W czeluściach internetu spotkałam niegdyś kilka bardzo pochlebnych opinii o tej książce, ale nie dowierzałam im. Nie miałam też (chyba) wcześniej do czynienia z literaturą izraelską, kultura żydowska jest mi znana tylko pośrednio - z książek i filmów, a wkroczenie na terytorium do tej pory obce, zawsze budzi opór. Powieść Eshkol Nevo rozgrywa się współcześnie. Głównym jej bohaterem jest Dori, nauczyciel historii, który pewnego dnia zmuszony zostaje do wyruszenia w podróż w poszukiwaniu swojego ojca. Ojciec Doriego, przeżywając kryzys po śmierci swojej żony, wyruszył do Ameryki Południowej - i tam słuch po nim zaginął. A w Ameryce Południowej gringos spotykają różne rzeczy, wiadomo. Gdzieś w Ekwadorze ścieżki Doriego przecinają się ze ścieżkami Inbar - kobiety, która w Ameryce Południowej znalazła się zupełnie spontanicznie. Przyłącza się ona do poszukiwań Doriego...

W powieści tej mamy do czynienia z dziwnymi imionami (Roni, Ejtan, Nesja), czy nazwami miejsc, ale to w zasadzie wszystko jeśli chodzi o egzotykę. Podstawowa substancja jest bowiem taka sama, jak wszędzie: to opowieść o miłości i o więzach rodzinnych. Dori nazywa siebie "członkiem konserwatywnej partii, która ma tylko jedną miłość" - jest bardzo przywiązany do swojej żony i synka, choć w miarę narracji, kiedy poznajemy ich historię, na obrazku tej rodziny pojawia się coraz więcej rys. Roni nie daje Doriemu tyle miłości, ile ten potrzebuje, więc Dori swoje uczucia przelewa na syna. Wszystko robi z myślą o nim, ale tą swoją miłością prawdopodobnie go tłamsi. Szuka ojca, ale myślami jest cały czas w Izraelu... Inbar z kolei jest w stanie permanentnej wojny z matką - właśnie uciekła od niej, z Berlina. Fakt, że matka mieszka w Niemczech też nie mieści jej się w głowie; mimo, że od wojny minęło 70 lat, ta młoda kobieta ciągle pamięta o Holokauście i szuka w Niemczech śladów nazizmu - co jest dosyć denerwujące, bo nosi znamiona stereotypizowania. Nawiasem mówiąc mamy tu kontrapunkt do czytanej niedawno przeze mnie powieści On wrócił - Niemcy uważają się za uodpornionych na nazizm i podobne pomysły, podczas gdy, jak widać, niektórzy nie-Niemcy, i to z kolejnych pokoleń, ciągle mają się przed Niemcami na baczności. A przecież Izraelczykom obecnie więcej grozi ze strony Palestyny i innych otaczających ich krajów, z którymi ciągle są w konflikcie. To Izrael jest jednym z najbardziej zmilitaryzowanych państw świata, wojsko jest obowiązkowe dla obydwu płci, kraj ten brał też już udział w kilku wojnach - ojciec Doriego nosi w sobie traumę po pobycie na froncie, również Inbar jest naznaczona żałobą po swoim bracie. Może więc nie trzeba szukać wrogów tak daleko w przeszłości i w na innych kontynentach, ale przede wszystkim dojść do porozumienia z sąsiadami? Tak, czy inaczej, rany, które nosi w sobie każdy z bohaterów Neulandu, odbijają się na ich relacji z bliskimi. Każdy z nich uważa, że był kochany za mało, albo za dużo. I tak, i tak jest niedobrze. Rodzice są tymi, do których się ma najwięcej pretensji, a Dori, choć stara się być idealnym ojcem, na pewno idzie ścieżką, za którą jego syn w przyszłości mu nie podziękuje. 

Bardzo podobał mi się lekki styl, w jakim napisana jest powieść: autor naprawdę potrafi zainteresować czytelnika. Losy Doriego i Inbar wciągnęły mnie w zasadzie od pierwszej strony. Pięknie Nevo oddaje miłość rodzicielską oraz relacje pomiędzy małżonkami - rodzicami Doriego, a także między Dorim, a jego żoną. Autor opowiada o dwójce współczesnych bohaterów na przemian, uzupełniając to jeszcze wstawkami dotyczącymi babci Inbar, która uciekła z Polski tuż przed wybuchem II wojny światowej. Mamy więc taką mieszanką nie tylko historyczną, ale i kulturową, bo większość powieści rozgrywa się w Ameryce Południowej, gdzie Dori podąża tropami swojego ojca. Jak zwykle to bywa, podróż jest dla bohaterów okazją do przemyśleń na temat swojego życia, odskocznią od niego, przewartościowania priorytetów, a nawet do nowego początku. Zapewne Izraelczycy mogli by wyczytać z tej powieści wiele więcej niż ja, po pierwsze odnośnie nieudanych koncepcji założenia państwa żydowskiego w Argentynie, po drugie kwestii ich tożsamości narodowej, nieumiejętności ułożenia sobie tego w państwie powstałym po wojnie i patrzenia na siebie jako na naród wybrany, po trzecie pojawia się w Neulandzie motyw Żyda Wiecznego Tułacza. Istotnie, w bohaterach jeżdżących po świecie, przerzucających się z jednego kontynentu na drugi, można widzieć jakieś analogie do tej legendy, ale przecież dziś podróżowanie jest marzeniem wielu ludzi, współczesnym modus operandi, a nie przekleństwem, jak kiedyś. Ważne, by mieć gdzieś własny dom, a Dori i Inbar go mają - gdziekolwiek by nie byli, tęsknią za Izraelem, miejscem może nie idealnym, ale ich własnym. Inna sprawa z ojcem Doriego... Ogólne dobre wrażenie psuje trochę słabsza końcówka, gdzie napięcie spada, a nic tak naprawdę się nie wyjaśnia.

Metryczka:
Gatunek: powieść obyczajowa
Główny bohater: Dori Panang
Miejsce akcji: Izrael/Ameryka Południowa 
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 622
Moja ocena: 5/6

Eshkol Nevo, Neuland, Wyd. Muza, 2014

Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka, Czytam opasłe tomiska oraz w Wyzwaniu bibliotecznym   

Komentarze

  1. Szczerze mnie zainteresowałaś! Nie miałam pojęcia o istnieniu tej książki ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam na półce i w planach czytelniczych. Podobno ta powieść jest kultowa w Izraelu. Bardzo dobre recenzje ma też najnowsza powieść autora, wydana niedawno przez Muzę, "Samotne miłości".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po Neulandzie już sobie dopisałam Samotne miłości do mojej listy

      Usuń
  3. A ja pierwszy raz słyszę o tej książce. Po Twojej recenzji wiem, że warto po nią sięgnąć

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdecydowanie książka warta uwagi, ja również wcześniej zupełnie o niej nie słyszałam albo zwyczajnie umknęła mi w medialnym szumie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później