Bliźnięta z lodu
Sarah i Angus Moorcroft mają sytuację nie do
pozazdroszczenia. Są młodym małżeństwem z siedmioletnią córką. Żyli sobie w
Londynie jak pączki w maśle, dopóki rok temu nie stracili drugą córkę, bliźniaczkę.
To zachwiało całą rodziną. Angus zaczął pić i stracił pracę, długi zaczęły
rosnąć. Na szczęście babka Angusa zapisała mu w spadku małą wyspę w archipelagu
Hebrydów Wewnętrznych. Kiedyś te wyspy były nic nie warte, teraz ludzie płacą
grube pieniądze, by tam zamieszkać, w otoczeniu pięknych widoków i nieskażonej
przyrody. Sarah i Angus postanawiają więc sprzedać dom w Londynie i
przeprowadzić się na wyspę, gdzie chcą wyremontować stary dom. I zacząć
wszystko od nowa. I wtedy pozostała przy życiu bliźniaczka oznajmia im, że w
rzeczywistości jest tą drugą siostrą, a oni się pomylili, stwierdzając która z
bliźniaczek zginęła. To zapoczątkowuje ciąg niesamowitych zdarzeń,
rozgrywających się do wtóru padającego deszczu, szumiącego morza i skał
omiatanych światłem latarni, na wyspie Torran. Która z dziewczynek żyje, a która
została pochowana? Czy bliźniaczka kłamie, grając w jakąś okrutną grę, czy mówi
prawdę? Czy faktycznie czuje obecność swojej zmarłej siostry przy sobie?
Śmierć dziecka na pewno jest zdarzeniem
traumatycznym w każdej rodzinie, mogącym niejedną rodzinę rozbić. Przeważnie
rodzice obwiniają się o to, co się stało, o to, że niewystarczająco dbali o
swoje dziecko, że są złymi rodzicami. Dodatkowo wiadomo, że bliźnięta łączy
wyjątkowa więź, więc trudno sobie nawet wyobrazić jak przeżywają one taką
stratę. Zwłaszcza jeśli jest się jeszcze dzieckiem... trudno nie współczuć
małej Kristie/Lydii. Ale już na samym początku książki pojawiły mi się
wątpliwości: jak to możliwe, że rodzice nie potrafią odróżnić swoich dzieci i
nie wiedzą, które z nich zmarło, a które żyje, polegając tu przede wszystkim na
słowu ocalałej bliźniaczki? Czy naprawdę były one aż tak identyczne? Niezupełnie,
bo przecież różniły się osobowością - czy rodzice nie rozpoznają ich po niej?
Czy nic nie wzbudziło ich wątpliwości (a jeśli nie, to w zasadzie co za różnica
które z dzieci nie żyje?)? A dziecko - dlaczego wcześniej nie powiedziało
rodzicom, że się pomylili, tylko dopiero po kilku miesiącach? Jak mogło nie
protestować, kiedy rodzice zabierali mu zabawki i rzeczy, bo myśleli, że należą
one do tej drugiej, martwej bliźniaczki? I wreszcie, jak to możliwe, że rodzice
mają swoje "ulubione" dziecko, tak jakby to dziecko było jakąś
zabawką. Czy wszystkich dzieci rodzice nie powinni kochać tak samo?
To, co dzieje się po przeprowadzce
Moorcroftów do Szkocji jest co najmniej niepokojące. Wyspa Torran nazywana jest przez lokalnych mieszkańców "cienkim miejscem", co jest
aluzją do tego, że wyspa ta jest bardzo blisko tego "drugiego świata" i
że grasują na niej duchy... Czy faktycznie miejsce to jest nawiedzone i czy faktycznie jest to dobry pomysł, aby ciągnąć tam małe dziecko? Atmosfera panująca w
książce mrozi krew w żyłach nie tylko z powodu wiatrów i sztormów na odległej
hebrydzkiej wyspie. Ale dlatego, że tu chodzi o dzieci, i że coś
niedobrego dzieje się z tymi dziećmi. I z ich rodzicami. Z całą tą rodziną jest
coś nie tak, choć przecież do wypadku pewnie byli normalną, kochającą się parą.
Potem wszystko się zmieniło, bo zamiast wspierać się i rozmawiać ze sobą, każda
z osób - zarówno rodzice, jak i pozostałe przy życiu dziecko - zamknęła się w
sobie, tworząc swój własny świat. Kłamiąc i udając kogoś innego. Każdy tu
kłamie i coś ukrywa, a przede wszystkim nie mówi swoim bliskim tego, co czuje.
W miarę rozwoju akcji zaczęło mnie to coraz bardziej denerwować. Miałam
wrażenie, że czytam o dysfunkcyjnej rodzinie, której wzór dysfunkcyjności jest
charakterystyczny dla naszych czasów. To ludzie, którzy wyrośli w dobrobycie,
pod kloszem, nieprzyzwyczajeni do tego, że coś może pójść nie tak. I kiedy
pojawiają się przeciwności losu - oni nie potrafiąc sobie z tym poradzić,
kompletnie się rozsypują. Dlaczego sobie nic nie mówią: bo sobie nie ufają? Co
to za związek bez zaufania? Matka dziewczynek, Sarah jest tu szczególnie
irytująca - zamiast rozmawiać z mężem, tkwi w pułapce swojego umysłu, który
produkuje coraz okropniejsze wizje tego, co BYĆ MOŻE się stało. A potem, gdy to się wylewa na
zewnątrz, jest oczywiście za późno, żeby coś naprawić. Bo, na zasadzie
samospełniającej przepowiedni pojawiają się kolejne problemy. Nie znoszę ludzi,
mających podwójne standardy moralne: co innego dla siebie, a co innego dla
pozostałych ludzi. Kiedy Sarah zdradza męża, to jest nic, nic nie znaczący
wypadek przy pracy, ale kiedy jemu przydarza się to samo, od razu jest ZDRADA i
śpij w osobnym łóżku. I jeszcze to faworyzowanie dzieci... Ta książka to przestroga dla
wszystkich małżeństw/par JAK SIĘ NIE ZACHOWYWAĆ, jeśli się chce, by nasz związek
przetrwał nie tylko dobre chwile, ale również te burzliwe czasy. Oraz dowód na to, że jednak nie wszyscy nadają
się do tego, by posiadać dzieci, nawet jeśli są dobrze sytuowanymi, wykształconymi
ludźmi - czasem myślę sobie, że ludzie powinni najpierw zdawać egzamin, zanim
będą mogli sobie sprawić potomstwo - i mam wątpliwości, że Sarah i Angus taki
egzamin by zdali. Z drugiej strony niewątpliwie autor uczynił w tej książce kozłem ofiarnym Sarah i nie wiem, czy mi się to podoba.
Fajny, mroczny klimat, umiejętne dozowanie
napięcia, nośny temat - tak podsumowałabym Bliźnięta z lodu. Warto.
S.K. Tremayne, Bliźnięta z lodu, Wyd. Czarna Owca, 2015
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz w Wyzwaniu bibliotecznym
Metryczka:
Gatunek: thriller psychologiczny
Gatunek: thriller psychologiczny
Główny bohater: Sarah Moorcroft
Miejsce akcji: Wielka Brytania
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 330
Moja ocena: 4,5/6S.K. Tremayne, Bliźnięta z lodu, Wyd. Czarna Owca, 2015
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz w Wyzwaniu bibliotecznym
Och! Ile emocji! Jaka tematyka! Dawno żadna recenzja tak mnie nie zachęciła, jak teraz Twoja. A i dobrego thrillera psychologicznego nie czytałam ostatnio ^^
OdpowiedzUsuńSprostowanie też było niezłe
UsuńPodzielam Twoją opinię, to bardzo zgrabny thriller. Aż chciałoby się takich więcej..
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
tommy z Samotni
Mi również się podobała, miała fajny klimat :) Będę wypatrywać kolejnej książki Tremayne'a.
OdpowiedzUsuń