Pamiętam pierwszą książkę Tomka Michniewicza, Samsara, w której autor jawił się jako hipsterski podróżnik, dla którego najważniejsza była przygoda i dobra zabawa. Z każdą kolejną książką, było jednak u niego widać przemianę w rasowego reportera i osobę zatroskaną o to, co go otacza, a nie tylko o samego siebie. I ja to bardzo szanuję. Widać było to już np. opowieści o rezerwacie w Zimbabwe, gdzie chronione są zagrożone wyginięciem nosorożce. Do którego to miejsca zresztą Michniewicz wraca w Chrobocie. Pozwólcie, że znowu najpierw nadrobię zaległości.


Chrobot to już jest zwieńczenie ww. przemiany - już zresztą podpisany nie jako "Tomek", a Tomasz Michniewicz - i jak dla mnie perełka wydawnicza. Można tę książkę w istocie podsumować jako "opisanie świata": siedem różnych miejsc na świecie, siedem ludzkich istnień, tak różnych, a zarazem tak podobnych do siebie, w swoich dążeniach. Kultura, obyczaje w tych krajach. Chrobot to również spojrzenie "z lotu ptaka" na współczesne problemy: zanieczyszczenie środowiska, globalizację, wyzysk biednych przez bogatych, rosnące dysproporcje pomiędzy tymiż. Manifest minimalizmu i antykonsumpcjonizmu. Michniewicz staje w szeregach tych, którzy piętnują te zjawiska, obnażają niewygodną prawdę i nawołują, żeby coś z tym zrobić.

O marzeniach trzeba umieć zapomnieć. Bez marzeń da się żyć. Na marzenia był czas w przedszkolu.

 

W klimatyzowanych aulach na uniwersytetach uczą, że słowa kształtują rzeczywistość, że trzeba je precyzyjnie dobierać.
Nie 'Trzeci Świat' tylko 'kraje rozwijające się'. Nie 'nędza' i 'zacofanie', tylko 'problemy strukturalne'. Nie 'biedny' tylko 'ekonomicznie nieprzystosowany'.

- Ludzie w Mubende są biedni, a nie 'ekonomicznie nieprzystosowani'. Biedni. Jeśli cię nie stać na leki, nie możesz wysłać dzieci do szkoły, jesteś biedny. (...) Po co to nazywać inaczej?
- Bo to wyraz szacunku.
- My chcemy móc kupić leki, a nie być nazywani z szacunkiem i to przez kogoś na końcu świata. Używasz innych słów, ale opisujesz to samo. Przecież tu się niewiele zmienia. Te wasza słowa ukrywają, jak jest naprawdę. Komu to służy?

W wielu krajach podatek korporacyjny wynosi dwadzieścia pięć- trzydzieści pięć procent. Coca-cola, Apple, IBM różnymi trickami sprowadziły swój podatek do poziomu siedemnastu procent.
Boening - do ośmiu.
Facebook - do czterech
.

 


Jako całokształt ta książka jest bardzo przygnębiająca, każąc zadać sobie ostateczne pytanie o sens: "po co to wszystko?". I, kolokwialnie rzecz ujmując, trzeba stwierdzić, że "ryje beret". Zostaje w pamięci, nie pozwala być po prostu odłożona na półkę. 

 

Tomasz Michniewicz, Chrobot, Wyd. Otwarte, 2018

 

Nic więc dziwnego, że kiedy zobaczyłam, że Michniewicz wydaje nową książkę, od razu postanowiłam się w nią zaopatrzyć i nie czekać, aż pojawi się ona w bibliotece. Choć opis jej zawartości, przyznaję, przyprawiał mnie o ból brzucha ze strachu:

Kryzys to zbyt straszna rzecz, żeby go zmarnować (…). Czy wyciągniemy wnioski na przyszłość? Wygląda na to, że na razie zajęci bieżącymi problemami patrzymy pod nogi, zupełnie nie widząc, że pędzimy na ścianę.

 

Ta książka jest taką diagnozą obecnego świata w pigułce, gdzie za punkt wyjścia służy pandemia koronawirusa. Michniewicz notuje jak to wszystko się toczyło, oraz prosząc o komentarz specjalistów z różnych dziedzin. Jest o tym, jak reagujemy na stres i na sytuację zagrożenia, o tym, dlaczego taką popularność zyskują teorie spiskowe, o nieudolności władzy, o tym, jak funkcjonują obecnie media. To wszystko, co obserwowaliśmy w ostatnich miesiącach, zagubieni w zalewie sprzecznych informacji, zadając sobie pytanie o co w tym wszystkim chodzi. Od pandemii stopniowo przechodzimy do bardziej ogólnych bolączek współczesnego świata: radykalizujących się rządów, nierówności, kryzysów gospodarczych, sztucznej inteligencji, w końcu tematu, którego się obawiałam najbardziej – zmian klimatycznych. Chwilowa anomalia napisana jest w bardzo przystępny sposób, tak że kiedy zaczęłam ją czytać, nie potrafiłam jej odłożyć. Może się wydawać, że jest to powtórzenie tematyki Chrobotu, ale ten ostatni jest bardziej literacki w formie, natomiast w Chwilowej anomalii mamy twarde fakty, przytaczane przez ekspertów w danej dziedzinie. W Chrobocie coś tam chrobotało, tu coś już ewidentnie stuka do drzwi...


Tak, faktem jest, że nie ma tu niczego, czego bym już nie wiedziała, Michniewicz tylko potwierdza tę wiedzę, którą już nabyłam. Chwilowa anomalia jest wypadkową wielu książek, które czytałam ostatnimi czasy. Ale zakładam, że nie wszyscy ludzie sięgają na co dzień po popularnonaukowe pozycje dotyczące chociażby geopolityki, ekonomii, czy psychologii. Dla kogoś mało „obeznanego”, kto potrzebuje takiej podstawowej wiedzy – ta książka będzie idealna. Tylko, że dla takich osób może okazać się sporym szokiem, na kształt walnięcia obuchem w łeb (ktoś nawet napisał, że zawiera ona "wywrotowe treści"!). Jakże trafne są też przemyślenia autora na temat tego, co widać było na naszych ulicach w kolejnych miesiącach pandemii – najpierw narastająca panika, robienie zapasów papieru toaletowego, lockdown, a potem postępujące zobojętnienie, czyli adaptacja do sytuacji. Michniewicz stawia jednak ważkie pytanie:

Pielęgnujemy w sobie przekonanie, że wirus to tylko chwilowa anomalia. Może tak, może nie. A może – i o tym jest ta książka – cała nasza dotychczasowa „normalność” to właśnie ta chwilowa anomalia.

Powtarzamy z uporem maniaka, że "kiedy to wszystko się skończy...", kiedy "wróci do normalności". Tylko, czy ta normalność po koronawirusie będzie taka sama, jak przed? Czy preppersi są wariatami, którzy przygotowują się na coś, co może nigdy nie nadejść? Czy też mają rację, wskazując na to, że ludzkość zgnuśniała przez długi okres dobrobytu? Patrząc na historię, ludzkość od zarania dziejów musiała się mierzyć z różnymi kryzysami. Jednocześnie po to mamy postęp naukowy i gospodarczy, by skrajne sytuacje pociągały za sobą coraz mniej ofiar, i by radzić sobie z nimi coraz lepiej. Z trzeciej strony sami generujemy sobie problemy, mogące doprowadzić nas do katastrofy, a z poprzednich kryzysów często nie wyciągamy wniosków. Dziś wiele osób żyje w świecie urojonym – powstałym na postawie „lektury” social mediów i coraz bardziej nachalnej propagandy – nie dostrzegając prawdziwych zagrożeń. 

 

Powinniśmy się nad tym zastanowić, w szczególności w kontekście ostatniego rozdziału – problemu, który jest ważniejszy, niż wszystkie inne, a większość ludzi cały czas go ignoruje, albo wręcz wyśmiewa, myśląc, że jest to kwestia dalekiej przyszłości, albo też „ludzie na pewno coś wymyślą”. 

 

Cenię u tego autora, że potrafi tak bardzo trafić w sedno, ubrać w słowa to, co też mnie się po głowie kołacze. No dobra, powiedzmy sobie szczerze, Michniewicz to człowiek z „mojej bajki”. Jednak w przypadku tej książki uważam, że pospieszono się z jej wydaniem – pandemia jeszcze się nie skończyła, kolejne miesiące mogłyby dopisać kolejne rozdziały do tej opowieści: druga fala, kolejny lockdown, w międzyczasie protesty na ulicach również w Polsce, a w Stanach przegrana Trumpa w wyborach prezydenckich. A jeszcze przed nami szczepienia – i coś mam poczucie, że tu też będziemy mieli do czynienia z niezłą chryją. W zasadzie już przecież mamy pierwszą aferę... Zatem na oceny i podsumowania jest jeszcze za wcześnie – moim zdaniem lepiej byłoby poczekać, aż ogląd sytuacji będzie pełniejszy. Brakowało mi też w tej książce jakiejś kropki nad „i”, podsumowania tego, co się w niej znajduje – choć za takie podsumowanie w zasadzie może służyć i wstęp, z cytowanym wyżej fragmentem. 

 

Metryczka:
Gatunek: literatura faktu
Główny bohater: pandemia covid-19
Miejsce akcji: Polska
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 378

Moja ocena: 5/6

 

Tomasz Michniewicz, Chwilowa anomalia, Wyd. Otwarte, 2020

 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później