Nocna droga razy dwa

Mam problem z powieściami Kristin Hannah. Ta amerykańska pisarka wyrosła na rywalkę Jodi Picoult, tworząc utwory pełne emocji i dramatyzmu. Nieszczęśliwe miłości, niemożliwe wybory, ludzkie tragedie – najczęściej te wielkie, nie małe. Wielką popularność zdobył Słowik, powieść rozgrywająca się w czasach II wojny światowej i podobno inspirowana losami Francuzki, działającej w ruchu oporu. Moją pierwszą książką Hannah była jednak Wielka samotność – powieść, która niesamowicie mi się spodobała. Zachęcona sięgnęłam po Słowika no i klops… okazało się, że ta książka jest bardzo przeciętna na tle innych powieści o II wojnie światowej, jakie czytałam, poraziła mnie swoją łopatologią. Z Zimowym ogrodem nie było wiele lepiej. Na tym postanowiłam zakończyć przygodę z Hannah, ale ktoś namówił mnie jeszcze na Nocną drogę… 

Baah. Zapewne sukces Hannah polega na tym, że jej powieści bardzo łatwo się czyta, nie wymagają one wysiłku intelektualnego, a poza tym autorka potrafi wybornie grać na emocjach czytelnika – te powieści to istne wyciskacze łez. Która kobieta się oprze? Mój problem z nimi polega na tym, co już zauważyłam w Słowiku – bardzo uproszczonej wizji świata. Z tego powodu Nocna droga dostarczyła mi głównie negatywnych emocji, spowodowanych postawą bohaterów tej książki. Są to postaci proste, jak konstrukcja cepa. Wydawałoby się, że ludzie wykształceni, obyci w świecie, zatem powinni być również otwarci, tolerancyjni i wrażliwi. Tymczasem okazuje się, że nie mają oni żadnych głębszych przemyśleń, dylematów, wyrzutów sumienia, a wydanie osądu rujnującego innej osobie życie przychodzi im tak łatwo, jak zjedzenie bułki na śniadanie. Jedno wydarzenie powoduje u nich przekreślenie całych lat pozytywnych relacji. Nie są zdolni do jakiegokolwiek racjonalnego rozumowania, że już nie wspominam o wybaczeniu. Kierują się tylko i wyłącznie instynktownymi emocjami - gadzi umysł przejmuje kontrolę... To tak jak w tych polsatowskich dokumentach, w których ludzie nie rozmawiają ze sobą, tylko osądzają kogoś w mgnieniu oka na podstawie jakiejś zasłyszanej plotki, albo swoich własnych uprzedzeń. Fakt, że mąż rozmawia na ulicy z jakąś kobietą wystarczy, żeby posądzić go o zdradę...

Autorka w Nocnej drodze kreuje sytuację, która aż prosi się o jakieś głębsze rozpracowanie, ale okazuje się, że nie ma o tym mowy - jest tylko prosty osąd. Cały czas miałam wrażenie, że ci ludzie to egoiści kompletnie pozbawieni empatii, nie potrafiący zupełnie wziąć odpowiedzialności za swoje postępowanie, za to nie mający skrupułów, żeby zrzucić ją na kozła ofiarnego, który nie może się bronić. Rzekoma miłość, która była tu między dwojgiem młodych ludzi? Co się z nią stało? Tylko piękne słówka, które straciły znaczenie przy pierwszej poważnej przeszkodzie. Oczywiście dla chłopaka, który nigdy nie ponosi za nic odpowiedzialności. Miałam ochotę potrząsnąć tymi wszystkimi ludźmi, żeby się ogarnęli i spojrzeli dalej, niż poza czubek własnego nosa. Nie pomogła nawet cudowna przemiana i cukierkowe zakończenie, gdyż wszystko to było too late, too late. Miałam też wrażenie, że ta powieść jest bardzo amerykańska – choć może krzywdzę tu Amerykanów – przez właśnie takie uproszczone, zero-jedynkowe postrzeganie wydarzeń oraz system, który premiuje zamożnych, powodując pogłębiające się rozwarstwienie społeczne. Na pewno jakże bardzo amerykańskie jest to, że nikomu nie przyjdzie do głowy, że odległość 1,5km można przejść na piechotę, a nie, koniecznie jechać samochodem. 

Generalnie powieść jest bardzo przewidywalna i cechuje się rytmem brazylijskiej telenoweli – przez prawie połowę książki czytamy o nastolatkach i o ich imprezach (przeczuwając, czym to się może skończyć) oraz o nadopiekuńczej matce, zapatrzonej w swoje dzieci. Potem następuje tragedia, wkurzające szukanie winnych, a przez kolejną połowę książki rozdrapywanie ran.

Metryczka:
Gatunek: beletrystyka
Główny bohater: Lexi Baill
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 456
Moja ocena: 3,5/6

Kristin Hannah, Nocna droga, Wyd. Świat Książki, 2020

To samo, ale nie tak samo. Jak można inaczej podejść do tematu, pokazuje inna powieść – Nasz dom płonie – gdzie podejmowany jest bardzo podobny temat, co w Nocnej drodze. Nieszczęśliwy wypadek i śmierć młodej dziewczyny - ukochanej córki i siostry. Powoduje to rozłam w rodzinie, wzajemne obwinianie się, serię kłamstw i przemilczeń (drugi tytuł powieści powinien brzmieć 1001 kłamstw) oraz - oczywiście, bo akcja dzieje się w USA - rozprawa w sądzie. Ta powieść wydaje mi się jednak o wiele bardziej prawdziwa – zmiany w bohaterach zachodzą stopniowo, bohaterowie zmagają się z wieloma wątpliwościami i sprzecznymi emocjami. Starają się zrozumieć też drugą stronę, choć czują się skrzywdzeni. Podobała mi się subtelność, z jaką przedstawiane są relacje między członkami patchworkowej rodziny (postaci nie są kreślone tak grubą kreską, jak u Hannah). Do tego autorka dorzuca oryginalne wątki poboczne, sprawiające, że powieść ta nie sprowadza się tylko do dramatu rodzinnego - a jej zakończenie jest zaskakujące. Jednak nadal nie rozumiem, jaka logika rządzi ludźmi robiącymi zabójstwo z wypadku. I po co to robić? Tak, jakby jedno nieszczęście nie wystarczało i trzeba do tego dołożyć kolejne w imię jakiejś fałszywie pojętej „sprawiedliwości”? 
To się dobrze się czytało!

Metryczka:
Gatunek: beletrystyka
Główny bohater: rodzina Conleyów
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 480
Moja ocena: 5/6

Bonnie Kistler, Nasz dom płonie, Wyd. Czwarta Strona, 2019

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później