Kapuściński non-fiction

Czy biografia to musi być pozycja konwencjonalna i nudna? A czy o człowieku, który wiódł niekonwencjonalne życie można napisać konwencjonalną i nudną biografię? Teoretycznie można, tylko po co? Te pytania zadałam sobie, w ślad za lekturą biografii Ryszarda Kapuścińskiego, owianej sławą książki kontrowersyjnej, naruszającej dobra osobiste jej bohatera. Przynajmniej w oczach żony Kapuścińskiego, która wytoczyła Arturowi Domosławskiemu pozew z tytułu tej książki. Pozew, dodajmy, z punktu widzenia czytelnika – przeciwskuteczny ;) Zaraz po pierwszym wydaniu książki, 10 lat temu, rozpętała się medialna burza, w której sławni ludzie, publicyści, dziennikarze, pisarze, politycy – podzielili się na dwa obozy: tych, którzy Domosławskiego odsądzali od czci i wiary za to, jak przedstawił sławnego reportera oraz tych, którzy go bronili. Padły słowa, które mnie naprawdę zadziwiły, i to z ust takich osób, że zadziwiło mnie to jeszcze bardziej. A kropką nad „i” była konstatacja, że osoby te nawet owej spornej książki nie czytały… Punkty zapalne były trzy: komunistyczna przeszłość naszego bohatera, kwestia koloryzowania w reportażach, których był autorem, wreszcie życie osobiste. 

Ad rem. Ryszard Kapuściński, znany na całym świecie polski dziennikarz, reporter i pisarz, specjalizujący się w tematyce krajów tzw. Trzeciego Świata, w szczególności Afryki i Ameryki Południowej. Człowiek – legenda, mistrz dla wielu pokoleń dziennikarzy. Przyjaźnił się m.in. z Gabrielem Garcią Marquezem. Przyznaję, że książek Kapuścińskiego nie czytałam, czego przyczyna zapewne leży w tym, że wolę biografie od reportaży z krajów rozwijających się. Ale oczywiście mniej więcej wiem, co Kapuściński napisał i o czym to jest. 

Domosławski pisze nie tylko o Kapuścińskim, ale nakreśla szeroki kontekst czasów, w jakich reporter żył. Czytamy więc np. o sytuacji politycznej w Polsce po zakończeniu II wojny światowej, o komunizmie w Polsce, o tym kto z kim i dlaczego. Potem dowiadujemy się również sporo o przewrotach i rewolucjach w różnych krajach na świecie, o zrzuceniu jarzma kolonializmu w Afryce i ideologiach w Ameryce Południowej. O tym, kogo popierała Moskwa. Tekst jest pełen takich słów jak imperializm, reakcjonizm, marksizm... Wielokrotnie było to dla mnie zbyt dużo, w polityce się gubię, a komunistycznej nowomowy nie trawię. Ale doceniam, bo było to potrzebne, by pokazać świat, w jakim urodził się i żył Kapuściński - i zrozumieć jego postępowanie. Domosławski cytuje wiele tekstów Kapuścińskiego, wyjątków z jego książek i relacji – poglądy Kapuścińskiego z kolei dają wiele do myślenia w odniesieniu do przemian, jakich był świadkiem i kierunku, w jakim rozwija się świat. Kolonializm, globalizm, terroryzm… Haczyk tkwi w tym, że Domosławski przedstawia Kapuścińskiego bez lukrowania, jako człowieka z krwi i kości, ze słabościami i różnymi motywami mu przyświecającymi. A przy tym czyni to z szacunkiem, starając się zrozumieć swojego mistrza. Odsłania drugie dno jego twórczości i zaprasza do debaty na temat granic reportażu i beletrystyki. Zasiewa wiele wątpliwości, stawia pytania. Dla mnie to jest naturalne – nikt nie jest ideałem, każdy ma swoje wzloty i upadki, swoje sekrety, grzeszki oraz życie osobiste. Nie można napisać biografii nie wspominając o tym – a gdyby takową popełnić, z góry wiadomo byłoby, że jest ona fałszem. Alicja Kapuścińska (oraz wielu krytyków tej książki) było innego zdania, oczekując nie rzetelnej biografii, a pomnika. Niewygodne fakty należałoby przemilczeć, a jakakolwiek krytyka jej męża stawała się dla niej kamieniem obrazy (nomen omen sam Kapuściński również sobie z krytyką nie radził, choć w naszym kraju zapewne spotykała go ona nieczęsto). Kobiety często bywają takimi zajadłymi strażniczkami pamięci swoich niedoskonałych mężów, co postrzegam jako rodzaj syndromu sztokholmskiego. Bohater nie ma prawa mieć skazy. Ani życia seksualnego.

Właśnie – zarzucano Domosławskiego nie wiem jakie obnażanie życia prywatnego Kapuścińskiego. Ku mojemu zaskoczeniu w tej grubej książce znajdują się tylko 3 krótkie rozdziały na ten temat – jeden o żonie, drugi o córce i trzeci – o anonimowej flamie dziennikarza. Żadnej „głębokiej ingerencji” tu nie widzę. Tymczasem Alicja Kapuścińska (oraz wielu czytelników) uznała, że te trzy rozdziały są zamachem na cześć jej męża… Skąd w ogóle myślenie, że w biografii nie wolno pisać o życiu osobistym? A zatem przekazać niepełny, wybrakowany obraz osoby, o której się pisze? Ja zawsze tego oczekuję, bo chcę się dowiedzieć tego, jakim bohater był człowiekiem, po prostu. A nie pokazują tego dokonania zawodowe, najbardziej nawet wybitne, ale stosunek do innych osób, w tym do najbliższych. I dlatego informacji dotyczących Kapuścińskiego-człowieka było mi wręcz za mało. Zabrakło mi chociażby takiego osobistego zdania Domosławskiego na temat swojego mistrza, człowieka z którym przecież się przyjaźnił i współpracował. Zastanawiam się, jak Domosławski sam postrzegał Kapuścińskiego, co o nim myślał. Dlaczego o tym nie napisał? Rzucenie światła na tę kwestię mogłoby wyjaśnić trochę skąd u Domosławskiego takie, a nie inne tezy na temat Kapuścińskiego – przecież panowie się znali osobiście, nie sądzę więc, by były one wyssane z palca (co sugerują niektórzy recenzenci). W sumie dlaczego Domosławski nie zadał Kapuścińskiemu tych pytań, które potem stawia w książce i na które sam próbuje odpowiedzieć, bo Kapuściński już nie może… Zabrakło mi też takiego wyjaśnienia, na czym w zasadzie polegał fenomen Kapuścińskiego – Domosławski wychodzi chyba z założenia, że wszyscy to wiedzą i wyjaśniać tego nie trzeba. Brakuje także szczegółów jego pobytów w różnych krajach – w zasadzie wiadomo tyle, że tam był, ale co tam robił. Zatem mało jest tu faktów z życia reportera (poza początkową częścią książki), bo autor koncentruje się na pokazaniu jego filozofii i poglądów politycznych. W zasadzie nikt nie zwraca na to uwagi w recenzjach tej biografii…

Dla recenzentów zagranicznych ważniejsza od kwestii życia osobistego (gdyż na Zachodzie nikt nie dziwi się poruszaniu prywatnych spraw w biografii) była kwestia koloryzowania w swoich reportażach przez Kapuścińskiego. Teraz sobie myślę, że – gdybym kiedyś skusiła się na jego książki – to dobrze, że przeczytałam najpierw tę biografię, ponieważ pozwala ona spojrzeć na twórczość Kapuścińskiego, no, że tak powiem, z inną optyką. Okazuje się, że co do tego, o czym pisał Kapuściński, nie można mieć pewności, czy wydarzyło się naprawdę… Czy aby na pewno w reportażu chodzi, aby „stworzyć klimat”, albo „istotę rzeczy”? Bo mnie wydaje się, że raczej o to, by pokazać, jak sprawy się miały w rzeczywistości. Nie od parady ten rodzaj literatury nazywamy non-fiction

Nie jest to książka tylko o Kapuścińskim, ale również o czasach w jakich żył i przemianach politycznych, jakich doświadczył. Z tego względu nie była dla mnie najłatwiejsza w lekturze, ale z drugiej strony nie czułam tych prawie 1000 stron, składających się na tę książkę.  Czy naprawdę ta książka musiała być taka gruba? No nie musiała, trochę dygresji i niepotrzebnych szczegółów można by wyciąć. Poza tym, żadnych kontrowersji tu nie widzę, bo pisanie prawdy nie jest kontrowersją. Wszak każdy człowiek sam kreuje swoje życie, więc jeśli bohater zdecydował, że będzie zdradzać żonę, to nie może oczekiwać, że nikt o tym nie będzie mówić, żeby nie zrobić mu „świństwa”. Świństwem byłyby oszczerstwa. Trochę sytuacja podobna do sytuacji z Janem Pawłem II, o którym nie można w Polsce napisać słowa krytycznego, który jest przedstawiany jako dobrotliwy staruszek, a jego autorytet polega na tym, że go podziwiamy, ale już tego, co mówił, nie słuchamy….

Metryczka:
Gatunek: biografia
Główny bohater: Ryszard Kapuściński
Miejsce akcji:  świat
Czas akcji: XX wiek
Ilość stron: 880
Moja ocena: 5/6


Artur Domosławski, Kapuściński non-fiction, Wyd. Wielka Litera, 2017

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później