Bramy Rutherford Park etc.

Zaobserwowałam, że w ostatnich kilku latach pojawiło się sporo książek, dotykających tematu I wojny światowej (ostatnio chociażby Wojna i terpentyna). Faktycznie, II wojna była o wiele okrutniejsza i niszczycielska, ale przynajmniej wiadomo było o co toczy się gra: o walkę z faszyzmem i antysemityzmem. W przypadku I wojny światowej już takiej jasności nie mam i jawi mi się ona jako wojna o pietruszkę, co jest tym bardziej straszne, że pochłonęła ona mnóstwo (bezsensownych) ofiar i była, ze względu na swoją skalę, dla Europejczyków prawdziwym wstrząsem. Być może okrągła rocznica wybuchu, a następnie wydarzeń w trakcie I wojny światowej skłania wielu pisarzy do jej wspominania -  w każdym razie czytałam już sporo powieści z tego typu wątkiem i trochę jestem już tematem znużona. Wiem, że żołnierze ginęli w błocie, w męczarniach, że byli wysyłani na bezsensowne bitwy o piędź ziemi, że zginęło mnóstwo młodych i obiecujących mężczyzn, a ci, którym udało się wrócić często byli nie tylko okaleczeni fizycznie, ale także psychicznie. Bramy Rutherford Park są kolejną powieścią podejmującą te tematy i jedyną nowością jest tu dosyć mocno eksponowany wątek koni, które cierpiały i ginęły na wojnie na równi z ludźmi. Jakkolwiek drastyczne by nie były te kwestie, nie należą do moich ulubionych. Nic więc dziwnego, że trzecią część trylogii Elizabeth Cooke jestem zmuszona ocenić o wiele słabiej od poprzednich dwóch, które bardzo mi się podobały.

Problem polega na tym, że w książce praktycznie nic się nie dzieje. Jej akcja rozgrywa się w 1917 roku. Octavia mieszka w Londynie, ze swoim kochankiem, cudownie ocalonym z katastrofy Lusitanii. Harry (syn Cavendishów) walczy jako pilot na wojnie, a młodsza córka Charlotte wychodzi za mąż. I to w zasadzie wszystko. Autorka przenosi akcję w przeważającej mierze na front, gdzie w służbach weterynaryjnych służy stajenny Cavendishów. Większość fabuły to opisy rzeczywistości wojennej i odczuć bohaterów w odniesieniu do swojej sytuacji. Trochę przypominało mi to styl powieści Richarda Flanagana Ścieżki północy - i niestety dla mnie było mało ciekawe. Oczywiście tło historyczne jest ważne, ale nie może ono przyćmić całej reszty. Tu jest znowu za dużo treści typu "rozważania o życiu i o świecie", a za mało realnych wydarzeń. Niestety w efekcie postacie, które występują w powieści wydają się kompletnie papierowe, jak marionetki, które pojawiają się, by zabawić czytelnika, ale ich losy tak naprawdę są mało istotne. Wydaje mi się też, że książka straciła ten urok, który miały poprzednie dwie części dzięki temu, że rozgrywały się u schyłku epoki edwardiańskiej i w zamkniętej społeczności Rutherford Park. W Bramach Rutherford Park opuszczamy posiadłość, wychodzimy w świat zewnętrzny, a rodzina Cavendishów de facto się rozsypuje, gdyż każdy z jej członków idzie w swoją stronę. Coś się tym samym nieodwołalnie zmienia i kończy. Jeśli ktoś szuka Downton Abbey, to zdecydowanie nie to - brak atmosfery, brak napięcia, a i zakończenie pozostawia nas z pytaniami o to, co będzie dalej z bohaterami.

Metryczka:
Gatunek: powieść historyczna
Główny bohater: Harry Cavendish
Miejsce akcji: Anglia i Francja
Czas akcji: 1917 rok
Ilość stron: 400
Moja ocena: 3,5/6

Elizabeth Cooke, Bramy Rutherford Park, Wyd. Marginesy, 2016


Drugą książką, rozgrywającą się - przynajmniej częściowo - w okresie I wojny światowej, i niedługo po niej jest Wyścig z czasem. Intryga zawiązuje się, gdy młody Amerykanin, Tristan Campbell otrzymuje znienacka wiadomość, że być może jest spadkobiercą ogromnej fortuny, która czeka na odbiór już od 80 lat. Musi tylko znaleźć na to przekonujący dowód, a szkopuł w tym, że do końca czasu wyznaczonego na odbiór spadku pozostało 2 miesiące. Tristan rusza więc do Europy, gdzie ugania się - bez powodzenia - za duchem swojej zaginionej prababci, Imogen. W wątku historycznym pojawia się historia pradziadków Tristana, wspomnienia z francuskich okopów podczas I wojny światowej - straszne jak zwykle - oraz z wyprawy na Mount Everest.

Wydawałoby się, że powieść ta będzie miała charakter sensacyjny, jednak wcale tak nie jest. Poszukiwania, prowadzone przez Tristana przebiegają bardzo ospale, nie ma w tym elementu napięcia, wręcz przeciwnie - czytelnik odnosi wrażenie, jakby bohaterowi wcale nie zależało na przejęciu spadku. Ogromnego, dodajmy. I to mimo tego, że nie ma grosza przy duszy... W dodatku bohater spotyka na swojej drodze dziewczynę, która namawia go (nie wiadomo dlaczego), do tego, by zrezygnował z poszukiwań - bo to nie ma sensu - i został z nią. To jest pierwsza sprawa, sprawiająca, że powieść wydała mi się dosyć odrealniona. Podobnie jak Tristan zresztą. Po drugie cała ta historia z szaloną miłością, rozstaniem właściwie bez powodu i wbrew logice, zapisaniem spadku osobie prawie nie znanej, zaginioną babką, z którą nie wiadomo co się stało (sic!) - cóż, to wszystko też jest mało prawdopodobne.

Wyścig z czasem to powieść z potencjałem, który nie do końca został wykorzystany. Ma ona raczej melancholijny charakter, dotykając problematyki nie tylko romantycznej (i zmarnowanej) miłości, jak i tego, co człowiek pozostawia po sobie. Jednak brakuje w niej przede wszystkim przekonywujących portretów psychologicznych bohaterów - niezrozumiałe były dla mnie motywy, kierujące zarówno prababką Tristana (domniemaną), jak i jego pradziadkiem, wspinaczem, uczestnikiem jednej z pierwszych wypraw na najwyższą górę świata w latach 20-tych XX wieku. To po prostu nie trzyma się kupy. Postępowanie Imogen jest w najwyższym stopniu irytujące i jedyny fragment, jakoś je tłumaczący, to ten, w którym jej siostra traci cierpliwość i czyni Imogen wymówki, że jest niedojrzała, sama nie wie czego chce, nie potrafi wytrwać i wspierać swojego mężczyzny. Sam Tristan wydawał mi się kompletnie wyzuty z emocji, zapewne dlatego, że autor w ogóle się w te emocje nie zagłębia, opisuje tylko kolejne kroki podejmowane przez bohatera i miejsca, w które się on udaje. Ton powieści, zwłaszcza w owym wątku współczesnym jest okropnie suchy i bezosobowy, wydaje się, jakby po Tristanie wszystko spływało jak woda po kaczce. Kompletnym rozczarowaniem jest zakończenie powieści, które nie wyjaśnia w zasadzie niczego. 

Metryczka:
Gatunek: powieść historyczna
Główny bohater: Tristan Campbell
Miejsce akcji: Europa
Czas akcji: lata 20-te XX wieku i współcześnie
Ilość stron: 509
Moja ocena: 4/6

Justin Go, Wyścig z czasem, Wyd. Prószyński i S-ka, 2015

Książki biorą udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska oraz w Wyzwaniu bibliotecznym 
 

Komentarze

  1. Rzeczywiście, obie propozycje wydają się mało zajmujące... Mnie natomiast spodobał się "Ptasi śpiew" Sebastiana Faulksa (tak, wciąż I wś), nie wiem, czy Cię lektura usatysfakcjonuje, skoro masz tyle podobnych tematycznie książek na koncie, ale mnie poruszyła i zapadła w pamięć, więc może i z Tobą będzie podobnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, tej książki w ogóle nie znam, rozejrzę się za nią

      Usuń
  2. "Bramy..." mnie rozczarowały, jakieś takie niedokończone i niedopracowane mi się wydały. "Wyścig z czasem" sobie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam pierwszy tom Rutherford. Fajne, ale nie porywające. W sumie byłam ciekawa co dalej, ale jakoś nie sięgnęłam po kontynuację, a teraz pierwszy tom zatarł mi się w pamięci, więc powrót nie ma wielkiego sensu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później