Maj, miesiąc długi i piękny, ale mnie z czytaniem nie poszło najlepiej - przeczytałam tylko 13 książek (główną przyczyną tego zastoju była Indonezja itd., którą męczyłam tydzień) i gdybym miała wybierać najlepszą, miałabym problem. Powiedzmy, że postawiłabym na Na szpulce niebieskiej nici oraz biografię Putina. Niezła jest też Seks i cytadela, pozycja faktograficzna traktująca o życiu seksualnym we współczesnym świecie arabskim - dlaczego z dosyć liberalnego podejścia, Arabowie stali się takimi konserwatystami i czy świat arabski czeka rewolucja seksualna na wzór krajów Zachodnich. Może jeszcze o niej napiszę, bo właśnie ją kończę.


Rodzina Whitshanków jest pozornie zwykłą amerykańską rodziną. Mieszkają w domu na przedmieściach, prowadzą własną firmę, na wakacje wyjeżdżają zawsze do tego samego domku nad morzem, gdzie przyglądają się, jak zmieniają się ludzie, przyjeżdżający do domku obok... Whitshankowie oczywiście też się zmieniają, kolejne pokolenia przychodzą i odchodzą. Ale bohaterowie, jak każda rodzina mają swoje tajemnice, swoje rytuały, czy historie opowiadane od lat. I o tym właśnie jest ta książka - o tym, jak zmienia się życie, o przeszłości i o teraźniejszości, o tym, że częścią życia jest też odchodzenie. Ciepła i mądra, bohaterowie z krwi i kości, z którymi można się identyfikować, a całość w ogóle nie wydumana. Paradoksalnie mnie najbardziej utkwiła w pamięci nie szpulka niebieskiej nici, ale historia z niebieską huśtawką. Bardzo przyjemnie się ją czyta. Godna polecenia.

Anne Tyler, Na szpulce niebieskiej nici, Wyd. W.A.B, 2016 (416 str)


Kiedyś na zdjęciach wszyscy mieli poważne miny, ponieważ żeby zrobić sobie zdjęcie trzeba było przez dłuższy czas siedzieć bez ruchu - w takiej sytuacji uśmiech wyglądałby sztucznie. Kiedyś też zdjęcia robiło się jedynie z okazji większych życiowych wydarzeń. Fotografom powodziło się dobrze i byli szanowanymi rzemieślnikami. Dziś świat jest "zasrany zdjęciami", jak powiedział Ryszard Horowitz, więc nic dziwnego, że studia fotograficzne straciły rację bytu. Podobnie zresztą jest z wieloma innymi tradycyjnymi usługami: mało kto dziś szyje sobie ubrania (o butach nie wspominając), zegarków się nie naprawia, a tylko wymienia baterie, a do tradycyjnych piekarni, czy ciastkarni, gdzie można kupić produkty bez polepszaczy - ustawiają się długie kolejki. O takich właśnie firmach, rzemieślniczych firmach z tradycjami, prowadzonych już przez trzecie, a nawet czwarte pokolenie, jest ta książka. Przebija przez nią smutek, bo wszyscy rzemieślnicy powtarzają, że najpierw zniszczył ich socjalizm, a teraz też państwo nie wspiera małych firm usługowych - zamiast tego panoszą się sieciówki i wielkie biznesy, a o prawdziwych fachowców coraz trudniej, bo nie uczy się zawodu. Wstyd i szkoda. Ciekawa pozycja z punktu widzenia polskiej przedsiębiorczości. 

Anna Zasiadczyk, Artur Krasicki, Polskie firmy rodzinne, Wyd. Muza, 2016


Przeczytałam dwie pierwsze części House of Cards, przeczytałam i ostatnią. Główny bohater, makiaweliczny polityk Francis Urquhart jest u steru władzy już 10 lat, czym prawie pobija rekord Margaret Thatcher. Przetrwał z pewnością wiele burz i kryzysów, z których najwyraźniej zawsze potrafił wyjść zwycięsko. Co więcej, wydaje się, że nadal jest pod tym względem w dobrej formie, a oparcie znajduje niezmiennie w swojej żonie Mortimie, motywującej go do walki. Czas jednak na nikogo nie czeka, i także F.U. zauważa u siebie objawy dopadającej go starości. Poza tym, czy po tych wszystkich latach wyborcy nie pragną jednak zmian? Ostatnie rozdanie na tapetę bierze konflikt na Cyprze: podział wyspy i zaszłości po brytyjskiej na niej obecności. Okazuje się, że ma to bezpośredni związek z premierem Wielkiej Brytanii. Wydawało mi się, że ta książka jest bardziej wycyzelowana, niż poprzednie, akcja też toczy się w niej wolniej, ale za to jest sporo bicia piany i górnolotnych fraz, które pewnie są charakterystyczne dla dyplomacji, ale w powieści sprawiają wrażenie sztucznego podbijania bębenka. Zwłaszcza mało naturalnie brzmią dialogi między Francisem a Mortimą. Jednocześnie wolniejsza akcja daje poczucie, iż właśnie ta część trylogii jest najbardziej realistyczna. Czy jednak zakończenie zadowoli czytelników? Sprawdźcie sami.

Michael Dobbs, House of cards. Ostatnie rozdanie, Wyd. Znak, 2016 (524 str)


Nowy car to książka idealna, by się dowiedzieć, w jaki sposób skromny petersburski urzędnik (i były szeregowy członek KGB) wspiął się na szczyty władzy i stał się jednym z najpotężniejszych ludzi na świecie. Czytając ją, można się też - wraz z autorem - zastanawiać - jak to się stało, że Wladimir Putin, który początkowo chciał wprowadzać w Rosji reformy i żyć dobrze z Zachodem - tak się zmienił. Że lekceważy prawo, rozdaje dobra i synekury swoim znajomym, dopuszcza się nawet przestępstw, a przede wszystkim nie słucha już tego, co mówią mu inni. Podobnie, jak Ludwik XIV, Putin mówi: Rosja to ja. Można by pokusić się nawet o stwierdzenie, że Putin jest prawdziwym Francisem Urquhartem... Przyznaję, że lektura tej książki nie jest zbyt łatwa, ponieważ jest ona przepełniona kwestiami politycznymi: wybory, wojna w Czeczenii, konflikt z Gruzją, afera Chodorkowskiego, olimpiada w Soczi, Ukraina... Za to z pewnością jest to biografia rzetelna i wyczerpująca, dająca pogląd na to, jak wyglądała przemiana Rosji od państwa komunistycznego, po ... kapitalistyczne?

Steven Lee Myers, Nowy car, Wyd. Sonia Draga, 2016 (704 str)


I jeszcze jedna książka z garniturowcem na okładce. W galerii typów wymienionych przez pana Twardocha i Bociągę zdecydowanie zabrakło jednego: snoba. Cała ta książka jest nacechowana daleko posuniętym snobizmem. Generalnie dowiadujemy się, że jesteśmy żałośni, bo jeździmy takim, a nie innym samochodem, nosimy pewien typ obuwia, pijemy nieodpowiedni rodzaj whisky, czy co tam jeszcze się autorom nie podoba. Strasznie nie lubię takiego kategoryzowania, czy szufladkowania, jakie jest praktykowane w tej książce. Nudziarzami nazywani są ci, którzy dyskutują o wyższości toyoty nad oplem, ale za to - wg autorów - nie jest nudne rozpisywanie się na kilku stronach o osiągach i parametrów wybranych przez nich samochodów. Jasne, zgadzam się z tezą, iż mężczyzna powinien być zadbany, a na to składa się xyz, ale sposób przekazania tego w Sztuce życia dla mężczyzn jest co najmniej dyskusyjny. Zwłaszcza, że często konkluzja jest taka, że aby mieć styl i być cool, trzeba mieć mnóstwo kasy. A jak nie masz? - to zrób tak, żeby mieć. Ja de facto nie wiem, jaki był cel napisania tej książeczki, bo ani to, co autorzy piszą nie jest ani zabawne, ani pożyteczne. Zresztą ci, do których te "rady" powinny trafić i tak jej nie przeczytają. Jest tu dużo lania wody, trochę filozofowania, sporo obraźliwych komentarzy, są nawet przepisy kulinarne - tylko po co?  Chyba tylko po to, by napisać coś, co się sprzeda i zarobić trochę tej, jakże potrzebnej, kasy.

Szczepan Twardoch i Przemysław Bociąga, Sztuka życia dla mężczyzn, Wyd. Świat Książki, 2013

Książki biorą udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska , Grunt to okładka oraz w Wyzwaniu bibliotecznym

Komentarze

  1. Ciesze sie, ze spodobalo Ci sie "Na szpulce niebieskiej nici". Szkoda, ze przeszla tak troche bez echa.

    OdpowiedzUsuń
  2. 13 książek to wcale nie taki zły wynik ;) Muszę sobie zapisać "Na szpulce niebieskiej nici", bo myślę, że może mi się spodobać.

    OdpowiedzUsuń
  3. 13 książek - rzeczywiście niewiele ;-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później