - jeden polski, drugi skandynawski. Pora
idealna, aby zamieścić notki na ich temat.
W
ostatnich dniach sierpnia, na Helu znaleziony zostaje topielec. W tym
samym czasie podkomisarz Adam Tyszka wyjeżdża nad morze na urlop... Ten
kryminał to lektura akurat na plażę; podobało mi się, że głównymi
pozytywnymi bohaterami byli policjanci z Katowic, bo wreszcie poczułam
się swojsko. Jednak sama intryga niespecjalnie mnie wciągnęła - trochę
było tego za dużo: tu ekologowie, tu rybacy, tu jakieś przekręty na
nieruchomościach, porwania, morderstwo... W zasadzie trudno było
powiedzieć co jest głównym wątkiem i tropem którego przestępstwa
podążamy. Z początku trochę przypominało mi to kryminały Arne Dahla,
gdzie też pojawia się wiele wątków, w Sierpniowych kumakach to
wszystko było jednak zbyt luźno ze sobą powiązane, by stworzyć frapującą
historię. Wszystko napisane jest z dozą humoru, dotyczącą głównie dosyć
nieudolnych poczynań policjantów, pakujących się w dość
nieprawdopodobne dla ich proweniencji przygody. Lektura lekka, acz
nieobowiązkowa.
Robert Ostaszewski, Violetta Sajkiewicz, Sierpniowe kumaki, Wyd. W.A.B., 2012
Czwórka
przyjaciół, w tym dwie kobiety będące w zaawansowanej ciąży, spędza
wakacje w niewielkiej nadmorskiej mieścinie. Ostatniego wieczora wszyscy
udają się do pubu, skąd Agnes wychodzi wcześniej, po kłótni z mężem.
Następnego ranka okazuje się, że kobieta zniknęła...
Moje
pierwsze wrażenie, odnośnie tej książki: dziwna. Przeczytałam ją
błyskawicznie, głównie z powodu jej niewielkiej objętości – ma zaledwie
270 stron, co stanowi naprawdę niewiele jak na szwedzki kryminał.
Powieść czyta się szybko, bo nie brakuje w niej umiejętnie stopniowanego
napięcia. To co rzuciło mi się w oczy i uwierało mnie w trakcie
czytania to język: krótkie zdania, reporterski styl. Nie ma tu opisów,
budowania atmosfery, dygresji, pogłębienia tematu, nic.
Ciach-ciach-ciach. Nie składa się to na płynną narrację, raczej wygląda
jak szybka dziennikarska relacja. Autorka nie przykłada też wagi do
stworzenia wiarygodnych
portretów psychologicznych swoich bohaterów. Wiemy o nich bardzo
niewiele, ledwie czym się zajmują (a w przypadku męża zaginionej nie
wiadomo nawet tego), co oczywiście utrudnia snucie jakichkolwiek
przypuszczeń odnośnie rozwiązania kryminalnej zagadki. Wydaje się, że
podstawową tezą 36 tygodnia jest stwierdzenie, że źródłem
wszelakiego nieszczęścia jest samotność. W powieści spotykamy całą
plejadę ludzi samotnych i oczywiście z tego powodu nieszczęśliwych,
łącznie z wyjątkowo antypatycznym reporterem, prowadzącym własne
śledztwo w sprawie. Samotny równa się także podejrzany – zdaniem
autorki. Bo zapewne coś ukrywa, jest niedostosowany społecznie,
zdziwaczały. Nieznany i nieprzewidywalny. Nie podoba mi się takie
stygmatyzowanie ludzi. I właściwie nie ma tu żadnej przeciwwagi do tych
smutnych postaci. W istocie wszyscy bohaterowie 36 tygodnia
wydali mi się jak gdyby lekko ograniczeni – bez życia wewnętrznego,
osobowości – to zapewne efekt stylu autorki, o którym już pisałam.
Fabuła
jest bardzo sztampowa. Policja w ramach śledztwa właściwie nie robi
nic, a w każdym razie nic, co zasługiwałoby na opisanie. Już bardziej
udzielają się wścibskie media, co też jest standardowym elementem, jeśli
chodzi o kryminały skandynawskie – nie wiem, czy w Szwecji prasa pisze o
każdym morderstwie? Większość treści powieści stanowią właściwie
rozmyślania bohaterów na temat tego, co mogło się stać, czy Agnes
jeszcze żyje i jak bardzo za nią tęsknią (to jeśli chodzi o jej męża
oraz przyjaciółkę). Mimo tego miałam poczucie, że cały czas ślizgamy się
po powierzchni, nie wiemy nic o tym jacy są i co nimi kieruje. Zagadka
rozwiązuje się przez przypadek i nie ma w tym praktycznie żadnej
niespodzianki.
Moje
ostateczne wrażenie jest takie, iż powieść ta jest niedopracowana. W
takim kształcie powinna być ona raczej szkicem, projektem, nad którym
autorka powinna jeszcze popracować: rozwinąć zdania, przemyśleć
okoliczności i motywy kierujące bohaterami. Zastanowić się nad
psychologicznym prawdopodobieństwem wydarzeń. Jak na kryminał, cała
intryga jest oparta na dosyć przewidywalnym schemacie, ocierającym się o
banał. Brak tu elementu zaskoczenia, mylnych tropów, de facto śledztwa.
Poza tym pisarka wprowadza do fabuły kilka wątków, które pozostają
wyraźnie nierozwinięte i niezamknięte. Także przypadkowe rozwiązanie
zagadki świadczy o tym, że autorka nie miała za bardzo pomysłu jak to
wszystko powiązać i sensownie zakończyć. Zapewne jest to przygotowanie
do kontynuacji, ale ja raczej po następne książki Sofie Sarenbrant nie
sięgnę. Do Camilli Lackberg autorce daleko.
Sofie Sarenbrant, 36 tydzień, Wyd. Czarna Owca, 2012
Komentarze
Prześlij komentarz