Czym pachnie wiosna

Dzisiaj będzie post z "czapy" czyli zupełnie nie w temacie książek (no chyba że), ale za to o mojej nowej pasji, jaką są perfumy. Ogarnęło mnie to w ekspresowym tempie - do niedawna perfumy w ogóle mnie nie ruszały, miałam jakieś dwa-trzy flakoniki, ale w ogóle nie przywiązywałam do tego wagi. Brało się to z tego, że niezwykle trudno było mi znaleźć zapach, który naprawdę by mi się podobał - wszystko pachniało mi tak samo, najczęściej mydłem, i nic mi nie odpowiadało. Dział z zapachami w Rossmanie czy Superpharmie w ogóle mógłby dla mnie nie istnieć. Aż tu nagle trafiłam na portal Fragrantica i okazało się, że tego dobra to jest, a jest, nie tylko to, co stoi w Sephorze na półkach. No i jak zaczęłam przekopywać się przez te wszystkie nuty, moja kolekcja w tempie błyskawicznym wzbogaciła się o kilka nowych flaszek i jakiś tryliard próbek, a mnie opanowało prawdziwe szaleństwo. Moja lista perfum do przetestowania liczy sobie już kilkadziesiąt pozycji. Z Douglasa i Sephory już pewnie niedługo będą mnie wyganiać, odkryłam też sporo firm, o których wcześniej nawet nie słyszałam. Okazało się, że źle szukałam - nie dla mnie popularne mainstreamowe zapachy, powinnam była szukać raczej w perfumach niszowych. Dosyć szybko jednak doszłam do tego, jakie zapachy mi się podobają, a jakie nie: uwielbiam wanilię w każdej postaci oraz cynamon, zatem zapachy orientalne, przyprawowe. I tak ostatnio zakochałam się w perfumach Toma Forda, Serge'a Lutensa oraz firmy Penhaligon's. Moim zdaniem zresztą, jak to w dzisiejszych czasach, także i w tej dziedzinie panuje nadmiar, a w dodatku trend jest taki, że naprawdę ciekawe perfumy się wycofuje (z niezrozumiałych dla ich wielbicieli powodów), a dominują słodkie ulepki i niczym się nie wyróżniające przeciętniaki. Plagą są też reformulacje składu - przeważnie na gorsze. Popularne perfumy teraz mają być "dla wszystkich", a wiadomo, że jak coś ma się podobać wszystkim, to tak naprawdę jest dla nikogo. A w moim przypadku, jak to zwykle bywa, także w tej dziedzinie podoba mi się to, co rzadkie i czego nie można dostać, albo jest tak drogie, że przekracza moje możliwości finansowe.


 
Powyżej aktualne zdjęcie mojej kolekcji (która pewnie niebawem się powiększy), a w niej moja ukochana Organza Indecence (zapach już od dawna nie produkowany, ku mojemu żalowi), L Lolity Lempickiej (tak samo), Tobacco Vanilla Toma Forda, Ambre Gris Balmain, Juniper Sling Penhaligon's, Manifesto Elixir YSL, nowe perfumy Yves Rocher, cudne Rose Oud  i tej samej firmy Neonatura Cocoon (zapach wycofany, który też zyskał już sobie miano kultowego, aczkolwiek ja akurat nie jestem jego fanką) oraz Theorema Fendi - też unikat.

A wracając do książek, to chętnie poczytałabym coś w temacie, tylko, że nic specjalnie nie przychodzi do głowy. Z beletrystyki poza oczywistym Pachnidłem tylko Perfumiarz, czytałam też kiedyś Zapach gorzkich pomarańczy, której bohaterka prowadzi firmę perfumiarską, ale wątek perfum jest w tej powieści mało wyeksponowany. Szukam też jakichś książek popularnonaukowych: o tym, jak powstają perfumy, jakie są najbardziej znane zapachy, etc. Jeśli coś znacie, to podrzućcie tytuł proszę.

Komentarze

  1. Jeśli chodzi o perfumy, to ja mam naloty mniej więcej raz w roku i przeważnie w lato:)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, perfumy. RAJ :D Ja też miewam takie napady psikanego szaleństwa... Aktualnie noszę Givenchy Ange au demon le secret elixir i bardzo sobie chwalę ;) Za to na zimę gustuję w Versace Crystal noir - takie otulające i bardzo zmysłowe. Choć, teraz już wiosna, lato coraz bliżej więc pora przeskoczyć w coś lżejszego ;)

    Zaczytanych Pięknych Świąt! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Polecam książkę "Kolekcjonerka perfum" autorstwa Kathleen Tessaro. Wprawdzie nie chodzi w niej tylko i wyłącznie o perfumy, ale i tak warto sięgnąć, bo to ciekawa historia :)
    Ja uwielbiam mainstremowe "Mademoiselle" Chanel :) Mam wrażenie, że zależnie od mojego nastroju każdego dnia pachną inaczej...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. wpis opublikowany w marcu... ciekawe jak kolekcja zmieniła się od tego czasu :)
    ja też się Tomem Fordem ostatnio zachwyciłam... jednak, jakoś nie umiem go na siebie ubrać. ja, romantyczka, miałabym na siebie ubrać coś, co pachnie dla mnie jak kobieta niezależna, dominująca? jakoś... nie umiem. będę pisać o Velvet Orchid na blogu pewnie w niedługim czasie.
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później