Czas wrócić na ziemię, do bardziej przyziemnych spraw. Spodziewałam się, że będzie to pozycja pełna utyskiwania na pracę w korporacji i niewiele ponadto, tymczasem Dan Lyons napisał książkę, w której snuje dość przerażającą wizję pracy przyszłości, ostrzegając do czego prowadzić nas może toksyczna kultura pracy przejęta z korporacji w połączeniu z coraz szybciej rozwijającymi się technologiami. Ściślej mówiąc, Lyons opiera się na firmach powstałych w Dolinie Krzemowej – tym inkubatorze technologii, ale także bajecznych fortun (oryginalny tytuł książki brzmi How Silicon Valley Made Work Miserable for the Rest of Us) – z których przykład chce brać cały świat. Tymczasem są to firmy kierujące się głównie kultem pieniądza i pracoholizmu, nastawione na szybki zysk i nic ponadto. Autor zwraca uwagę na szkodliwe teorie zarządzania. Pokazuje jak odkrycie oraz rozwój Internetu zmieniło rynek pracy: pozwoliło na zwalnianie rzeszy ludzi, outsourcing pracy na drugi koniec świata, umowy śmieciowe, upadek wielu przedsiębiorstw. Dzięki Internetowi miało żyć nam się lepiej, tymczasem wyszło jak zawsze. Jest garstka ludzi, która zbija na tym fortunę, natomiast reszta zamienia się w laboratoryjne szczury, biegające w kołowrotku, uzależnione od swoich smartfonów, non stop sprawdzające powiadomienia, statusy i maile, podglądane przez Facebooka i Google, i zmuszane do kupowania produktów, które podsuwają nam te firmy w spersonalizowanych reklamach. W książce Lyonsa mowa jest głównie o USA, gdzie zmiany na rynku pracy są chyba najszybsze, bo tam też różne nowe wynalazki wdraża się najszybciej, ale w wielu aspektach to jest prawda także dla innych krajów – w Polsce przecież świetnie przyjmuje się wszystko, co amerykańskie, przyjęła się też kultura pracy, bazująca na pracoholizmie oraz wykorzystywaniu pracowników.

 

Lektura ta zmusiła mnie do wielu niewesołych przemyśleń. Dlaczego dobre pomysły przyjmują się tak długo i trzeba o nie walczyć, natomiast te złe szerzą się jak zaraza? Dlaczego ludzie tak lubią wykorzystywać innych? Dlaczego tak wielu pracodawców ciągle woli zwiększać wydajność swoich pracowników gnębiąc ich na różne sposoby, zamiast sprawić, żeby byli zadowoleni ze swojej pracy? Przecież nie od dziś wiadomo, że zadowolony pracownik, to lepszy pracownik. Dlaczego, mimo całej wiedzy z dziedziny psychologii, socjologii, biologii, jaką posiadamy dzisiaj – w świecie pracy nadal lansuje się rozwiązania, które są sprzeczne nie tylko z tą wiedzą, ale i zdrowym rozsądkiem, unieszczęśliwiając rzesze ludzi? Np. zamiast gwarancji zatrudnienia –  serwujemy pracownikom stres związany z ciągłymi zmianami oraz obawą utraty pracy. Dlaczego w XXI wieku nadal wielu przedsiębiorców uważa, że zyskowny biznes i bycie dobrym pracodawcą to dwa przeciwstawne pojęcia? Bardzo niepokojącym trendem jest traktowanie ludzi jak maszyny, np. wprowadzanie idiotycznych systemów zarządzania, opartych na zarządzaniu jakimś oprogramowaniem. Ludźmi nie da się sterować tak, jak komputerem. Utkwiło mi w głowie stwierdzenie, że kiedyś ludziom groziło zostanie niewolnikiem, a niedługo będzie nam grozić zamienienie się w maszyny. 

 

Lyons zwraca również uwagę na pogłębiające się dysproporcje w zarobkach kadry zarządzającej i zwykłych pracowników, na rosnące wykładniczo fortuny jednych i ubożenie drugich (co jest zresztą zgodne z nowoczesną teorią ekonomiczną Piketty'ego). I ostrzega, że to nie może się dobrze skończyć. Zastanawia mnie, co tak na dobrą sprawę przychodzi owym bogaczom ze swoich fortun: czy odczuwają jakąś różnicę pomiędzy posiadaniem np. 40 miliardów, a 100 miliardów? Co można zrobić z takimi sumami, jeśli dysponuje nimi jeden człowiek? I jak bardzo złe jest takie bogacenie się, jeśli odbywa się to kosztem ludzi, którym tnie się wynagrodzenia czy odbiera emeryturę. Dla bogacza danie swoim pracowników przyzwoitych zarobków byłoby zupełnie niezauważalne, może poza wirtualnym zmniejszeniem się cyferki na koncie. Tymczasem wielu ludziom poprawiłoby to komfort życia. Mimo to, dzieje się zupełnie odwrotnie – odbiera się ubogim, po to by bogaci byli jeszcze bogatsi. A giganci, z których produktów czy usług korzystamy wszyscy, jak Amazon, Apple, Facebook, Netflix – to także czołowe firmy mające na koncie nieetyczne postępowanie, nie tylko w stosunku do swoich pracowników, ale także klientów oraz ogółu społeczeństwa, jeśli mowa np. o niepłaceniu podatków. Zapewne treść tej książki nie spodoba się zwolennikom kapitalistycznych teorii, głoszących, że w imię zysku można czynić wszystko. Ten zwolennik kapitalizmu brzmiałby jednak inaczej, gdyby zamiast być CEO popijającym latte z pianką w luksusowym gabinecie, musiał sprzątać ten gabinet za śmieszne pieniądze. 


Jest to symptomatyczne, że jest to już kolejna książka, jaką czytam w ostatnim czasie, a w której zawarte są ponure przepowiednie i ostrzeżenia przed kierunkiem, w jakim zmierzamy. I mamy z tym do czynienia zarówno w literaturze faktu, popularnonaukowej, jak i beletrystyce. Chiny 5.0, Homo deus, Qualitylandia, a nawet ostatnia powieść Zygmunta Miłoszewskiego – Kwestia ceny. Nie wiem za bardzo, co mogłabym z tym fantem zrobić, poza tym, że tego typu treści przyprawiają mnie o ból głowy i żołądka ze stresu, co nasz czeka. Niby żyje się nam coraz lepiej, a z drugiej strony każda cywilizacja kiedyś upada i ten upadek naszej wydaje się coraz bliższy. Abstrahując od tego, polecam Korposzczury, książkę, która wpadła w moje ręce właściwie przypadkiem, a która okazała się fascynującą i cenną lekturą z punktu widzenia wiedzy o współczesnym świecie. 

 

Metryczka:
Gatunek: literatura faktu
Główny bohater: praca
Miejsce akcji: świat
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 352
Moja ocena: 5,5/6

Dan Lyons, Korposzczury, Wyd.Znak Horyzont, 2019

 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później