Książka, którą mam przed sobą jest podobnież lekturą obowiązkową studentów akademii West Point, a zgodnie z zapowiedziami na także stać się lekturą obowiązkową na uczelniach wojskowych w Polsce. Traktuje ona o zachowaniu żołnierzy na polu walki, o tym, jaki wpływ na człowieka ma zabicie (w takich okolicznościach) człowieka, o tym, że wcale nie jest to takie proste jakby się wydawało. Podobno większość ludzi ma w sobie opór przed zabiciem drugiego i ten opór uwidacznia się także w czasie wojny, gdzie żołnierze nie chcą do siebie strzelać lub celowo strzelają niecelnie. Wiedzieliście o tym? Dave Grossman sporo miejsca poświęca wyjaśnieniu tego zjawiska, a także zespołowi stresu pourazowego, na który cierpi wiele żołnierzy wracających z pola walki. Można by powiedzieć, iż ta lektura stanowi uzupełnienie książki Zmierzch przemocy, o której niedawno pisałam. Ale nie do końca, gdyż Grossman stawia trochę odmienne tezy, niż Pinker, i to tezy, które mi się nie podobają i które wzbudziły we mnie opór. Po pierwsze amerykański wojskowy, będący autorem tej książki porównuje zabijanie do seksu, pisząc, że jest ono równie naturalne, a także tak samo tabu. Według niego zabijanie jest częścią naszej egzystencji i powinniśmy się pogodzić z tym, że zabijamy.
Seks i śmierć to kluczowe elementy i nieodzowne elementy życia. Społeczeństwo odżegnujące się od zabijania, podobnie jak społeczeństwo wyrzekające się seksu, wygasłoby w ciągu jednego pokolenia.
Taka analogia mi się nie podoba. Owszem, częścią cyklu życia jest śmierć, ale śmierć nie równa się zabijaniu, nie każda śmierć jest efektem zabicia. To, co pisze Grossman było dla mnie w pewnym stopniu gloryfikacją zabijania. Autor patrzy z pozycji wojskowego, który wysyła żołnierzy na wojnę, a zatem jest zainteresowany ich jak największą "efektywnością". Miałam więc wrażenie, że Grossman z ubolewaniem przytacza dane mówiące o tym, iż ludzie mają opory przeciwko zabiciu innej istoty ludzkiej, nawet jeśli są na wojnie i jest to ich obowiązek. Jestem w ogóle przeciwna wojnom jako takim i trudno mi się pogodzić z namawianiem, czy szkoleniem ludzi do eksterminacji innych, a o tym też po części jest ta pozycja. Nie podoba mi się również porównywanie zabijania do inicjacji seksualnej i do czerpania z tego przyjemności. Niniejszy fragment szczególnie mnie zbulwersował:
Koncepcja seksu jako jako aktu dominacji i uległości jest blisko związana z żądzą gwałtu i traumą, którą przeżywa ofiara gwałtu. Wpychanie seksualnej broni (penisa) głęboko w ciało ofiary może być perwersyjnie powiązane z wpychaniem zabójczej broni (bagnetu lub noża) w ciało przeciwnika.
W moim odczuciu Grossman relatywizuje zabijanie, ku mojej zgrozie powołując się w uzasadnieniu na Biblię, tłumacząc, że "nie zabijaj" jest słabym tłumaczeniem wyrwanym w dużej mierze z kontekstu, gdyż hebrajskie słowo wykorzystane w oryginalnym tekście wyrażającym szóste przykazanie odnosi się do zabijania dla własnej korzyści i nie ma nic wspólnego z zabijaniem zgodnym z prawem. W Biblii pełno jest przykładów kampanii wojennych, a Biblia sławi żołnierza, który zabił w słusznej walce. Owszem, tylko że ja bym powiedziała, że jest to dowód na to, że Biblia, a zwłaszcza pełen okrucieństw Stary Testament, nie jest jednak dobrym przykładem postępowania dla współczesnego człowieka, że jest ona raczej odzwierciedleniem dawnej ludzkiej mentalności, która nijak się ma do współczesnych standardów. Tymczasem według Grossmana jeśli posyłamy żołnierzy na wojnę i zabijają oni, bo  wykonują oni swoje obowiązki i rozkazy, to wszystko jest w porządku. Trudno mi się z czymś takim zgodzić. 

Inną tezą, którą przedstawia Grossman jest teza o tym, że toczy nas "wirus przemocy": że współczesne media, kino, gry komputerowe warunkują przede wszystkim młodzież, uniewrażliwając ją na przemoc, wskutek czego  owej przemocy jest coraz więcej. Autor uderza wręcz w alarmistyczny ton: Nie ma wątpliwości, że jesteśmy na drodze prowadzącej do zagłady. Musimy znaleźć drogę prowadzącą do domu z tego ciemnego, przerażającego miejsca, w które się zapuściliśmy. Grossman twierdzi, że badania psychologiczne potwierdzają że telewizja i media przyczyniają się do wzrostu przemocy i przestępczości, ale nie podaje żadnych konkretnych przykładów, badań, czy liczb (być może zrobił to w innych książkach, ale nie w tej), co osłabia jego argumentację, robiąc wrażenie amatorskiej psychologii, wyssanej z palca. Pamiętamy, że Steven Pinker dowodził czegoś wręcz przeciwnego i - w przeciwieństwie do Grossmana - przytoczył cały szereg danych statystycznych, mówiących o tym, że przestępczość spada.

Moim zdaniem, jeśli ta książka ma być lekturą w szkołach wojskowych, to na wiele się ona nie zda. Owszem, być może jest to jedna z niewielu pozycji, mówiących wprost o zabijaniu (a nie o strategiach wojennych), poświęcających uwagę również temu, co czuje żołnierz na polu walki, a także po powrocie z niego, lecz jest ona moim zdaniem mało naukowa i mało wiarygodna. Po pierwsze to, o czym już wspominałam, niezwykle mało danych na poparcie tez wysuwanych przez autora - Grossman posługuje się zaledwie kilkoma danymi statystycznymi, które powtarza wielokrotnie oraz powszechnie znanymi eksperymentami psychologicznymi, których opis można znaleźć w każdym podręczniku psychologii. Po drugie, gdyby tę książkę wycisnąć, to znajduje się w niej bardzo mało treści - podczas lektury miałam wrażenie, że ciągle czytam to samo, tylko napisane trochę innymi słowami. Przykładowo z pierwszych stu stron dowiadujemy się ledwie tyle, że ludzie mają opory przed zabijaniem i żołnierze na polu bitwy nie chcą strzelać i zabijać. Kolejne kilkaset stron też można podsumować kilkoma zdaniami. A nauczenie żołnierza "spełniania swoich obowiązków" w skrócie można streścić tak:
Umieszczasz te dzieciaki na jakiś czas w dżungli, pilnujesz, żeby się naprawdę wystraszyły, pozbawiasz je snu i pozwalasz, by kilka incydentów zmieniło ich strach w nienawiść. Dajesz im sierżanta, który widział, jak jego przyjaciele ginęli w pułapkach minowych, i który ma poczucie, że Wietnamczycy są głupi, brudni i słabi, ponieważ nie są tacy jak on sam. Dodajesz do tego trochę presji tłumu i te miłe dzieciaki, które nam dziś towarzyszą, będą gwałcić jak na zawodach. Zabij, zgwałć, ukradnij - o to w tym wszystkim chodzi. (słowa weterana wojennego)
Przypominam, że autor, choć uważa, iż toczy nas "wirus przemocy", to wcale nie uważa, że zabijanie jest złe. Jeśli na takiej książce uczą się wojskowi, to ja zaczynam się bać.

Metryczka:
Gatunek: literatura psychologiczna
Główny bohater: zabijanie
Miejsce akcji: -
Czas akcji: -
Ilość stron: 464
Moja ocena: 3/6

Dave Grossman, O zabijaniu, Wyd. Mayfly, 2015 

Książka bierze udział w Wyzwaniu bibliotecznym 

Komentarze

  1. Zabijanie jak seks? Yhm. Bez komentarza. Dobrze, że nie jest to popularna teoria, bo gdyby ludzie zabijali tak często jak uprawiają seks to pewnie następne pokolenie nie dożyłoby wieku przedszkolnego (wariant optymistyczny).

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później