Neurochirurg, David Evans ma operować prezydenta Stanów Zjednoczonych. Rzecz jest ściśle tajna przez poufne, a jednak dowiaduje się o tym ktoś niepowołany. Córeczka Evansa zostaje porwana, a on sam dostaje od porywaczy zadanie: zabić pacjenta, w przeciwnym razie jego córka umrze. Fabuła tej książki jest tyleż banalnie prosta, co wyrafinowana. Nadaje się to idealnie na hollywoodzki thriller, w którym chodzi o obronę nie tylko głowy państwa, ale i zagrożonego bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, tyle tylko, że bez wybuchów i mordobicia, gdyż tu pojedynek toczy się pomiędzy lekarzem, a genialnym psychopatą, sterującym ludźmi niby marionetkami. Kluczowy zdaje się dylemat, co wybrać: serce, czy obowiązek, córkę, czy głowę państwa. Jak lekarz, składający przysięgę Hipokratesa może w ogóle dopuszczać myśl o skrzywdzeniu swojego pacjenta? Jak to się ma w ogóle do etyki lekarskiej? A jak ojciec może nie obronić swojej córki, krwi ze swojej krwi, zwłaszcza, że jej matka nie żyje, a jej śmierć jest jeszcze niezabliźnioną raną? Węzeł iście gordyjski. Na drugim planie pojawiło mi się jeszcze pytanie: co jest ważniejsze, zdrowie i życie indywidualnej osoby (która tak się składa, że ma wielką władzę i może dokonać jeszcze wiele dobra lub uczynić sporo zła), czy też jej obowiązki wobec państwa. Prezydent przekłada swoją operację w czasie, po to, by dokończyć sprawy państwowe, gdy tymczasem każda chwila jest ważna, czas nagli...

Intryga Pacjenta mrozi krew w żyłach i trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Nie jest tak, że akcja rozgrywa się tylko na płaszczyźnie wirtualnej - ponieważ zdarzają się tutaj też realne akcje i trup niestety ściele się gęsto. W grze o najwyższą stawkę muszą padać ofiary. Podobało mi się to, iż autor postawił przed bohaterami - a także przed czytelnikami - ważkie pytania, problemy praktycznie nie do rozwiązania. Mam też nadzieję, że pisarz zgłębił tajniki neurologii na tyle, by książka wiarygodna jeśli chodzi o szczegóły medyczne. Poza tym powieść jest bardzo nowoczesna: wszak to dzięki zdobyczom technologii psychopata kontroluje neurochirurga, a z drugiej strony szpital, w którym pracuje Evans wyposażony jest w najnowocześniejszy sprzęt medyczny. O pewnej rzeczy warto byłoby pamiętać tak "przy okazji" lektury Pacjenta. Że organizm ludzki, a zwłaszcza mózg, to bardzo skomplikowana maszyneria i czasem niestety się coś w nim psuje, warto więc się diagnozować póki jeszcze jest czas. Jeśli od jakiegoś czasu miewacie niepokojące bóle głowy, idźcie do lekarza. Jak mówi bohater: jeśli ktoś zjada 80 tabletek paracetamolu tygodniowo, powinno to go zaalarmować.
Zdanie: Nigdy w życiu nie bolała mnie tak głowa każdy mąż, każda żona, każde dziecko i brat czy siostra powinni automatycznie uzupełniać o drugie: Zapiszmy się na wizytę u neurologa. Nie zliczę już sytuacji, w których pacjent trafiał do mnie za późno, ponieważ alarmujący o chorobie ból głowy zwalczał miesiącami proszkami przeciwbólowymi.
Całe szczęście, że mam właśnie za sobą wszystkie te badania, bo inaczej, czytając Pacjenta, mogłabym wpaść (znając siebie) w lekką panikę...

Mały szkopuł tkwi w tym, że właściwie owo "zabójstwo", którego ma się dopuścić Evans jest niepotrzebne. Po co zabijać człowieka, który za kilka miesięcy i tak umrze? Wyjaśnieniem mogłoby tkwić w jakimś przedsięwzięciu, szkodliwym dla niektórych, a które bez prezydenta nie mogłoby dojść do skutku. Lecz w Pacjencie niczego takiego nie ma. W ogóle o samym prezydencie dowiadujemy się zgoła niewiele, akcja skupia się na Evansie i jego rodzinie (narracja jest pierwszoosobowa, co trochę mi przeszkadzało, bo wydawało mi się infantylne i niezbyt pasujące do tematu książki). Autor widać doszedł do wniosku, że sam majestat władzy powinien wystarczyć, by uzasadnić diabelską naturę całego spisku, jednak mnie nie do końca to przekonuje - być może dlatego, że jestem Polką, a nie Amerykanką, a my sprzeciw wobec autorytetów i nieufność wobec polityków mamy we krwi. Byłabym o wiele bardziej skonfundowana, gdybym otrzymała opowieść o prezydencie, jako o człowieku, a nie tylko głowie państwa. W końcu to jest tylko CZŁOWIEK, o czym świadczy chociażby fakt, że choruje jak inni. Czytając Pacjenta nie wiedziałam czy jest on sympatyczną osobą, czy nie, czy faktycznie robi coś dobrego (jeszcze raz podkreślam, że w przypadku polityków to wcale nie jest oczywiste), czy jest prezydentem wybitnym, czy tylko przeciętnym. Myślę, że gdyby pisarz włączył w fabułę taki wątek, książka byłaby znacznie ciekawsza. No i jeszcze jedna rzecz, która w zasadzie zabija całą frajdę z czytania: dlaczego u licha już na samym początku książki dowiadujemy się, jak to wszystko się skończy? Kto wpadł na ten genialny pomysł? Przecież gdybyśmy nie wiedzieli jaki będzie efekt owej śmiercionośnej potyczki, lektura byłaby o wiele bardziej emocjonująca! 

Metryczka:
Gatunek: thriller
Główny bohater: David Evans
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 388
Moja ocena: 5/6

Juan Gomez-Jurado, Pacjent, Wyd. Sonia Draga, 2016

Książka bierze udział w Wyzwaniu bibliotecznym 


Komentarze

  1. U mnie to byl wielki hit, wszystkie blogi sie zachwycaly. A mnie jakos do tej ksiazki nie ciagnie... Za to jestem zahipnotyzowana "Laska" Anny Kantoch. Goraco polecam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam wrażenie, że co rusz pojawia się na rynku jakiś fascynujący thriller, który jest niczym "rollercoaster emocji".

    Poza niektórymi książkami Cobena (który ich chyba nie pisze tylko produkuje) i Grishamem raczej nie sięgam po innych autorów, gdyż wydaje mi się, że wszyscy piszą to samo tylko troszkę, subtelnie, zmieniając pewne szczegóły fabuły.

    Mam wrażenie, że już polscy autorzy kryminałów są bardziej kreatywni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, a mnie się właśnie wydaje, że autorzy tacy jak Grisham, czy Coben ciągle piszą to samo, bo nie piszą, tylko produkują ;)

      Usuń
    2. Ale jakoś tak mi się wydaje, że właśnie Grisham i Coben byli jednak pierwsi. W sensie, że teraz już nikt nic nowego nie wymyśli. Jeżeli mam czytać powtórzone pomysły to chyba już wolę pierwowzór :)

      I o ile co do Cobena mogę się zgodzić z tą produkcją (zresztą sama to tak ujęłam), to jednak Grisham ma moim zdaniem troszkę różne te pomysły (chociaż nie zawsze są one oryginalne niestety).

      Usuń
  3. Oj, ogromna szkoda, bo miałam na nią ogromną ochotę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ czemu, przecież moja ogólna ocena tej książki jest dobra

      Usuń
  4. Mnie się "Pacjent" ogromnie podobał. I przecież wcale nie jest tak, że wiadomo jak się skończy. A nie było tam coś o tym, że mają się odbyć jakieś obrady, do których nie można dopuścić? Poza tym morderca był takim psycholem, że jemu powód nie był potrzebny:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Swego czasu moja mama zaczytywała się w thrillerach, więc mam w domu kilka egzemplarzy o nieco podobnej tematyce i już kilkakrotnie chciałam sięgnąć, ale obawiam się, że mam nieco za słabe nerwy... W każdym razie "Pacjent" mimo swoich wad o jakich wspominasz zapowiada się na całkiem interesującą pozycję i może powinnam się nieco do thrillerów przekonać po niego sięgając :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to zawsze znajdę coś, do czego się przyczepię, więc nie przejmuj się, tylko czytaj

      Usuń
  6. O stałej dynamice w tej powieści już czytałam więc Twoje słowa tylko potwierdzają, że akcji w "Pacjencie" nie brakuje. Jestem tej lektury niesamowicie ciekawa :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później