Ludzie, którzy jedzą ciemność
Czy to jest o tych
dziwnych preferencjach i dewiacjach seksualnych Japończyków? -
zapytała moja koleżanka. Otóż nie, a przynajmniej nie
bezpośrednio. To książka o tym, co stało się z młodą Brytyjką,
Lucie Blackman, która przyjechała do Tokio, aby dorobić sobie jako
hostessa. Czym są hostessy w Japonii? Pracują w tzw. wodnym
biznesie, czyli szeroko określanym biznesie erotycznym, ale nie są
prostytutkami, ale raczej współczesnymi odpowiednikami dawnych gejsz.
Oczywiście nie tak wyrafinowanymi i wyedukowanymi, gdyż wiele z
nich to cudzoziemki – Australijki i Europejki, co odzwierciedla
skrzywienie Japończyków na punkcie zachodniej kultury i białych
kobiet – Japończykom wydają się one tak piękne, jak boginie, a
jeśli do tego dodamy ich swobodę obyczajową, to mamy obraz kobiety
(kochanki) doskonałej. Zderza się to z usztywnieniem Japończyków
i ich zahamowaniami w sferze seksualnej. Coś o tym wiem, muszę
powiedzieć, bo byłam w Japonii, i to byłam w owym czasie, gdy
rozgrywały się wydarzenia, opisywane w Ludziach, którzy jedzą
ciemność. Sama zetknęłam się z owym nastawieniem japońskich
mężczyzn do cudzoziemek, ale doświadczyłam także owego dziwnego
rozluźnienia zwyczajów, które przytrafia się człowiekowi kiedy
jest na wakacjach, ogólnie rzecz biorąc daleko od domu i zdarza mu
się robić rzeczy, które normalnie nie przyszły by mu do głowy –
coś takiego jest w „japońskim powietrzu”:
- Naprawdę pokochałam Japonię (…) Niektóre rzeczy mnie bulwersują, a niektóre po prostu w niej uwielbiam. Daje ogromne poczucie wolności, ponieważ niezależnie od tego, co zrobimy tak czy inaczej jesteśmy odmieńcami, prawda? Ludzie tak czy inaczej będą się na nas gapić, więc możemy przestać się tym przejmować i naprawdę wyluzować. A ponieważ można tam zarobić dużo pieniędzy, można też naprawdę zaszaleć. Jest się tak daleko od domu, że ma się wrażenie, iż cokolwiek się zrobi, i tak nie będzie miało to wpływu na prawdziwe życie.
Lucie Blackman
pojechała do Japonii ze swoją przyjaciółką. Zatrudniła się
jako hostessa w tokijskiej dzielnicy klubów Roppongi, co oznacza, że
zabawiała przychodzących tam po pracy Japończyków, głównie
rozmową i nalewaniem drinków. Taka praca. Oczywiście to, czy
hostessy posuwały się dalej, zależało od nich samych. Lucie była
– w opisie Parry'ego stosunkowo niewinna, nie przepadała za tą
pracą i wykonywała ją tylko po to, by spłacić swoje długi. Z
drugiej strony miała tylko 21 lat, była typową Brytyjką lubiącą
się zabawić i porandkować. Pewnego dnia zniknęła bez śladu...
Jej przyjaciółka niezwłocznie zawiadomiła japońską policję
oraz rodzinę Lucie w Wielkiej Brytanii. Poszukiwania dziewczyny
trwały dosyć długo, ale jeszcze dłużej – bo kilka lat - trwał
proces mężczyzny oskarżonego o doprowadzenie do jej śmierci.
Faktycznie, pamiętam, że kiedyś była to dosyć głośna sprawa.
Dziennikarz, Richard Lloyd Parry, opisuje to wszystko, a jego książka
jest czymś pomiędzy reportażem, a powieścią, gdyż znajdziemy w
niej wiele refleksji autora na temat m.in. japońskiego
społeczeństwa i obyczajów jego męskiej części, osobowości oskarżonego, aspektów moralnych całej
sprawy czy wreszcie postępowania bliskich Lucie i ich wzajemnych
relacji. W dużej mierze jest to książka właśnie o Japonii, a nie
o Lucie (i wybaczcie mi, ale 21-latka lekkomyślnie zadająca się z
mężczyznami nie wzbudziła we mnie zbyt pozytywnych uczuć, nawet
mimo tego, że autor przedstawia ją jako sympatyczną i piękną
dziewczynę) – ważniejsze jest tu nakreślenie obrazu pewnego
środowiska, diagnoza społeczna współczesnej Japonii, w tym
pokazanie działania japońskiego systemu sądowniczego i
policyjnego, co istotnie jest bardzo ciekawe. Czytając to, człowiek myśli sobie, że oni naprawdę są jacyś inni. I można by było myśleć, że coś takiego, co przydarzyło
się Lucie, to tylko w Japonii, ale niedawne zdarzenia w
Polsce z bibliotekarzem, który zamordował swoją nauczycielkę –
pokazują, że mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet są wszędzie. W Japonii w istocie
przestępczość jest o wiele niższa, niż w naszej części świata, ale bynajmniej nie wynika to ze skuteczności tamtejszych służb - a wręcz przeciwnie - wyjątkowa ich nieporadność, którą pokazuje Parry, wiąże się z tym, że Japończycy rzadko popełniają przestępstwa.
Nie chodziło o to, że sprawiedliwość była nieważna. Po prostu niczego nie zmieniała, albo nie zmieniała niczego, co rzeczywiście miałoby jakiekolwiek znaczenie. (…) Lucie nadal nie było – czy cokolwiek mogło zmienić ten fakt? (…) Najsroższa kara ani najszczersza skrucha – nic nie mogło zasklepić tej rany. Nie istniała żadna wystarczająca satysfakcja, zadośćuczynienie, czy odszkodowanie, istniały jedynie mniej lub bardziej dotkliwe ból i upokorzenie. Lucie była wyjątkową, najdroższą, najukochańszą istotą ludzką. Nie żyła i nic nie mogło przywrócić jej do życia.
Co rzadko się
zdarza znajdziemy tu podkreślenie nieodwracalności zdarzeń, tego,
że niezależnie od tego, jak byśmy ukarali sprawcę, to nic nie
przywróci do życia Lucy.
Tytuł tej książki
faktycznie może trochę mylić i jest trochę wydumany, bo nie jest
to książka o złych ludziach, lecz raczej o ludziach zagubionych.
Jeśli już to opisywane przez Parry-ego zło ma charakter pewnego
rodzaju mroku pochłaniającego światło, a nie ciemność. Autor tej książki nie szuka sensacji, nie zagłębia
się w półświatek, nie zajmuje się dewiacjami i tworzy w swojej
książce raczej nastrój pełen smutku i szacunku dla dziewczyny,
która miała pecha i nie dożyła swoich 22 urodzin.
Richard Lloyd Parry, Ludzie, którzy jedzą ciemność. Prawdziwa historia o dziewczynie, która zaginęła w Tokio i o złu, które ją pochłonęło, Wyd. Znak, 2014
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka, Czytam opasłe tomiska oraz w Wyzwaniu bibliotecznym
Metryczka:
Gatunek: reportaż
Gatunek: reportaż
Główny bohater: Lucie Blackman
Miejsce akcji: Tokio
Czas akcji: koniec XX wieku
Ilość stron: 457
Moja ocena: 4,5/6Richard Lloyd Parry, Ludzie, którzy jedzą ciemność. Prawdziwa historia o dziewczynie, która zaginęła w Tokio i o złu, które ją pochłonęło, Wyd. Znak, 2014
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka, Czytam opasłe tomiska oraz w Wyzwaniu bibliotecznym
Och. Nie wiem, jak Ty to robisz, ale kiedy już piszesz o jakiejś książce to tak, że mam ochotę od razu się zabrać za lekturę, nawet jeśli nie do końca wpasowuje się ona w moje czytelnicze gusta. Pięknie napisałaś. Chcę przeczytać.
OdpowiedzUsuńWłaśnie dzisiaj przeglądałam księgarnię internetową Znaku i zwróciłam uwagę na tę książkę. Po Twojej recenzji jestem przekonana, że to idealna pozycja dla mnie. Nie jestem jakoś bardzo zafiksowana na punkcie kultury Japonii, jednak kwestia "mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet" interesuje mnie zawsze i wszędzie.
OdpowiedzUsuńJuż drugi raz dzisiaj widzę pozytywną opinię o tej książce. Nie wątpię, że jest niepokojąca, tym bardzie, że to wydarzyło się naprawdę.
OdpowiedzUsuńOstatnio bardzo bliskie mi książki tu opisujesz, a ja nie mam czasu czytać :( wrócę!
OdpowiedzUsuńTytuł nie kojarzy mi się z treścią. Jest jakiś dziwny. Dobrze, że napisałaś o tej pozycji. Teraz wiem, czego wypatrywać na bibliotecznych półkach :)
OdpowiedzUsuńByłam przekonana, chociaż właściwie nie wiem dlaczego, że Japonia jest krajem na tyle konserwatywnym, iż takie przedziwne ekscesy, znane mi bardziej z krajów arabskich, nie mogą tam mieć miejsca.
OdpowiedzUsuńZaskoczyła mnie Twoja recenzja i ta książka.
Japończycy nie są konserwatystami, w końcu to w tym kraju rozwijała się sztuka miłości, powstały hotele miłości i różne dziwne zjawiska, w stylu cosplaying czy inne wynalazki. A tak naprawdę książka nie mówi - jak napisałam - o żadnych dewiacjach seksualnych.
Usuń