Ukojenie
Colin i Mary są znudzoną sobą parą.
Parą, która chyba przestała siebie lubić, skoro własne towarzystwo jest
im raczej ciężarem, niż przyjemnością. Nie sprawia im radości nawet
przebywanie w "najbardziej romantycznym mieście świata". Bo są w nim
zmuszeni do bycia tak blisko siebie? Czy to dlatego - podświadomie
szukając odmiany, innych wrażeń - robią to, czemu sprzeciwia się
rozsądek? Dlaczego idą, wracają tam, gdzie nie powinni byli wracać ?
rozsądek? Dlaczego idą, wracają tam, gdzie nie powinni byli wracać ?
Być może zwiedzanie miasta w samotności byłoby dla nich przyjemniejsze - mogliby wówczas folgować swoim zachciankom, spacerować bez celu, a zabłądzenie nie stanowiłoby żadnego problemu. Było tu co podziwiać, należało tylko wytężyć wzrok i mieć napiętą uwagę. Ale oni znali się na wylot, a ich zażyłość - jak zbyt duży bagaż - bezustannie im ciążyła.

Ukojenie jest nasycone
niepokojem. Czekamy bowiem bezsilnie na skradające się powoli i
podstępnie zło, a potem patrzymy jak bohaterowie dają się wciągnąć w
pułapkę. To czytelnik, spodziewający się najgorszego, się boi - sęk tkwi
właśnie w oczekiwaniu. Wyobraźnia ciągle podsuwała mi obrazy
thrillerów, w których bohater - niczym nie wyróżniający się człowiek -
ni z tego, ni z owego spotyka na swojej drodze psychopatycznego
mordercę. Kiedy myślimy, że to teoretycznie może przydarzyć się każdemu z
nas, ciarki przechodzą po plecach. Jednak miałam wrażenie nierealności
tej sytuacji - niby możliwe, ale jakoś nie do końca. Na ile sami
jesteśmy w stanie sprowokować takie wydarzenia, swoim życiem i
podejmowanymi decyzjami? Podobnie jak Colin i Mary, kuszący los...
Proza faktycznie intensywna, ale też
oszczędna w środkach wyrazu. Jednak zakończenie mnie rozczarowało - zbyt
pobieżne...zbyt zwyczajne, czegoś mi w nim zabrakło, jakiejś "kropki
nad i". Myślę, że autor zbyt szybko doprowadził do finału, można było
fabułę rozbudować i wzbogacić, bo w tym kształcie jest zbyt zwięzła,
żeby mówić o "studium szaleństwa".
Komentarze
Prześlij komentarz