To moja pierwsza powieść Jodi Picoult i powiem od razu: nie podobało mi się. Ta książka jest tylko trochę lepsza od harlequinów. Wątek miłości i małżeństwa niepozornej pani antropolog z hollywoodzkim gwiazdorem jest kompletnie nieprawdopodobny - takie rzeczy zdarzają się tylko w książkach i filmach i nawet tam zwiastują tylko nieszczęście. Z góry wiadomo, że "to zbyt piękne, by mogło być prawdziwe". Nie polubiłam głównej bohaterki - pani antropolog, teoretycznie mądra kobieta zamienia się w dziewczynkę, która nie wie co zrobić ze swoim życiem. Że nie wspomnę o jej ukochanym, zupełnie dla mnie antypatycznym. Denerwują mnie kobiety współuzależnione od swoich mężów, którzy piją, biją, nie pracują, a ona mimo tego jest wpatrzona w niego "jak w obrazek" i twierdzi, że to nie jego wina. Te wszystkie pseudo psychologiczne usprawiedliwienia. A opisy scen miłosnych, jak z taniego romansu... I po co do tego wszystkiego byli jeszcze Indianie? Chała totalna. Nawet nie chciało mi się tego kończyć (zakończenie jest także mocno przewidywalne). Jedyne co mi się podobało, to wspomnienie Marka Antoniusza, ale o tym kiedy indziej...

Jodi Picoult, Jak z obrazka, Wyd.Prószyński i S-ka, Warszawa 2008

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później