Wakacyjne lektury
Ponieważ są wakacje jestem na fali wakacyjnej
literatury - wakacyjnej, to znaczy musi być słońce, morze, najlepiej
morze śródziemne (żeby było śmieszniej, na PRAWDZIWE wakacje jeżdżę w
góry), podróże, duużo zieleni i święty spokój. Skoro nie planuję w tym
roku żadnych dalekich wojaży, to może przynajmniej w ten sposób sobie
pozwiedzam. Tym razem jestem tą, co "siedzi i czyta o dalekich krajach",
ale mam nadzieję, że do czasu.
Jak wakacje to honorowe miejsce zajmują u mnie
książki Frances Mayes: "Pod słońcem Toskanii", "Bella Toskania" i
ostatnio "Rok w podróży". Czytam te książki, opalając się w parku
i...szlag mnie trafia, że mnie tam nie ma...w Toskanii. Co nie zmienia
faktu, że w sytuacji, kiedy nie ma mnie we Włoszech, na czytanie tego
typu literatury najbardziej odpowiednie jest jakiekolwiek wiejskie
otoczenie, byleby słonko grzało i pasikoniki cykały...
"Pod słońcem Toskanii" czytałam pierwszy raz kilka
lat temu - i mnie nie porwała. Wręcz znudziła. Ale rok później, kiedy
sięgnęłam po nią jeszcze raz - byłam zachwycona! Nie wiem skąd ta
zmiana, może zmiana oczekiwań, podejścia? Powiedzieć trzeba, że książka
ma niewiele wspólnego z filmem pod tym samym tytułem, który rzekomo
powstał "na jej kanwie". Faktycznie, jest ona zapisem perypetii autorki z
zakupem i remontem starego domu w Cortonie (prawdziwa jest też ekipa
polskich robotników), ale nie znajdziemy w niej wartkiej akcji i
romantycznych uniesień. To raczej zbiór esejów z erudycją
opisujących włoski styl życia, w którym liczy się jakość, a więc pogoda
ducha, brak pośpiechu, zgoda z naturą, dobra zabawa, a przede wszystkim
JEDZENIE. Całe dwa rozdziały to przepisy - np. na pyszną polentę alla
parmigiana. Bellissima!
"Bella Toskania" jest kontynuacją "Pod słońcem..." czyli kolejne notatki z życia na włoskiej prowincji - i nie tylko.
"Dni powszednie Cortony płyną niezakłócone, podejmuje się odpowiednie środki, żeby chronić wieś. Życie kulturalne tego maleńkiego miasteczka mogłoby świecić przykładem większości dużych miast amerykańskich. I myślę o młodszym pokoleniu: (...) kultywują wszystkie dobre tradycje. Kiedy nasza kochana Rita przeszła w zeszłym roku na emeryturę, jej sklep frutta e verdura przejął młody człowiek. Cortona w przeciwieństwie do tylu innych prowincjonalnych miasteczek nie traci swoich młodych na rzecz skupisk wielkomiejskich.(...) Gromadka kortończyków przechodzi szosą koło domu, śpiewając. Idą i śpiewają. W moim amerykańskim życiu to niemożliwe, nie wyobrażam sobie, żeby ktoś tak śpiewał wieczorem w środę. Słuchamy tej nieznanej piosenki. - Właśnie tak...Włoskie życie jest nadal słodkie."
Czytając książki Mayes nie można nie pomyśleć o
Petera Mayle'a opowieściach o Prowansji - bo chyba Mayle zapoczątkował
modę na tego typu literaturę - tyle, że powieści Mayle'a są dużo
bardziej zabawne (typowo angielskie poczucie humoru) - a powieści Mayes
bardziej nostalgiczne. I tylko szkoda, że domy na włoskiej prowincji
wykupują głównie Amerykanie...
I wreszcie "Rok w podróży" to relacje z podróży -
głównie po krajach śródziemnomorskich: Włochy, Portugalia, Hiszpania,
rejs po wysepkach Grecji i Turcji - napisane z typową dla autorki
mieszaniną nostalgii i fascynacji tym, na co napotyka:
"Mantua to świetna sceneria dla opowieści. Gdyby okoliczności ułożyły się inaczej, może Romeo przywiózłby tu Julię w odwiedziny, bo z pewnością wielkie wrażenie wywarło na nim to małe, eleganckie miasto, prawie całkowicie otoczone przez wodę, z przestronnymi piazzami, zamkami i solidnymi kościołami, pełnymi dzieł sztuki (...). Domy nad wodą zmuszają do wyciągnięcia aparatu: wystające balkony, refleksy, drzewa maczające gałęzie w wodzie, mała łódka uwiązana do omszałych stopni."
Komentarze
Prześlij komentarz