Miałam nie pisać o tej książce, ale do zmiany zdania skłonił mnie nie tylko niedawny szczyt klimatyczny w Paryżu, ale i recenzje powieści fantastycznej pt. Wodny nóż. Jej autor wieści katastrofę ekologiczną opartą o deficyt wody. Po cóż czytać takie książki - pomyślałam sobie - skoro rzeczywistość, jaką kreujemy sami sobie wygląda o wiele gorzej. Grozi nam nie tylko brak wody, ale przede wszystkim "ugotowanie" Ziemi wskutek emisji gazów cieplarnianych. I to nie są bajeczki, albo coś co czeka nas w bliżej niesprecyzowanej przyszłości - ale już być może za 40 lat. Jednak wiele osób, pomimo oczywistych dowodów neguje ocieplenie klimatu spowodowane przez ludzi. Mam takiego sympatycznego znajomego, który strasznie zżyma się na tych strasznych ekologów, wstrzymujących budowę wyciągów narciarskich i protestujących przeciwko niszczeniu przyrody. Tylko jakoś mu do głowy nie przyjdzie, że te niezwykłe ciepłe zimy, które mamy ostatnio, brak śniegu (a więc i warunków narciarskich, a zatem brak pracy dla niego), białe święta, które oglądamy już tylko w reklamach - że to wszystko jest ze sobą jakoś powiązane.

Po prawdzie myślałam, że Twórcy pogody będzie książką poświęconą pogodzie w ogóle: jej zjawiskom, temu jak powstaje. Tim Flannery - wybitny australijski naukowiec, badacz ssaków, paleontolog i działacz na rzecz ochrony środowiska - pisze jednak głównie o globalnym ociepleniu. Pokazuje jakie skutki ma produkcja dwutlenku węgla w takich ilościach, jak to robimy od półtora wieku i jego gromadzenie się w atmosferze. Pisze o tym, jakie to będzie miało skutki, jeśli tej emisji nie ograniczymy: o tym, jak już giną gatunki fauny i flory; pokazuje co dzieje się w Arktyce i na Antarktydzie, w lasach tropikalnych, w rafach koralowych, w głębinach oceanu i na górskich szczytach. Może się wydawać, że co to jest kilka stopni, lecz termostat ziemski jest niebywale delikatny i nawet niewielka zmiana może spowodować konsekwencje przekraczające granice naszej wyobraźni. Kilkustopniowe podniesienie się temperatury Ziemi zaburza całą delikatną równowagę i jest zabójcze dla wielu zwierząt i roślin. A człowiek nie jest bytem wyizolowanym, niezależnym od przyrody (choć tak mu się wydaje) i nasze życie zależy od tej przyrody.
Ekologia nie polega na prostym dodawaniu i odejmowaniu. Elementem scalającym ekosystemy są nie gatunki, lecz relacje między nimi, czyli miliony drobnych i delikatnych związków. Przerwanie jednego oznacza przerwanie wszystkich.*
W zasadzie to nawet nie do końca wiemy co może się stać, tak jak nie wiemy, co powodowało globalne zmiany klimatyczne w przeszłości - Bill Bryson pisze, że możemy doprowadzić zarówno do zwiększenia się temperatury na Ziemi, jak i do kolejnej epoki lodowcowej, a może i do jednego i drugiego, bo jedno z drugim jest powiązane. Topienie się lodowców nie tylko podniesie poziom wód, ale i zmieni poziom zasolenia oceanów, co ma przełożenie na prądy morskie (np. Golfsztorm) regulujące ziemski klimat.

Co najmniej jeden na pięć ziemskich organizmów żywych jest skazany na zagładę z powodu obecnej ilości gazów cieplarnianych w atmosferze

Autor opisuje nie fantastyczne rojenia, ale rzeczywistość, z którą już mamy do czynienia i nieodległą przyszłość. Już dziś gatunki znikają z porażającą szybkością: trwa szóste wielkie wymieranie, tym razem spowodowane przez człowieka. Książka jest pełna danych statystycznych i naukowych, a jej ton jest w najwyższym stopniu alarmistyczny. W każdym niemal rozdziale Flannery nawołuje do działania i ograniczenia emisji gazów cieplarnianych. Każdy z nas może dołożyć do tego swoją cegiełkę dbając o to, co jest wokół nas. A wystarczająca liczba osób jest zdolna do wpłynięcia na polityków, by zaczęli działać na szerszą skalę. Dziś to my jesteśmy twórcami pogody. Nazwijcie mnie ekologiczną terrorystką, ale ja jestem przeciwko zatruwaniu Ziemi przez ludzi. Przeciwko wycinaniu drzew po to, by ludzie mieli gdzie sobie budować kolejne domy "na łonie natury", przeciwko spychaniu naturalnych siedlisk zwierząt na margines, z którego nie ma już ucieczki, przeciwko coraz to większej produkcji śmieci wspieranej przez konsumpcjonizm, przeciwko rosnącej liczbie samochodów. Nie można mieć ciastka i zjeść ciastka. Nie można bezkarnie zalewać przyrody betonem, wypuszczać w powietrze megaton spalin, zatruwać wody, eksploatować planety i oczekiwać, że nic się nie zmieni i że wszystko będzie ok. Tymczasem ludzie tego oczekują. Zachodzę w głowę jak to jest, że ludzie płodzą kolejne pokolenia nie zastanawiając się wcale nad tym, jaki świat im zostawiamy i w jakich warunkach będą one żyły:

Co powiedzą swoim dzieciom rodzice, jeśli ceną, jaką musieli zapłacić za rosnące domy, cztery kółka i odmowę zatwierdzenia Kioto, była utrata największych klejnotów natury w ich kraju?

A wiecie, czemu nie chciałam pisać o tej książce? Bo pisząc (czy mówiąc) o ekologii czuję się jak głos wołający na puszczy. Bo nikogo to nie interesuje. Klimatologów nikt nie słucha, choć powtarzają swoje argumenty już od kilkudziesięciu lat. Ludzie wolą chować głowę w piasek i dalej żyć po swojemu. No tak, nikt nie lubi proroków wieszczących katastrofę - z Kassandry też się śmiano, a Jonasz musiał się rzucić do morza, żeby mu uwierzono. Reagujemy tak jak moja znajoma: z ironicznym uśmiechem na ustach (tak jakby katastrofa ekologiczna była czymś zabawnym, albo myśląc o mnie, że jestem kolejną oszołomką), a co ja mogę, ludzie sobie na pewno z tym jakoś poradzą, ja mam ważniejsze problemy. A zatem jacyś ONI mają znaleźć rozwiązanie, a my sobie będziemy siedzieć i czytać fantastyczne książki, myśląc, że to, co w nich opisują się nigdy nie wydarzy. Ja jakoś nie jestem taką optymistką. Nie bierzemy pod uwagę tego, że
Bez fundamentalnych zmian w sposobie myślenia zniszczenie środowiska, zmiany klimatyczne i wojna o surowce mogą zamknąć wszystkie drogi ocalenia i zniszczyć kulturę, nim ludzkość ocknie się i opracuje wynalazki potrzebne, aby przetrwać.*
Flannery napisał swoją książkę 10 lat temu. Czy przez te 10 lat coś się zmieniło, czy emisja CO2 została ograniczona? Jakoś nie zauważyłam... Ja już się powoli zaczynam oswajać z myślą o nadchodzącej katastrofie. W końcu Ziemia się odrodzi, choćby zajęło jej to tysiące lat - przecież przyroda nie potrzebuje człowieka, a istnienie homo sapiens na naszej planecie to zaledwie ułamek w jej dziejach, możemy więc zniknąć bez śladu, bez szkody dla wszechświata. Bo - jak napisał Bryson - być może jesteśmy jego największym koszmarem.

*Rex Weyler, Greenpeace

Metryczka:
Gatunek: popularnonaukowa 
Główny bohater: globalne ocieplenie
Miejsce akcji: Ziemia
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 366
Moja ocena: 5/6

Tim Flannery, Twórcy pogody. Historia i przyszłe skutki zmian klimatu, Wyd. CKA, 2007

Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka

Komentarze

  1. Brzmi złowieszczo, a najgorsze w tym jest to, że zagrożenie jest realne. Dobrze, że napisałaś tą recenzję. Ja spróbuję się sobie przyjrzeć i może coś zmienić :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z jedną małą poprawką. Kolejną epokę lodowcową opóźniliśmy co najmniej na kilkadziesiąt tysięcy lat. Czeka nas tylko coraz większy przyrost temperatury globalnej, co najmniej z dekady na dekadę. Nawet gdybyśmy od jutra stali się ekologiczni, to i tak przez co najmniej kilkadziesiąt lat emisje gazów cieplarnianych antropogenicznego pochodzenia będą wzrastały, a uruchomione takie same emisje ze źródeł naturalnych mogą jeszcze dłużej rosnąć. Poziom wód morskich i oceanicznych będzie podnosić się przez kilka stuleci, a lądolody Grenlandii i Antarktydy mogą nawet topnieć jeszcze przez długie tysiąclecia. Nawet wybuch bomby jądrowej czy superwulkanu czy nawet upadek meteorytu nie zmieni tak szybko sytuacji. W atmosferze jest już ponad 402 ppm. Zdarzenie jak w Młodszym Dryasie nam nie grozi, nawet jak zatrzyma się cyrkulacja termohalinowa. Za dużo jest energii cieplnej w układzie ziemskim, a zwłaszcza w oceanach (aż 93 %). Nic nie powstrzyma globalnego ocieplenia. Uruchomiliśmy masę dodatnich sprzężeń zwrotnych, które tylko przyspieszają. Przy ekologicznym trybie życia (gdy zaczniemy tak żyć od jutra), do końca wieku przekroczymy na pewno 1,5 stopnia Celsjusza. Przy najgorszym scenariuszu, gdybyśmy uruchomili niekontrolowane emisje naturalne gazów cieplarnianych zbyt mocno, to możemy spodziewać się świata ocieplonego o 2-4 stopnie Celsjusza. A przy dalszym spalaniu paliw kopalnych i wylesianiu planety - o 4-8 stopni Celsjusza. A jak będzie naprawdę? Na pewno coraz cieplej, ale nie coraz chłodniej. Za dużo ciepła pochłania system planetarny od ponad 200 lat. http://naukaoklimacie.pl/ https://www.facebook.com/groups/antropogenicznezmianyklimatu/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później