Błogosławieni, którzy robią ser
Głównym bohaterem tej powieści mógłby być
ser. Ser wyrabiany z miłością i pieczołowitością i zajadany w
towarzystwie dobrego wina. Wyobrażałam sobie taki ser, typu camembert,
mięciutki, z aksamitną skórką, skrzypiący w zębach. Gdyby ser umiał
mówić...
Księżna, rozpryśnięta na podłodze i cuchnąca, wypluła z siebie śmierdzącą szarą strużkę, co było jej sposobem uśmiechania się.
Poza serem jest tu wszystko, co w takiej
książce powinno być: spokojne miejsce gdzieś w Irlandii (mogłaby też być
Walia, Toskania, australijska zatoczka, czy nawet Mazury), rodzinna
firma (serowarnia, ale świetna byłaby też winnica albo pensjonat) i
oczywiście grono ludzi, którzy zjeżdżają się do tego zakątka, zagubieni i
poranieni i błyskawicznie stają się "rodziną". Są też rodzinne
tajemnice, pokręcone życiorysy, niechciane ciąże, kobiety skrzywdzone -
jak zawsze - przez mężczyzn - i oczywiście MIŁOŚĆ. Miłość, która uderza
jak grom z jasnego nieba, której nie można się oprzeć. To opowieść z
rodzaju "bajek dla dorosłych", której przekaz jest taki, że jeśli nie
wiemy co zrobić ze swoim życiem, zawsze możemy uciec gdzieś daleko,
najlepiej na jakąś wieś - a wtedy na pewno wszystko się ułoży. Nawet
jeśli nawet się specjalnie nie staramy, żeby się ułożyło... nagle
spotykamy właściwych ludzi i wszystko samo się dzieje. Jednak czy aby
na pewno? Główna bohaterka powieści, już tego raz spróbowała. Jako
17-latka bez żadnych umiejętności i pomysłu na swoje dorosłe życie,
wyszła za mąż i wyjechała na egzotyczne wyspy. Tam przeżywszy z mężem
kilkanaście lat nadal niczego się nie nauczyła, bo nawet się nie
starała, spędzając czas na bujaniu w obłokach...nie zauważyła nawet
tego, że mąż robi ją w bambuko - co trąci mi głupotą. Czyli ucieczka na
drugi koniec świata nie podziałała, zaś Abbey nie wzbudziła mojej
sympatii; czemu miałoby ją wzbudzać samo nieudacznictwo? Jedynym marzeniem życiowym Abbey jest posiadanie męża i dziecka, a nie
"odnalezienie siebie", bo wracając do rodzinnej Irlandii wpada z deszczu
pod rynnę - rzuca się na dopiero co poznanego faceta, a to - mimo
przesłania powieści - nie wróży jej raczej dobrze w kwestii ułożenia
sobie życia. Oczywiście biorąc to wszystko na zdrowy rozsądek, a nie
powieściowo. Sorry, jeśli to co piszę trąci sceptycyzmem, ale przesłanie
Błogosławionych dziwnie mi przypomina Dom nad rozlewiskiem.
To nie jest zła książka - jest zgrabnie
napisana i czyta się ją całkiem przyjemnie, ale po prostu to wszystko
już było. Czytanie po raz n-ty tej samej historii o tym, jak proste,
wiejskie życie, ucieczka od zgiełku tego świata okazują się najlepszym
lekarstwem na złamane serca, już nie jest w stanie mnie poruszyć. Od
początku wiemy o co w tym wszystkim chodzi i jak to się skończy. Jedyne
co mnie w tej powieści zaciekawiło, to ser, opisy jego produkcji; to
było coś stosunkowo oryginalnego:
Fee i Corrie pracowali w ciszy, nie przeszkadzając sobie nawzajem, przemykając koło cystern i pojemników niczym nici tworzące misterny wzór. Kiedy cysterna była już pełna, a temperatura osiągnęła stałe 35 stopni, Fee dodał zaczyn, pierwszy czynnik przyspieszający ścinanie się mleka i powstawanie odpowiedniego smaku sera. (...). Dodanie podpuszczki rozpoczynało magię. Na ich własnych oczach znikało mleko, a pojawiał się ser. (...) W miarę upływu czasu mleko zamieniało się w gęstą śmietanę, by następnie rozdzielić się na wodnistą maślankę i pływającą w niej lśniącą, twardą, piękną masę. To był twarożek. A twarożek był dla nich tyle wart, co złoto. (...). Twarożek. To on dawał pierwszy posmak wszystkiego, co miało nadejść. Zapowiedź sera, którym się stanie. Obietnicę doskonałości.
Czytając te fragmenty miałam uczucie, że
prawdziwym bohaterem tej książki jest właśnie ser i że jego "życie"
interesuje mnie bardziej, niż perypetie bohaterów powieści.
Znalazłam też w tej powieści jedno, mądre zdanie:
Sekret leży nie w ślepym podążaniu za tradycją, ale [w tym] żeby wiedzieć, kiedy należy ją zmienić.
A żeby było "śmieszniej", ta sama autorka
popełniła książkę, której fabuła rozgrywa się w winnicy w Szampanii...
ciekawe o czym też może ona być...
Sarah-Kate Lynch, Błogosławieni, którzy robią ser (Blessed are the cheesemakers), Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2004
Komentarze
Prześlij komentarz