Gniew. Jeden z grzechów głównych. Uczy się nas, że gniewu nie wypada okazywać, a już zwłaszcza publicznie. Gniew może być jednak emocją pozytywną i być katalizatorem zmian, jeśli jest konstruktywnie wyrażony – jak krytyka. Gniew, tak, jak ból, niekoniecznie jest zły – bo jest sygnałem, że coś jest nie tak. A kiedy narasta w nas frustracja, niewyrażanie swoich emocji, tłumienie ich w imię świętego spokoju – nigdy nie kończy się dobrze. To jak ciśnienie, powoli rosnące w zamkniętym kotle… Wydaje się, że współczesny świat jest takim kotłem. Obserwujemy jak władzę przejmują coraz potężniejsze i bogatsze korporacje, jak coraz więcej bogactw jest skupionych w rękach niewielkiej grupy ludzi, podczas gdy cała reszta ubożeje. Ten problem mają nawet najbogatsze kraje na świecie, na czele ze Stanami Zjednoczonymi. A w Polsce owe nierówności są również bardzo wyraźne. Dan Lyons w Korposzczurach ostrzega, że wściekli ludzie w końcu chwycą za widły? No więc właśnie w Polsce chwycili... A dziś wybory w Stanach...


Gniew w tej książce ma głównie wymiar polityczny. Widzimy go na co dzień w wiadomościach telewizyjnych, słuchając o politykach obrzucających się błotem. Co gorsza, obrzucających błotem także zwykłych ludzi. Problem w tym, że tkwimy w błędnym kole: politycy w Polsce wykorzystują gniew do gry wyborczej, do doraźnego zdobycia poparcia przez napuszczanie ludzi nawzajem na siebie, czy do walki ze zmyślonymi ideologiami, typu gender, czy LGBT. Takie wyrażanie gniewu jednak do niczego nie prowadzi, jeśli nie rozwiązuje się prawdziwych problemów, stojących u źródeł niezadowolenia ludzi. Głosowanie na polityków, którzy głośno krzyczą, jak jest źle – niczego nie daje. To tak, jak z Trumpem, który gnębi uchodźców, ekologów i feministki, dając coraz większe przywileje najbogatszym. Czy los ubogich mieszkańców USA (którzy głosowali na Trumpa) się od tego poprawi? 

Tomasz Markiewka w bardzo wyważony sposób diagnozuje sytuację we współczesnym świecie oraz w Polsce ostatnich lat. Sporo tu o lewicowych ideach, odrzucanych w Polsce przez ciągle żywą pamięć o nieudanym eksperymencie PRL-u, przez co obecnie mamy politykę skrajnie wychyloną w prawicową stronę. Mamy awersję do socjalizmu (choć są kraje, gdzie idee socjalistyczne świetnie się sprawdzają - popatrzmy na Skandynawię), więc kochamy kapitalizm, który w Polsce ma postać skrajnej, krwiożerczej wersji. Równość? Po co nam równość, przecież to już było, i jak się skończyło. Najbardziej czytelnie przedstawione jest to w rozdziale o Adasiu Miauczyńskim, w którym mowa jest o tym, jak bardzo zmanipulowani jesteśmy hasłami o wolnym rynku i o tym, iż każdy jest kowalem własnego losu. Jeśli ci się uda, nie jesteś nikomu niczego winien. Jeśli ci się nie uda, nie możesz mieć o to do nikogo żalu. Narracja ta jest bardzo wygodna dla tych, którzy rządzą światem i zgarniają profity. W tym skrajnie indywidualistycznym podejściu człowiek jest zdany sam na siebie, a co za tym jeśli mu się nie udaje, również zobowiązany jest do radzenia sobie z tym samemu – do pracy nad sobą, a nie do zmiany systemu. Smutek, zniechęcenie, gniew stają się pretekstem do zastanawiania się nad sobą, a nie do przemyślenia tego, jak zostało urządzone nasze społeczeństwo. (…) zapisz się na kurs coachingu, zacznij medytować albo po prostu weź tabletkę. (…) Ważne, żeby cała twoja energia była skierowana na zewnątrz, na ciebie samego, żebyś nie próbował zmieniać niczego na zewnątrz, czyli w społeczeństwie. Dlatego półki księgarń zawalone są poradnikami na temat tego, jak stać się szczęśliwym (oczywiście zmieniając swoje nastawienie), bogatszym, bardziej wydajnym, etc. Wszystko po to, by dostosować się do tego świata, w jakim żyjemy i do reguł, jakie nam narzucono. Świata, w którym bogactwo świadczy już nie tylko o naszych zdolnościach biznesowych, lecz staje się miarą naszej moralności. Jeśli sobie nie radzisz, to znaczy, że jesteś nieudacznikiem żerującym na pomocy państwa oraz tych, którzy płacą podatki. Wolny rynek jest współczesnym bogiem. W rzeczywistości wcale to tak nie wygląda, gdyż o sukcesie, lub jego braku decyduje wiele czynników, w tym takich, na które nie mamy wpływu, poczynając od indywidualnych predyspozycji, a kończąc na kraju i rodzinie, w której się urodziliśmy. Tymczasem

Nie jest rzeczą bezpieczną powierzać swoją przyszłość siłom rynku, ponieważ siły te działają dla dobra rynku, a nie dla dobra ludzkości czy świata. Ręka rynku jest nie tylko niewidzialna, ale i ślepa, a pozostawiona samej sobie może nie zrobić w ogóle nic w sprawie groźby globalnego ocieplenia czy niebezpiecznego potencjału sztucznej inteligencji (Homo deus)

Trudno o bardziej odpowiednią lekturę na obecny czas. A wszystko wyłożone jasno, klarownie, bez politycznej nowomowy i wszelakich -izmów. W tej małej książeczce mieści się tyle mądrości. Powinien ją przeczytać każdy, przede wszystkim zaś ci, którzy myślą o zabraniu się za politykę. Jak wielu Polaków jestem jednak pesymistką i uważam, że do polityki garną się tylko cynicy, chcący zdobyć władzę, a nie ci, którzy faktycznie chcą coś zmienić. Bo przecież właśnie dlatego jesteśmy w takim punkcie, w jakim jesteśmy. Bo Polakom puściły już nerwy. Dziś wk....ni są już wszyscy. A może skończyć się to narodową tragedią, skoro władza doprowadziła do tego, że ludzie wychodzą na ulice w samym środku pandemii.

 

Co gorsza, przez owo kreowanie podziałów, na co dzień też jesteśmy otoczeni głównie przez wrogo nastawionych do siebie ludzi, czy to na ulicy, czy w Internecie. Zwykłe zwrócenie komuś uwagi wywołuje najczęściej agresywną reakcję. Na forum, gdzie teoretycznie skupiają się pasjonaci jakiejś dziedziny, toczą się przepychanki i ludzie co chwilę na siebie naskakują, a z drugiej strony co chwilę nawołują do tego, żeby być miłym, nie poprawiać czyichś błędów, szanować cudze opinie, etc… A najgłośniej o tym krzyczą Ci, co sami najczęściej naskakują na innych i wywołują kłótnie. Skutek jest taki, że kotłuje się pod powierzchnią i szerzy się hipokryzja. Bo nie da się lubić wszystkiego i wszystkich. Mimo tego, że dziś wszyscy chcemy żeby było miło, jakoś wcale nie jest. I to coraz bardziej…

- To współczesne zwyczaje, by wszystko i wszystkich akceptować, kochać i traktować ze zrozumieniem. A do tego niczego nie wartościować, nie oceniać, nie żądać. Polityczna poprawność! A to zwykła bzdura. Nie jesteśmy tacy sami, ani wszyscy zdolni, mądrzy, ani piękni, ani dobrzy. Trzeba nazywać rzeczy po imieniu, a nie chować głowę w piasek.  - To z innej książki, ale oddaje istotę rzeczy.

Lektura ta uświadamia, że godzenie się z tym, co się nam nie podoba, w imię świętego spokoju, nie wzbudzania konfliktów, bycia miłym, nie korygowania błędów (i np. pozwalania na szerzenie się fake newsów), itp. – nie jest wcale dobrą opcją, nie tylko na polu relacji z rodziną i znajomymi, ale również w szerszym kontekście. Już Krishnamuti powiedział kiedyś, że nie jest miarą zdrowia być dobrze przystosowanym do głęboko chorego społeczeństwa. 

 

Jednak za najgorszy z grzechów głównych uważam chciwość, bo to ona zaprowadziła naszą cywilizację na skraj przepaści, wywołując słuszny gniew wielu ludzi. 

 

Metryczka:
Gatunek: publicystyka
Główny bohater: gniew
Miejsce akcji: świat
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 216
Moja ocena: 5,5/6


Tomasz S. Markiewka, Gniew, Wyd.Czarne, 2020

 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później