Bohaterka powieści jest małą dziewczynką krzywdzoną przez ojca. Nastolatką zachodzącą w ciążę i rodzącą nieślubne dziecko. Nie udaje jej się zdać szkolnych egzaminów końcowych. Wydaje się, że skazana jest na porażkę. W końcu zapisuje się do kolegium nauczycielskiego w innym mieście. Możliwość nauki okupiona jest rozłąką z synkiem. Potem wychodzi za mąż. Rodzi kolejne dziecko. Uczy w szkole. Zaczyna "normalnie" żyć. Najważniejsze chwile.

Wiecie, czytałam Stulecie i Księgę Diny, i obydwie te powieści podobały mi się. Te chwile jednak - powieść podobno autobiograficzna - nie zrobiły na mnie dobrego wrażenia. W gruncie rzeczy norweska autorka nie opowiada nam w niej niczego nowego. Znowu mamy kobietę, która jest zbyt niezależna jak na wymogi swoich czasów. Artystkę i feministkę, czującą się uwięzioną w tradycyjnym gorsecie patriarchalnego społeczeństwa. To o niej mówi ojciec, że przyniosła wstyd swojej rodzinie, bo zaszła w nieślubną ciążę, to do niej mają pretensje sąsiedzi, że jej dziecko jest "zbyt dużo czasu samo", kiedy matka pracuje i uczy się oraz odwiedza męża w szpitalu. To jej wciskają klasę maluchów, mimo, że wolnych jest dwóch nauczycieli - ponieważ "mężczyźni nie mają tego w genach". To ją ludzie obciążają winą za rozpad małżeństwa, bo "tak to jest kiedy baba zostawia męża i dzieci, żeby studiować i realizować siebie". To jej odmawiają kredytu, bo "kto podpisze papiery, skoro nie mam męża i pracy".
Jeszcze długo w następnym tysiącleciu będzie czuła tę etykietkę. Kobieta. Kobieta premier, kobieta pastor, kobieta bokser, kobieta więzień, kobieta rekrut, kobieta myśliwy i kobieta pisarz. Literatura kobieca. Nie wspominając już o całkowicie nienaturalnej kwestii kobiety geniusza
Tymczasem w bohaterce budzi się pragnienie twórcze. Najpierw nieśmiało, bo kimże ona jest. W pierwsze swoje małe sukcesy trudno jej uwierzyć. Mimo, że inni mają ją za silną i bezkompromisową, taką, co to zawsze bierze sobie to, co chce, ona czuje się niewiele warta, toczona przez raka wstydu i samooskarżeń. Dopiero po rozstaniu z mężem czuje się "wolna" i względnie zadowolona z życia. Niestety bohaterka-narratorka sprawia też wrażenie odklejonej od rzeczywistości, a być może pogrążona w depresji, sprawiającej, że na życie patrzy jak na pasmo problemów, wymogi realnego życia uznawane są przez nią za przyziemne obowiązki, odciągające ją od jej prób twórczych. Narracja przesiąknięta jest całą gamą negatywnych emocji: smutkiem, melancholią, nostalgią, niepokojem, wstydem, samotnością i poczuciem wyobcowania. A także pretensjami do mężczyzn, że im nikt nie mówi jak mają żyć. Z biegiem czasu bohaterka zaczęła mnie coraz bardziej irytować takim nastawieniem. Ta powieść przepełniona jest użalaniem się nad sobą. Wiecznym szukaniem i nie znajdowaniem. Zadawaniem pytań, na które nie ma odpowiedzi. Negowaniem tego, co bohaterkę otacza. Odsuwaniem się od innych i samousprawiedliwianiem. 
Czy przyszło ci do głowy, że zużywasz siły na niesłuszne cele? 
Tak. Ale te niewłaściwe zadania też muszą zostać zrobione. Trzeba wykazywać się odpowiedzialnością. 
Za co?
Za dzieci i pracę, mówi, wspinając się na przybrzeżne skałki. (...)
Ty jesteś swoją największą odpowiedzialnością! Musisz znaleźć dla siebie miejsce, powiada bezdzietna pisarka z Paryża. 
Typowo po skandynawsku, trudno szukać w bohaterce wylewności, trudno powiedzieć czego ona chce od życia, a nawet, czy wie ona co to miłość, pożądanie i inne ludzkie uczucia. A być może po prostu pisarka nie chciała nam tego zdradzić. No właśnie. Kiedy ja piszę jakiś tekst, staram się, by był on jak najbardziej zrozumiały, więc chyba mam prawo wymagać tego samego od pisarzy wydających swoje dzieła? Tymczasem Te chwile napisane są tak, jakby autorka tak naprawdę nie chciała nam zbyt wiele powiedzieć o swojej bohaterce. Powieść napisana jest w bardzo bezosobowej formie, w trzeciej osobie, autorka nie używa żadnych imion (skutkiem czego czytelnik może mieć trudności w odgadnięciu kto wypowiada daną frazę). Dominują opisy odczuć i stanów, a tego, co się wydarzyło trzeba się niejednokrotnie domyślać, czytając między wierszami. Wszystko to jest bardzo surowe. Autorka często skacze z tematu na temat w kolejnych zdaniach łącząc np. rozmyślania nad sensem losu ludzkiego z informacją o kolorze marchewki w zupie. Wassmo jest tu mistrzynią ogólnikowości. Jej tekst jeży się od takich nieokreślonych i enigmatycznych sformułowań jak: coś, jakoś, ktoś, gdzieś tam, wszystko, różne rzeczy, kiedyś, pewnego dnia, trzeba, można, naprawdę, normalnie. Wszystko zwielokrotnione taką typową dla Skandynawów otoczką chłodu i melancholii. W gruncie rzeczy jest to styl, który mnie męczy i który prędzej, czy później - mimo najszczerszych intencji - zaczyna mnie irytować. Nie jestem w stanie znieść czegoś takiego w większej dawce. Ulubionym zdaniem pisarzy stosujących taki język jest chyba stwierdzenie, że wszystko jest NIERZECZYWISTE. Tylko, że czytelnik nigdzie nie znajdzie wyjaśnienia co właściwie autor miał na myśli. A Nobla Wassmo należy przyznać za zdanie: Miłość nigdy nie będzie dla ciebie niczym więcej, niż tylko tym!  - jest to równie czytelne, co wróbelek, co miał jedną nóżkę bardziej. Niestety ciągle zdarza mi się trafiać na tego typu książki - w podobnej konwencji napisane są na przykład Ścieżki północy. Niestety kojarzy mi się to również z książką, którą wspominam jako jedną z najgorszych książek, jakie czytałam, czyli Córkami gór.
Wieczność i smutek, myśli. W tych dwóch wymiarach ma swój niewielki, odmierzony udział. Dziwne, smutek jednego człowieka jest we wszechświecie mniejszy od cząsteczki pyłu. Tak już jest. Ona jest jego częścią. Obca. Nie ma w sobie właściwego dążenia do przynależności. Nie wie, czy czuje z tego powodu ulgę, czy przykrość. Ta świadomość otwiera w niej przestrzeń.
Te chwile to opowieść o rodzącej się w kobiecie artystce - pisarce, a także malarce, również o coraz bardziej świadomej i silnej kobiecości, zmagającej się jednak z oporem świata zdominowanego przez mężczyzn. Język, w jakim są one jednak napisane - niezwykle mało konkretny, enigmatyczny i bezosobowy - sprawi, że na pewno tej powieści nie zapamiętam na długo. Właściwie to było takie nijakie, że już tydzień po przeczytaniu książki, zapomniałam o czym ona była.

Metryczka:
Gatunek: powieść obyczajowa 
Główny bohater: bezimienna bohaterka
Miejsce akcji: Norwegia
Czas akcji: XX wiek
Ilość stron: 384
Moja ocena: 3/6

Herbjorg Wassmo, Te chwile, Wyd. Smak Słowa, 2015

Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz w Wyzwaniu bibliotecznym

Komentarze

  1. Uch, a już miałam nadzieję, że będzie to kolejna książka autorki, o którą warto się postarać... No cóż, tę będę omijać szerokim łukiem, szkoda na nią czasu, z tego co widzę. Szkoda, że się rozczarowałaś lekturą.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później