Od pierwszych zdań tej książki wiedziałam, że mam przed sobą coś dobrego, coś niezwykłego. Już sam temat powieści jest oryginalny: przyjęcie na cześć japońskiego biznesmena, gdzieś w Ameryce Południowej kończy się wtargnięciem terrorystów. Goście zostają "porwani" i pozostają w luksusowej niewoli przez kilka miesięcy, w trakcie których pomiędzy zakładnikami, a terrorystami nawiązują się dość osobliwe relacje. Szczególną rolę gra tu światowej sławy śpiewaczka Roxanne Coss...

Belcanto to nie romans, ani kryminał, poza wtargnięciem terrorystów nie ma tej książce gwałtownych wydarzeń czy zwrotów akcji. Jednak nie znaczy to, że w książce wieje nudą...nic bardziej mylnego! Lektura przypominała mi niespieszną melodię; prawdziwe życie - życie, które zakładnicy zostawili poza rezydencją, w której zostali uwięzieni - przestaje mieć znaczenie. Liczy się tylko to co tu i teraz, nawet jeśli jest to tylko wyglądanie przez okno... detale tej dziwnej koegzystencji zakładników i terrorystów opisane są w taki sposób, że nie sposób oderwać się od lektury. Liczy się każdy ruch, każdy niuans, to, co pozornie jest nic nie znaczące, oddaje emocje - podobnie jak sekretne spojrzenia kochanków.   Autorka oddaje to, co dzieje się w rezydencji tak precyzyjnie, że momentami miałam wrażenie, jakbym oglądała film, i to w zwolnionym tempie. Czytelnik jest "w środku" tego wszystkiego i podobnie jak zakładnicy jest odizolowany od wszystkiego, co dzieje się na zewnątrz.
Wydawałoby się, że uczestnicy tego południowoamerykańskiego dramatu powinni chcieć jak najszybciej opuścić swoje więzienie, jednak okazuje się, że niekoniecznie - i jest to nie tylko kwestią przyzwyczajenia się do sytuacji. Czują się tak, jakby przeniesiono ich do innego, równoległego świata - gdzie nie muszą martwić się o pracę, kierowanie firmą, troszczyć się o rodzinę, a za to mogą spędzać czas na błogim lenistwie, słuchaniu arii operowych, gotowaniu czy grze w szachy... To zupełnie jak nieoczekiwane wakacje. Mieszkańcy rezydencji wiedzą też, że po uwolnieniu nastąpi koniec relacji, które zostały nawiązane, relacji, na które nie byłoby szansy w "rzeczywistym świecie"...

Belcanto to powieść niezwykłej urody, jak egzotyczny kwiat - i w tym miejscu chciałam podziękować Padmie, za to, że zachęciła mnie do jej przeczytania swoją recenzją.

Ann Patchet, Belcanto, Wyd. Rebis, 2008

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później