Styczeń w skrócie

W styczniu przeczytałam 23 książki, z których większości napisałam recenzje, ale jeszcze nie wszystkich zdążyłam zamieścić, bo nadrabiałam też grudniowe zaległości. Najlepsza książka... Trochę nie wiem jak potraktować Wszystkie lektury nadobowiązkowe - czytałam ją na przełomie grudnia i stycznia, na zestawienie roczne się nie załapała, więc niech będzie Książką stycznia. Bardzo też podobał mi się Golem i dżin (choć to bajka) - do tego stopnia, że zaraz potem wzięłam się za opasły Nowy Jork Rutherfurda, żeby pobyć jeszcze w nowojorskim klimacie - oraz Krótka historia prawie wszystkiego. Podjęłam się też wreszcie skatalogowania swoich ebooków - używając programu Calibri. Najwyższy czas, bo wyszło mi, że mam ich 1000 (oczywiście większość nieprzeczytanych), i to jeszcze nie licząc kilku serii, takich jak Gra o tron, Obca, czy książki Lizy Marklund.

A teraz jeszcze w bonusie o kilku lekturach, które postanowiłam potraktować skrótowo:


Uzbrojony po zęby Pakistan, polscy specialsi na wojnie w Afganistanie, więzienie o zaostrzonym rygorze, rezerwaty dla turystów, sporty ekstremalne. Ale co z tego wynika? Co łączy te wszystkie tematy? Jeśli chodzi o książki Tomka Michniewicza nigdy nie wiem do końca, jak je traktować: czy jako reportaże, czy książki podróżnicze. W przypadku tych pierwszych utarło się, że reporter ma być tylko obserwatorem, a wszelki komentarz odautorski jest raczej niepożądany. W przypadku tych drugich z kolei oczekuje się na jakąś refleksję. Tej refleksji mi zawsze u Michniewicza trochę brakuje - no bo co wynika z tego, że pojechał do Pakistanu, czy do Afganistanu? Najciekawsze z mojego punktu widzenia były rozdziały o turystyce, proximity flying oraz poszukiwaniu świętości. Jak się to czyta, to aż boli i człowiek przestaje mieć ochotę podróżować gdziekolwiek - to już lepiej siedzieć w domu i czytać książki - i człowiek więcej się dowie. Także tego, jak wyglądają kulisy pewnych spraw. Ale co poza tym opisuje autor? Brutalność, przemoc, walka o miejsce w hierarchii - mnie to nie kręci, to kręci facetów.  Próbuję wyciągnąć z tego jakiś wspólny mianownik. Wątpliwości? To, że rzeczywistość w opisywanych miejscach wygląda inaczej, niż sobie wyobrażamy i jak to nam przedstawiają w mediach i na folderach? Wiadomo. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a rzeczywistość nigdy nie jest czarno-biała. Wszystko jest względne, a ludzie potrafią sobie wszystko zracjonalizować, nawet życie z gettcie.Wiadomo też, że są miejsca, w których życie wygląda nieporównywalnie gorzej do tego, jak my żyjemy, niezależnie od tego, jak byśmy nie kwękali. Światy równoległe? Niestety są to miejsca rzeczywiste, choć czasem trudno w to uwierzyć, że można tak żyć... A jeśli komuś się wydaje, że wie wszystko po kilkudniowym pobycie gdzieś, no to gratuluję dobrego samopoczucia.

Świat równoległy ma być chyba reportażem, sam Michniewicz zresztą pisze tu o sobie  jako o reporterze, więc tym bardziej komentarza nie należy się spodziewać... ale. No właśnie...   nie do końca tak jest. Mimo wszystko ta refleksja, która pojawia się na koniec, wydawała mi się jakaś taka banalna, a przedstawione tematy niespójne - długo trzeba by się zastanawiać, by znaleźć tu jakiś punkt styczny. Gdyby rozpatrywać je oddzielnie - są oczywiście ciekawe - ale zebrane w jednej książce wzbudzają wrażenie chaosu i pytanie co właściwie autor próbuje nam powiedzieć. Można się domyślać, że Michniewiczowi pojawiają się pytania, tylko że nie do końca potrafi on sobie na nie odpowiedzieć (jeszcze) i je uporządkować... Tylko, czy aby nie późno? Przecież jest on doświadczonym podróżnikiem, który z niejednego pieca już jadł chleb i niejedno widział - dopiero teraz pojawiają się u niego wątpliwości? I czy przypadkiem Michniewicz - uzależniony od adrenaliny - nie wybiera takich miejsc, gdzie jest faktycznie ekstremalnie?

Tomek Michniewicz, Świat równoległy, Wyd. Otwarte, 2015 


Henry jest pisarzem. Wydał już kilka książek, które stały się bestsellerami, dzięki czemu Henry opływa teraz w dostatki. Wydawnictwo nie może doczekać się kolejnych jego powieści. Odkryła go redaktorka w wydawnictwie, Betty. A teraz jest z nim w ciąży... W domu czeka na Henry'ego kochająca żona Martha. Co robić? W trakcie lektury szybko okazuje się, że nic tutaj nie wygląda tak, jak zostało to początkowo przedstawione. Henry jest człowiekiem posiadającym wiele tajemnic, a tok jego myśli przyprawia czytelnika o ciarki na plecach. To kłamca i manipulator. Najgorsze jest to, że jest on nieprzewidywalny. Psychopata, ale za chwilę okazuje się, że ratuje komuś życie? Nigdy nie wiadomo jak postąpi.

Debiut Sashy Arango uważam za udany. Prawda i inne kłamstwa ma ciekawą strukturę - jest to kryminał, ale nie taki klasyczny, gdzie od trupa się wszystko zaczyna - tu raczej zaczyna się od poznania motywacji mordercy. Jest też kilka zwrotów akcji. Powieść jest dobrze wyważona, a styl Arango interesujący, pełen dobitnych, dających do myślenia sformułowań, sam pomysł na fabułę jest również dosyć oryginalny - to coś w stylu Zaginionej dziewczyny.  Pokręcone i wciągające na tyle, że 300 stron (choć w niedużym formacie) nieoczekiwanie pochłonęłam w jeden wieczór. Gdybym miała się czepiać, to książka mogłaby być dłuższa, bo tajemnicy Henry'ego ostatecznie nie poznajemy, a zakończenie pozostawia niedosyt. Ale jak na pierwszy raz autora i tak jest bardzo dobrze.

Sascha Arango, Prawda i inne kłamstwa, Wyd. Sonia Draga, 2015 


Wit Szostak jest podobno takim pisarzem (polecam wywiad z nim u Jarka Czechowicza), który każdą swoją książkę pisze w innym stylu. To duża umiejętność, bo nie lubimy, kiedy autorzy tworzą wszystko na jedno kopyto. Wróżenie z wnętrzności faktycznie w niczym nie przypomina Stu dni bez słońca, które mnie tak zachwyciły. To powieść bardzo melancholijna, sięgająca w głąb, refleksyjna. Jej bohaterami jest małżeństwo artystów - on rzeźbiarz, ona pisarka - które w pewnym momencie swojego życia odcięło się od wszystkiego i uciekło na prowincję, by tam prowadzić proste, wiejskie życie. Właściwie była to jego decyzja, ona podążyła za nim. Co z tego wynika, czy to prostsze, ciche życie, bez sławy i blichtru, jakie wcześniej otaczały Mateusza - okaże się satysfakcjonujące? Narratorem tej powieści jest brat bohatera, Błażej, który opisuje to wszystko z własnej perspektywy, a jest to perspektywa dosyć oryginalna... Mężczyzna ten bowiem również podjął decyzję - o wiele wcześniej - o wycofaniu się w swój wewnętrzny świat; egzystuje teraz nie musząc podejmować żadnych decyzji, będąc na łasce i niełasce rodziny, do nikogo się nie odzywając, jedynie obserwując i nazywając siebie "głupim bratem" - choć wcale taki głupi nie jest... Symboliczny jest fakt, że wszyscy mieszkają na starym dworcu - a dworzec przecież jest przeciwieństwem domu. Problem z tą książką jest taki, że napisana jest ona specyficznym stylem - narrator raz po raz powtarza to samo (stosując słownictwo neurologiczne: perseweruje), co nie wnosi do treści nic nowego, a jest takim laniem wody. Przez to powieść staje się monotonna i nużąca. Z mojego punktu widzenia jest to rozczarowanie, ale być może do kogoś powieść przemówi.


Wit Szostak, Wróżenie z wnętrzności, Wyd. Powergraph, 2015

Książki biorą udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz w Wyzwaniu bibliotecznym    

Komentarze

  1. Cóż chyba nie wiem jak skomentować Twój wynik ;) Zazdroszczę! Wiem, że też mogłabym czytać więcej, ale chyba moje 8 książek miesięcznie na razie mi starcza :) Arango czytałam w zeszłym roku, podobała mi się, ale pozostawiła lekki niedosyt.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie też szokuje ta ilość książek, nie ukrywam, chciałabym mieć czas, by móc tyyyle czytać.
    Arango bardzo mi się podobał, to na razie jedyna jego powieść, ale ja go znam głównie ze scenariuszy filmowych - nakręcono mnóstwo filmów na ich podstawie. I były naprawdę świetne.
    Szostaka przeczytam i tak. "Sto dni bez słońca" było świetne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podziwiam Twój wynik. I chyba przeczytam Arango.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam 14 i jestem z siebie bardzo dumna. Pochłaniam teraz książkę za książką, tak naturalnie mi to przychodzi, ten styczniowy głód czytania. Pod koniec grudnia w moim życiu pojawił się Kindle (też kataloguję przy pomocy Calibri) i mam wrażenie, że pomaga w czytaniu. W różnych sytuacjach nie mogę czytać na papierze, a okazuje się, że na czytniku jak najbardziej:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow, 23 książki w miesiąc to jest coś :) Zaciekawiła mnie "Prawda i inne kłamstwa"jak na debiut literacki historia zapowiada się ciekawie, a widzę, że Twoja opinia o niej jest dodatkow pozytywna. Może się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Michniewicz i Arango - coś dla mnie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później