Czy książkę nieznanego mi pisarza, Jerzego Szczudlika, ściągnęłam z bibliotecznej półki za sprawą wspierania polskiej literatury? Niekoniecznie, natomiast na pewno zainteresowała mnie akcja umiejscowiona w Toskanii, z zagadką kryminalną i wątkiem zaginionego obrazu Rafaela. Główny bohater i narrator zarazem, 60-letni pisarz (czyżby alter ego autora?), udaje się do Toskanii, w poszukiwaniu spokoju i weny twórczej, a zasadniczo to też by uciec od codziennych kłopotów w Polsce. Udaje mu się wynająć w korzystnej cenie domek nieopodal Lukki, a zaraz potem, w jego ramiona wpada ponętna Włoszka, Antonia, o połowę młodsza od niego. Lato, słońce, wino, młoda kochanka, tylko korzystać... Jednak pech chce, iż zamordowany zostaje ojciec Antonii, a bohater zostaje wciągnięty w dosyć niepokojący ciąg wydarzeń, z mafią, włoski adwokatami i sztuką w rolach głównych. Atmosfera się zagęszcza, a piękna italska ziemia z dnia na dzień wydaje się być coraz to mniej pociągająca. 

Prawda o Toskańskiej zagadce jest jednak taka, że ma się ona do powieści kryminalnej, jak kwiatek do orzecha. Owszem, zagadka kryminalna jest tam sobie gdzieś w tle, ale śledztwa praktycznie nie ma, a większość treści stanowią rozważania głównego bohatera o sprawach wszelakich: o życiu, szczęściu, Bogu, relacjach damsko-męskich, ect, ect. Można w zasadzie zapomnieć o co tym wszystkim chodzi, gdyby autor od czasu do czasu nie raczył czytelnika jakąś strzelaniną lub bijatyką, czy szczątkami jakiejkolwiek akcji. Trzeba przyznać autorowi, że ma ładny styl, pochwalić za erudycję i inteligencję, jednak na dłuższą metę te ciągnące się przez całą książkę filozoficzne wywody są męczące, zwłaszcza dla czytelnika, który nastawiał się na kryminał lub powieść sensacyjną, a nie na esej w stylu Zagajewskiego. Szczudlik leje po prostu wodę ubierając to w piękne słówka, a już kilkadziesiąt stron poświęconych na opis snów? jakiegoś świata równoległego? to zdecydowanie przesada. Męczyły mnie w tej książce nawet dialogi, gdyż są one tak błyskotliwe, że brzmią aż nienaturalnie: nikt w ten sposób ze sobą nie rozmawia, przypominało mi to grę w ping-ponga, przerzucanie się przez dwie strony piłeczką, nie rozmowę, ale rywalizację, kto lepszy, mądrzejszy, na czyje wyjdzie na końcu. Wreszcie, irytował mnie główny bohater, podstarzały erotoman, na którego "lecą" (mówiąc kolokwialnie) wszystkie kobiety, i to i młode, i stare. Przy czym zaloty kobiety we własnym wieku nasz Don Juan odbiera z niesmakiem, podczas gdy już przeciwko romansowi z jej 30-letnią córką nie ma nic przeciwko; żona w Polsce jakoś przestaje mieć znaczenie, bo przecież jest daleko, a roznamiętniona Italia rządzi się swoimi prawami. Denerwowało mnie wzdychanie bohatera na co drugiej stronie do piersi ślicznej Antonii i liczne seksistowskie uwagi. Z tego typu macho bohaterami zdecydowanie mi nie po drodze. Rozwiązanie tytułowej zagadki jest natomiast z rodzaju tych "na siłę", jakby autor nie miał pomysłu jak wybrnąć z tego, co spłodził. Po co w treści pojawia się Rafael tego też nie wiem. Jak dla mnie Toskańska zagadka wskazuje na dobry warsztat autora, książka niewątpliwie mocno wyróżnia się też na tle licznych mniej i bardziej przeciętnych kryminałów, a ów filozoficzny styl może się podobać, ale z drugiej strony można ją też nazwać przeintelektualizowanym przykładem przerostu formy nad treścią.

Metryczka:
Gatunek: pseudokryminał
Główny bohater: polski pisarz
Miejsce akcji: Włochy, Toskania
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 388
Moja ocena: 3,5/6

Jerzy Szczudlik, Toskańska zagadka, Wyd. Novae Res, 2015 

Książki biorą udział w Wyzwaniu bibliotecznym 

Komentarze

  1. Kochana, Twoje wyniki w wyzwaniu powalają i znów chcę nagrodzić Twoje starania i osiągnięcia. Czaka na Ciebie książka i zakładka, a ja czekam na kontakt. Pragnę abyś przypomniała mi dane do wysyłki i dodatkowo poprosze o znak zodiaku :) Mail wysłałam, ale nie odpowiedziałaś, więc postanowiłam napisać na blogu.

    monweg@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Rany, z tego co piszesz wynika, że autor w jakiś sposób rekompensuje sobie to, co w życiu mu nie wyszło, a swoje wywody pseudofilozoficzne postanowił umieścić w książce, bo nikt inny nie chciał go słuchać -_-
    Jak dla mnie - koszmarek, będę omijać. :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, nie chciałabym niczego imputować autorowi, piszę tylko o tym, jakie wrażenie wywarł na mnie bohater książki. Jemu raczej wszystko wychodzi, jest maczo za którym szaleją wszystkie kobiety ;) Problem w tym, że jak się coś takiego czyta, skoro bohater jest pisarzem w takim samym wieku jak autor, to analogia sama się nasuwa.

      Usuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później