Wszechświat w twojej dłoni

Trudno mi ostatnio znaleźć dobre powieści; jakoś to, co czytam jest bardzo średnie, łącznie z pozycjami powszechnie zachwalanymi. Sprawia to, że chętniej sięgam po różne pozycje popularnonaukowe (co widać na blogu). Jednak akurat astronomia nie należy do moich ulubionych dziedzin, pozycje z tej dziedziny goszczą w moim repertuarze czytelniczym rzadko. Na początek wybrałam więc więc coś prostego. Nieuporządkowane życie planet okazała się bardzo ciekawą książką, w przystępny sposób opisującą nasz Układ Słoneczny. Kiedy tak sobie myślę, to do tej pory moja wiedza w tym temacie ograniczała się w zasadzie do tego, że jest w nim 9 planet (po degradacji Plutona – 8), znajomości ich kolejności i nazw. Paul Murdin opisuje każdą z tych planet, i nie tylko, bo również inne obiekty poruszające się w naszym układzie. Z czego się składają, czy mają atmosferę, księżyce, jak prawdopodobnie powstały. Dlaczego Mars ma czerwony kolor? Ile satelitów ma Jowisz? Dlaczego właściwie Pluton został zdegradowany i co to są planety karłowate. Gdzie w kosmosie jeszcze są warunki do uprawiania narciarstwa?  I okazuje się, że w krótkim czasie, jaki minął od przeczytania przeze mnie tej książki, sięgnęłam do zdobytej w niej wiedzy już z kilkanaście razy. Wprawdzie autor popełnił kilka błędów, dlatego też warto zapoznać się też z przypisami. Brakowało mi tu zdecydowanie jakichś ilustracji/zdjęć, ponieważ czasem to, o czym mowa było dla mnie trudne do wyobrażenia, np. jak wygląda przewrócony Uran. Przecież zdjęcia tego typu obiektów kosmicznych są dostępne, wykonane przez różne sondy kosmiczne. No i mam taką refleksję, że niedługo obserwacje czegokolwiek na niebie będą mega utrudnione, nie tylko przez zanieczyszczenie światłem, ale przez śmieci, jakimi zasypujemy nie tylko Ziemię, ale i kosmos. 
 
 
Metryczka:
Gatunek: literatura popularnonaukowa
Główny bohater: astronomia
Miejsce akcji: Układ Słoneczny
Czas akcji: -
Ilość stron: 352
Moja ocena: 5/6


Paul Murdin, Nieuporządkowane życie planet, Wyd. Muza, 2020 

 



Jeśli chcecie posunąć się dalej (i to znacznie dalej) niż nasz układ planetarny, to proponuję lekturę Wszechświata w twojej dłoni. To pozycja popularyzująca osiągnięcia współczesnej astrofizyki. Podróżujemy w niej do innych gwiazd, do granic naszej galaktyki, do kolejnych galaktyk, itd. Zaczyna się to wszystko dosyć niewinne, od powszechnie zrozumiałych teorii grawitacji oraz teorii względności. Potem autor wysyła czytelnika w podróż w drugą stronę – do wnętrza atomu oraz jego składników. Zaczynają się schody, kiedy pojawiają się kwarki, kwanty, teorie innych pól, które (jak sądzą uczeni) rządzą światem, antymateria. Lądujemy w czarnej dziurze. A na deser dostajemy teorię strun. 
 

Nie byłabym sobą, gdybym trochę nie ponarzekała. Nie neguję zawartej w tej pozycji wiedzy i prób dotarcia z trudnymi zagadnieniami do przeciętnego człowieka - wręcz przeciwnie. Christophe Galfard ma tu najlepsze kwalifikacje, bo sam jest naukowcem, uczniem samego Stephena Hawkinga. Chodzi mi o to, że chyba autor jest zbyt entuzjastycznie nastawiony do nauki, oraz do ludzkich możliwości pojmowania jej. Przecież nad teoriami fizycznymi głowią się najtęższe umysły na świecie, za swoje osiągnięcia otrzymując Noble, a w dodatku wielu z nich stwierdza, że teorie te są nie do ogarnięcia przez nasz umysł. I teraz pojawiają się jakieś książki, w których wszystko to, co wymyślili owi nobliści tłumaczy się przeciętnemu zjadaczowi chleba. Przyznać trzeba, że Galfard bardzo się stara, żeby wyłożyć to w miarę jasno, stosując dość pojechane metody (na które oczywiście niektórzy czytelnicy narzekają, jakby niepomni tego, że ma to uczynić treść jak najbardziej strawną). Mnie to nie przeszkadza. Autor nie nudzi teorią, ale każe nam zamknąć oczy i użyć wyobraźni. I do mniej więcej połowy książki to działa, wszystko faktycznie jest zrozumiałe. Ale potem zaczynają się schody. Mimo wszystko, astrofizyki nie studiowałam i zagadnienia poruszane w tej książce nie są dla mnie „rudymentarne”, zatem teorię kwantową, że nie wspominam o teorii strun, zrozumieć mi trudno. Po lekturze miałam lekki mętlik w głowie. Zastanawiam się, skąd na dobrą sprawę uczeni to wszystko wykoncypowali, skoro nie możemy zobaczyć ani kwarków, ani gluonów, ani skonstruować czarnej dziury, by zobaczyć jej promieniowanie, ani też cofnąć się do początku wszechświata. A nade wszystko zastanawia mnie to, że na poziomie cząsteczkowym fizyką rządzą zupełnie inne prawa, niż nami, w świecie widzialnym – i jeśli tak jest, to dlaczego? Czy to nie jest tak, że są to wszystko teorie, a jeśli fakty do nich nie pasują, to tym gorzej dla faktów? Zresztą autor sam przyznaje, że we współczesnej fizyce tak się to właśnie odbywa…

Badania naukowe w dziedzinie fizyki mają tę dobrą stronę, że jeśli obserwacje kłócą się z teorią, to najpierw się zakłada, że obserwacje są błędne. Eksperyment jest wtedy powtarzany, a jeśli jego rezultaty wciąż nie odpowiadają obliczeniom teoretycznym, sprawdza się, czy przypadkiem ktoś inny nie otrzymał poszukiwanych wyników, stosując alternatywną teorię. Jeśli nie, to uczciwość nakazuje przyznać, że nie mamy zielonego pojęcia, dlaczego natura zachowuje się w taki, a nie inny sposób.

I wszystko fajnie, ale rozbawiło mnie stwierdzenie, że człowiek jest tak wspaniałym stworzeniem, że dzięki nauce będzie mógł zapobiec zagładzie naszego świata, kiedy Słońce eksploduje. Za 5 mld lat. Taa, na pewno za 5 mld lat ludzie jeszcze będą chodzić po Ziemi, skoro już teraz stoimy u progu katastrofy (i nic z tym nie robimy).  

 

Ale to takie tylko moje marudzenie. Tak naprawdę chapeau bas dla autora, bo niewątpliwie jest to książka, zawierająca ogrom wartościowej wiedzy, w której ciężkie zagadnienia są wyłożone w najlżejszy chyba możliwy sposób. Muszę stwierdzić, że te dwie lektury zachęciły mnie do dalszego pogłębiania wiedzy z zakresu astronomii i fizyki. Choć dla mnie zrozumienie fizyki teoretycznej to oksymoron.

 

Metryczka:
Gatunek: literatura popularnonaukowa
Główny bohater: astrofizyka
Miejsce akcji: wszechświat
Czas akcji: -
Ilość stron: 400
Moja ocena: 5/6


Chistophe Galfard, Wszechświat w twojej dłoni, Wyd. Otwarte, 2017

 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później