O niebezpieczeństwach korzystaniu z Internetu oraz różnych elektronicznych gadżetów wspominałam już kiedyś, przy okazji recenzji Notebooka. Lektura tej książki uświadomiła mi, jak bardzo moje życie w tej chwili uzależnione jest właśnie od Internetu i  jak bardzo odsłaniam się w nim na potrzeby dokonywania różnych operacji, jak np. płatności bankowych, czy chociażby korzystanie z Google. Przeróżni operatorzy różnych firm, czy instytucji są w posiadaniu mnóstwa moich danych osobowych, i to przy moim założeniu, że staram się dbać o ochronę swoich danych osobowych: nie wrzucam do sieci byle czego, nie publikuję swoich zdjęć gdzie popadnie, nie produkuję się na Facebooku, etc. Mnóstwo ludzi nie ma jednak takich zahamowań jak ja i są oni doskonałym materiałem nie tylko dla potencjalnych oszustów, ale przede wszystkim dla firm, reklamodawców i usługodawców oferujących nam produkty i usługi teoretycznie jak najbardziej dostosowane do naszych potrzeb. W swojej owej powieści Marc Elsberg opisuje jak miliony ludzi dobrowolnie udostępniają swoje dane osobowe, by "poprawić swoje parametry życiowe", czyli nie tylko uczynić swoje życie lepszym, ale także być wyżej usytuowanym w tzw. ManRanku - rankingu ludzi... Jest to możliwe dzięki korzystaniu z aplikacji podpowiadających jak żyć: jak się ubierać, jak odżywiać, jak zachowywać, co kupować, jaki sport uprawiać, a nawet z kim się spotykać, lub jak znaleźć odpowiedniego partnera. Ale każdy kij ma dwa końce - łatwo można sobie wyobrazić, co może się stać, gdyby kontrolę nad tego typu programami, czy urządzeniami przejęli nieodpowiedni ludzie, kierujący się nieodpowiednimi motywami... i właśnie o takiej sytuacji opowiada Zero

Świat opisywany przez Elsberga wydaje się nam ciągle jeszcze futurologią na podobieństwo Raportu mniejszości - nie ma chociażby w powszechnym użyciu inteligentnych okularów, które grają dużą rolę w wypadkach w Zero. Jednak takie okulary zostały już de facto wymyślone, wspomina w nich też Tomasz Lipko w Notebooku. Póki co nie zyskały one popularności, ze względu właśnie na etyczne wątpliwości związane z korzystaniem z nich. Urządzenie to bowiem daje możliwość nie tylko przeglądania stron www czy komunikowania się z innymi, ale także identyfikowania praktycznie każdej osoby i otrzymywania dostępu do danych o niej, czy życzy ona sobie tego, czy też nie... Jednak jak długo jeszcze opierać się będziemy tak wygodnemu urządzeniu? To przecież postęp - kiedyś nie mieliśmy internetu, kamer, telefonów komórkowych i również korzystanie z nich wydawało nam się niesłychane. A dziś? A postęp ma swoją cenę - jest nią w tym przypadku rezygnacja z prywatności na rzecz totalnej inwigilacji dzięki wszechobecnym elektronicznym gadżetom oraz kamerom. Czy jesteśmy gotowi zapłacić taką cenę - zadaje pytanie Elsberg w Zero? Czy zdajemy sobie sprawę, że możemy stać się marionetkami w rękach bossów big data? Prawda jest taka, że choć Zero jest fikcją literacką, kreującą być może prawdopodobną wersję naszej przyszłości, to ta przyszłość wydaje się bardzo nieodległa - wręcz na wyciągnięcie ręki. Inteligentne okulary i inne gadżety - np. smartwatche monitorujące parametry życiowe - przecież już istnieją. Przecież de facto wszyscy - oczywiście ci, żyjący w uprzywilejowanym,  zachodnim społeczeństwie - jesteśmy już uzależnieni od nowoczesnych technologii. Wystarczy rozejrzeć się dookoła, by zobaczyć codziennie dziesiątki ludzi z nosami utkwionymi w swoich smartfonach albo toczących niekończące się rozmowy przez komórki. A aplikacje pomagające nam żyć? Przecież mamy ich tysiące, do wyboru do koloru, wydają się one być stworzone już na każdą okoliczność, od monitorowania naszego snu, treningu, pracy, po takie, które mają za zadanie "kształtować pozytywne wzorce myślenia", a nawet aplikację pozwalającą... odciąć się od telefonu i wirtualnej rzeczywistości! Czy naprawdę do szczęścia potrzebujemy tych wszystkich programów? Są one oczywiście bardzo wygodne, ale czy nie jesteśmy w stanie samodzielnie kierować swoim życiem, korzystając z własnego mózgu, a nie z komputera? Tymczasem z badania przeprowadzonego na zlecenie firmy Deloitte wynika, że używanie smartfona stało się nawykiem: 6-ciu na 7-miu Polaków sięga po telefon lub tablet w ciągu godziny po obudzeniu, nie licząc wyłączenia budzika! (Wysokie Obcasy, nr 19 z 7 maja 2016).
 
Nie będę tutaj wypowiadać krucjaty internetowi i komórkom, bo przecież jest to walka z wiatrakami, lecz będę nawoływać do tego, by jednak korzystać z nich z głową i z umiarem. W tym momencie żyjemy na Dzikim Zachodzie. Gromadzimy góry danych osobowych, a potem upychamy je w jaskiniach - powiedział David Pogue w Sciencific American - Ich potencjał może być nieosiągalny aż do momentu, gdy określimy, jak z nich wyłuskać złoto i kto będzie mógł na nie patrzeć. W Zero właśnie to zrobiono... 

Dlaczego, mimo, że Zero podejmuje temat bardzo ważny i bardzo na czasie, uważam, że ta książka jest gorsza od Blackoutu? Autor chyba nie za do końca przemyślał kwestię tego, jak przedstawić różne kawałki układanki, by pasowały one do siebie. Wskutek czego, w trakcie lektury przez długi czas nie wiedziałam o co w zasadzie chodzi (zwłaszcza, że w treści mocno zaznaczona jest terminologia informatyczna), miałam wrażenie, że nie ma tu jakiegoś jednego wątku, który mógłby porwać i zaangażować czytelnika. Tak, jak w Blackout kluczowy problem obecny jest w zasadzie od pierwszego zdania, tak w Zero wszystko się rozmywa; nie wiadomo czy chodzi o pogoń za Zero, czy o wszędobylskie media, czy o handel danymi osobowymi, czy o coś jeszcze innego/gorszego. Największym problemem jest to, że autor wprowadza zbyt wiele postaci i nie wyjaśnia kim one są, ani jaką mają rolę w powieści (taka gorsza wersja Bondy, która też mnoży bohaterów, tylko, że każdego z nich obdarza sążnistym życiorysem). Postaci te są zupełnie papierowe, w dodatku mówią szyfrem - nie rozumiemy ich kwestii, dlatego, że nie wiemy kim są i jakie są ich cele, a na końcu okazuje się, że nie są one wcale istotne dla fabuły i równie dobrze mogłoby ich nie być; nawet główni bohaterowie są niebywale słabo scharakteryzowani, wskutek czego trudno się z nimi zidentyfikować i im kibicować. Zakończenie powieści pozostawia pustkę, bowiem dalej nie wiadomo kim jest Zero i jak skończy się ta cała batalia - wygrana została może jedna potyczka, natomiast co dalej? Brak odpowiedzi na postawione pytania, a chociażby próby odpowiedzi, czy podsumowania. Wizja przedstawiona tym razem przez Elsberga ma również o wiele mniejszy impact, no bo o ile bez prądu nie da się już żyć, tak z elektroniczną kontrolą jakoś można dać sobie radę... Poza tym w gruncie rzecz fabuła Zero jest mocno przewidywalna - a to, co opisuje Elsberg na tyle mocno jest zakotwiczone w realiach, w których żyjemy, że właściwie przestało już nas przerażać. A przynajmniej większość z nas... Nie twierdzę, że powieść jest kiepska, bo skłania na pewno do myślenia i stawia ważkie pytania, jednak po względem czysto literackim dużo jej brakuje do doskonałości.

Metryczka:
Gatunek: sensacja 
Główny bohater: Cynthia Bonsant
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone
Czas akcji: współcześnie lub w niedalekiej przyszłości
Ilość stron: 494
Moja ocena: 3,5/6

Marc Elsberg, Zero, Wyd. W.A.B., 2016

Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska oraz w Wyzwaniu bibliotecznym

Komentarze

  1. Może będzie dalszy ciąg pod tytułem "Zero 2"...

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie jestem w trakcie. Choć tematyka ciekawa (i przerażająca) to faktycznie autor wprowadza zbyt wiele bohaterów i czasami było trudno zorientować się o co chodzi :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Tematyka bardzo na czasie, ale mam obawy przed tymi papierowymi postaciami. Jeszcze pomyślę nad tą pozycją. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później