Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jakie ślady pozostawiasz po sobie w Internecie? Wysyłasz mejle, zamieszczasz informacje o sobie na portalach społecznościowych, robisz zakupy, szukasz informacji, komunikujesz się przez sieć, pracujesz w chmurze, piszesz bloga, zostawiasz komentarze, rejestrujesz się na różnych portalach, korzystasz z internetowego banku, grasz w gry online? Używasz banalnych, łatwych do odgadnięcia haseł? Wiecie ile informacji o danym człowieku można w ten sposób pozyskać z netu? Ja jestem osobą korzystającą z sieci bardzo oględnie. Tak mi się przynajmniej wydaje. Mimo wszystko robię wszystko to, co wymieniłam powyżej - jak każdy przeciętny człowiek, może z wyjątkiem publikowania swoich zdjęć i informacji o sobie na portalach społecznościowych.  Uważam się za szarego człowieka, nie sądzę by moje życie kogoś szczególnie interesowało, poza tym afiszowanie się ze swoją prywatnością w sieci jest mi obce, dlatego się tym specjalnie nie przejmuję, natomiast wyobrażam sobie, że w necie znajduje się całe morze dużo istotniejszych informacji, niż to, co jadłam dziś na śniadanie...  Zdolny hacker ma praktycznie całe nasze życie na talerzu. O anonimowości nie może być tu mowy. I informacje te warte są miliony. Myślicie, że nikt nie jest nimi zainteresowany? A weźmy chociażby sklepy - czyż nie podsuwane są nam reklamy akurat tych produktów, które ostatnio oglądaliśmy w sieci? A afera Snowdena?  Teraz dołóżcie do tego jeszcze inne nowoczesne technologie, które mamy do dyspozycji: telefony komórkowe, smartfony, inteligentne systemy, przeróżne gadżety - to wszystko ma służyć oczywiście naszej wygodzie, jednak wszystko to ma również swoją drugą, ciemną stronę. Inwigilowanie. Niedawno Google zaproponowało kolejną nowinkę techniczną: inteligentne okulary z ciągłym podłączeniem do sieci. Cały czas bylibyśmy online, moglibyście śledzić swoje mejle, statusy na FB, ulubione blogi, ect. Marzenie wielu - już teraz przecież non stop siedzimy z nosami w smartfonach. Czy jednak ja chciałabym być bombardowana informacjami jeszcze bardziej, niż dzieje się to do tej pory? Ano nie. Ale to nie wszystko, okulary te mają także wbudowaną kamerę, dając możliwość nagrywania wszystkiego na bieżąco. Do tego rozpoznają twarze spotykanych ludzi, identyfikują ich i dają wgląd w informacje o nich. To już jest inwigilacja totalna i naruszenie prywatności - ludzie nie życzą sobie, aby przypadkowo spotkana na ulicy osoba wiedziała o nas wszystko. Dlatego wynalazek Google póki co specjalnie się nie przyjął, ale pewnie wszystko jest kwestią czasu. 

O możliwościach takiego właśnie sprzętu oraz zagrożeniach płynących z zatopienia w nowoczesnych technologiach pisze Tomasz Lipko w Notebooku. Prokurator Radosław Bolesta zajmuje się w nim śledztwem w sprawie wypadku samochodowego, w którym ginie niejaka Dagmara Frost. Dziewczyna okazuje się być freelancerką zbierającą przeróżne dane i informacje. W ręce prokuratora trafia jej notebook, będący całą kopalnią informacji i wiedzy na tematy wszelakie. W książce poruszony jest chociażby wstrząsający wątek handlu ludzkimi organami. Dagmara oprócz swojej pracy zawodowej prowadziła bowiem osobistą krucjatę, walcząc - wydawałoby się z całym światem. Ciągle coś spisywała i nagrywała, a to wszystko zamieszczała w swoim komputerze... Rzecz jasna po jej śmierci zgromadzonymi przez nią danymi zaczynają interesować się przeróżni ludzie, z ABW na czele.  

Gdzieś ostatnio natknęłam się na zdanie, że pisząc recenzję, przede wszystkim każdy recenzent musi zdecydować, czy - według niego - książka jest dobra, czy nie. Potem już idzie gładko, bo wszystko można udowodnić. Mnie trudno zdecydować się, czy Notebook jest książką dobrą, dlatego zobaczymy co wyniknie z tej recenzji. Z jednej strony Lipko porusza ważny temat; dodatkowo smaczku dodaje książce multimedialność - pomiędzy tekstem zamieszczone są zdjęcia, po których zeskanowaniu specjalną aplikacją, wyświetlają się filmy, o których mowa w treści książki (to faktycznie działa! - gdyby jednak ktoś nie miał możliwość odpalenia aplikacji, to niewiele traci...) - z tego też względu sięgnęłam po ten thriller. Z drugiej strony zbyt wiele rzeczy mnie w tej powieści irytowało. Pierwsza moja myśl była taka, że Lipko chyba chciał stworzyć drugiego Szackiego, gdyż bohaterem powieści jest 40-letni prokurator, zmęczony życiem i wypalony zawodowo. Znajdziemy w Notebooku sporo narzekania na funkcjonowanie prokuratury, walkę z wiatrakami oraz nieudane życie osobiste Bolesty. Gdzie tam jednak Lipce do błyskotliwości Miłoszewskiego. Prokurator nie wzbudził mojej zbytniej sympatii, przede wszystkim dlatego, że sposobem myślenia przypominał mi egzaltowanego dwudziestolatka, a nie dojrzałego mężczyznę. Po pierwsze nie wiadomo dlaczego sprawa Dagmary Frost tak go wciągnęła: przecież nie była ona niczym więcej, jak zwykłym wypadkiem samochodowym. Co zatem skłoniło prokuratora do włamania się do sądowego depozytu i przeglądania notebooka denatki? A dlaczego prokurator osobiście angażuje się w poszukiwania bliskich zmarłej, organizuje jej pogrzeb, a nawet kupuje ubrania do trumny?? To chyba nie leży w zakresie jego obowiązków? Mam rozumieć, że wszystko to przez spojrzenie w oczy umierającej dziewczyny? Pana prokuratora podniecają zwłoki kobiety, zachwyca się "smukłą sylwetką" zmarłej leżącej w trumnie, następnie ma z nią erotyczne sny i zastanawia się nad jest seksualnością - zakrawa to na nekrofilię i jest niesmaczne. Podobnie jak zainteresowanie seksualne 17-latką - wiem, że faceci tak się zachowują, ale w tej powieści, w zestawieniu jeszcze z powagą sprawy i prokuratorskiego urzędu - bardzo mi się to nie podobało.  Krótko mówiąc, Bolesta zachowuje się nieprofesjonalnie, bo daje się ponieść osobistym pobudkom, myśli nie mózgiem, a inną częścią ciała i traci obiektywizm. Piękne kobiety rzucające się na bohatera, który bynajmniej nie jest Bondem oraz wszechobecne nawiązania do seksu - to zawsze mnie śmieszy i żenuje jednocześnie, kojarząc mi się z podrzędną literaturą. Wspomniana już 17-latka, która w pewnym momencie włącza się do gry, skonstruowana została z kolei na wzór Lisbeth Salander - to utalentowana hackerka, wychowanka domu dziecka, nadmiernie dojrzała jak na swój wiek, a przez to nierealna i pretensjonalna. Inni bohaterowie też wzbudzają wątpliwości, jak np. przyjaciel Bolesty - "nowoczesny" ksiądz katolicki mający "dziewczynę" i nie odczuwający z tego powodu żadnego moralnego dyskomfortu... Po trzecie powieść przypomina trochę telenowelę - przez 3/4 książki bohaterowie głównie snują się i rozmawiają, zastanawiając się, co też takiego znajduje się w notebooku Dagmary, że wzbudza takie zainteresowanie służb specjalnych. Zamiast wziąć się do roboty i to sprawdzić, prokurator grzebie w życiu prywatnym zmarłej w poszukiwaniu jej kochanków. Jest nawet scena, kiedy bohater rozmawia z jednym ze znajomych kobiety przez ... 10 godzin - na jej temat! Na litość boską, o czym można rozmawiać przez 10 godzin? Bolesta ciągle myśli o martwej kobiecie, dywaguje na temat tego, że wszedł w posiadanie jej rzeczy nielegalnie, co oczywiście jak dla prokuratora - stanowi duży problem. I ciągnie się to i ciągnie. Mamy również przeróżne niepotrzebne dygresje, opóźniające akcję. Tak naprawdę jednak o istocie sprawy dowiadujemy się niewiele - możemy się tylko domyślać, że Dagmara zgromadziła informacje kompromitujące wiele osób, zarówno wysoko postawionych, jak i z kręgów półświatka. Wygląda to podobnie, jak w serii książek Jonathana Holta, gdzie dużo szumu robi się wokół tajemniczego portalu Carnivia, ale tak naprawdę nikt nie wie o co ten cały szum. A im bardziej zbliżamy się do końca, tym bardziej teatralna robi się akcja, a książka traci na wiarygodności.

Jednym z problemów, które przez długi czas nie dają spokoju prokuratorowi Boleście, jest domniemana samotność Dagmary. Okazuje się, że kobieta nie ma żadnych żyjących krewnych, przyjaciół chyba też nie, bo nikt nie interesuje się jej śmiercią, nikt nie zgłasza po jej rzeczy, nie ma chętnych do zorganizowania pogrzebu. A jak to możliwe, że taka kobieta (w oczach Bolesty bardzo atrakcyjna) nie miała kochanka? Temat ten jest wałkowany i wałkowany, a ja jestem już tym zmęczona - no takie mamy czasy, ludzie są samotni, bogate życie towarzyskie jest przeważnie na pokaz i na fejsa, a żadna kobieta nie ma obowiązku posiadania faceta. Poza tym, jakoś Boleście (a zatem autorowi) nie przyszło do głowy, że skoro ktoś całe swoje życie spędza w necie, to musi odbijać się to na jego życiu osobistym? Dla mnie Notebook opisuje klasyczne uzależnienie od nowoczesnych technologii - bohaterka chodziła z kamerą i wszystko nagrywała, potem wrzucając to do laptopa; do laptopa przegrywała wszystko - włącznie z sms-ami, a nawet skanami ze swojego pamiętnika - stąd prokurator właściwie miał dzięki temu wgląd w całe jej życie (jakże dogodnie). Kto robi coś takiego? Jeśli ktoś poświęca swój czas na coś takiego, do tego stopnia, że sprawia do wrażenie obsesji, to nic dziwnego, że nie ma czasu na przyjaciół: samotność Dagmary przestaje dziwić. Z drugiej strony wydaje mi się absurdalne, że osoba, zdająca sobie sprawę z procederu, jakim jest handel danymi i wiedząca, jak niebezpieczne jest to, co zgromadziła - trzymała to wszystko w jednym - i to dosyć oczywistym - miejscu. Co więcej, w książce nie ma nawet mowy, by notebook denatki był w jakikolwiek sposób zabezpieczony hasłami, a zainstalowanie programu czyszczącego dysk PO jego skopiowaniu wydaje mi się śmieszne, skoro pozwala on na rzeczone kopiowanie danych. 

Notebook uznaję za ciekawą próbę napisania thrillera dotykającego bardzo współczesnych i niepokojących problemów. Jednak jest to próba nie do końca udana - rozwlekłość akcji nuży, bohaterowie denerwują (denerwowały mnie nawet ich udziwnione nazwiska), zniesmaczają nekrofilskie tony, a prosty - wręcz łopatologiczny - dziennikarski styl przypomina momentami reportaż, a nie powieść. Łatwo można w niej wyłapać nielogiczności, nawet jeśli sprawiają one wrażenie tylko drobiazgów (choć niezabezpieczenie w żaden sposób bezcennego notebooka, drobiazgiem według mnie nie jest). Wydaje mi się, że powieści zaszkodziła też narracja w pierwszej osobie - dużo lepiej byłoby, gdyby prowadzona ona była w osobie trzeciej, gdyż miałaby ona wtedy bardziej obiektywny charakter. Nigdzie w tej książce nie ma mowy o ściganiu przestępców, za to prokurator prowadzi swoje prywatne śledztwo i grę z innymi państwowymi organami, z którymi powinien raczej współpracować. Całość jest dla mnie mało przekonująca.

Metryczka:
Gatunek: kryminał
Główny bohater: Radosław Bolesta
Miejsce akcji: Polska
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 444
Moja ocena: 3,5/6

Tomasz Lipko, Notebook, Wyd. Literackie, 2015

Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz Czytam opasłe tomiska

Komentarze

  1. No cóż, raczej nie sięgnę, taka tematyka - która notabene, otwiera perspektywy jak dla mnie dość przerażające - musi być podana w sposób przekonujący, wiarygodny. Na tę książkę szkoda mi czasu. :(

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później