Jeśli kogoś ogarnia depresyjny nastrój o tej porze roku, proponuję sięgnąć po najnowszą powieść Ziemowita Szczerka. Jest 1 listopada, powietrze przesiąknięte zapachem dymu i stearyny, a gdzieniegdzie walają się jeszcze pozostałości po świętowaniu Halloween. Dziennikarz, Paweł Żmejewicz, specjalista od Europy Wschodniej wybiera się z Krakowa do Warszawy na ważne spotkanie. Słynną trasą nr 7, czyli Siódemką. Wiodącą przez serce Polski, przez równiny pokryte błotem, ozdobione wszechobecnymi reklamami, szare miasteczka wyłożone polbrukiem. Ostrze satyry Szczerka tym razem kieruje się w stronę polskiej brzydoty i chaosu architektonicznego - pisarz jest jak spotęgowane skrzyżowanie Miłoszewskiego ze Springerem, a Siódemka taką Wanną z kolumnadą do trzeciej potęgi - zresztą ta osławiona Wanna z kolumnadą nawet się w treści książki pojawia. Nawet za bardzo nie trzeba wysilać wyobraźni, żeby to wszystko opisać - pomyślałam sobie - wystarczy przejść się po ulicy i rozejrzeć dookoła.

No ale potem wracasz do Polski, wjeżdżasz do tego kraju bez kształtu, zupełnie jakby nie istniało w nim żadne państwo, tylko każdy Polak próbował formować swoją rzeczywistość na własną rękę, tak, jak umie. Jedziesz - co prawda nową autostradą albo wyremontowaną drogą, ale nie bardzo masz się gdzie przy niej zatrzymać, bo miasteczka już dawno straciły swoją formę, bo nikt jej nie pilnował, i stały się przypadkową zbieraniną zabudowań, wybudowań, dobudówek, przybudówek, nadbudówek, zabudówek, budówek. Knajp po małych miasteczkach albo nie ma, albo są mordownie, albo pizzerie Verona bez klimatu (...). W centrach nie bardzo jest po co się zatrzymywać, bo albo sypią się w kurwę, albo ich rewitalizacja przypomina zły sen: drewniane budy okłada się, dajmy na to, podrabianym marmurem, stare kamienice ociepla styropianem, wstawia plomby o finezji plomby w ryj, kładzie polbruk, a za koncepcję urbanistyczną odpowiada syn szwagra burmistrza, który miał piątkę z plastyki. 
Potem jednak pisarz mocno popuszcza wodzy wyobraźni: jedzie ten Paweł i jedzie, dojechać coś nie może, a po drodze... no właśnie, strachy na lachy, ale naszego bohatera spotykają coraz to dziwniejsze rzeczy. Zabiera na stopa niejakiego Gerarda przebranego za Wiedźmina i wypija jakieś wiedźmińskie eliksiry, po których jego samochód ląduje w rowie. Następnie wplątuje się w awanturę z "czyścicielami miast", strzela do królów, niczym w grze komputerowej, odwiedza księcia Bajaja... Groteska pogania groteskę, książka robi się coraz bardziej odjechana i oniryczna - to co przytrafia się bohaterowi jest jak zły sen. Mnie często śnią się takie "sny drogi": gdzieś jadę, ale nie mogę trafić, błądzę, ciągle ktoś albo coś mi przeszkadza, nie zdążam na czas. Tak też się czułam, kiedy czytałam Siódemkę. Wrażenie surrealizmu (oraz diaboliczności) potęguje fakt, że powieść podzielona jest na siedem rozdziałów, a każdy z nich nazwany jest innym imieniem szatana... (choć przecież nie siódemka jest diabelską liczbą). Co dziwne, z reguły nie przepadam za tego typu tekstami, ale Siódemka naprawdę mnie wciągnęła, czekałam tylko kiedy bohater z tego snu się obudzi.
Polska, kraj, który jest wszystkim. (...) Polska, kraj, który nigdy siebie nie zaakceptuje, ale nie dlatego, że ma takie wysokie wymagania, tylko dlatego, że nie jest tym, kim chciałby być, czyli każdym normalnym krajem. Każdym innym. Kraj, którego obywatele albo z niego szydzą i go nienawidzą, albo wzbudzają w sobie chorą do niego obsesję i na niego chorują - a tak w żadnym normalnym kraju nie ma. 
Do tego sporo tu dywagacji na temat miejsca Polski i Polaków w świecie - oczywiście wszystko w odpowiednio sarkastycznym tonie, podlanym niezłą dawką jadu. Typowo polskim malkontenctwem i rozgrywaniem narodowych kompleksów. Autor powtarza tu wiele tez, które podał nam już w poprzedniej swojej powieści - jest raczej minorowo i antypatriotycznie, i zakrawa to już z leksza na histerię i obsesję, ale niektóre fragmenty mocno mnie ubawiły. Jak na przykład ten kiedy bohater wyobraża sobie jak też rzeczywistość geopolityczną wyobrażają sobie nasi sąsiedzi: Niemcy, Czesi, Słowacy... Oczywiście jest to śmiech przez łzy, bo nie ma się co śmiać z tego, że Polska jest jaka jest, a jeszcze mniej z tego, że ludzie postrzegają ją właśnie w taki sposób, jak Szczerek, a co gorsza nie dostrzegają na to żadnego remedium. Chyba że zrównać z ziemią, tak żeby nie został kamień na kamieniu...

Metryczka:
Gatunek: powieść
Główny bohater: Paweł Żmejewicz
Miejsce akcji: Polska, droga nr 7
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 256
Moja ocena: 5/6

Ziemowit Szczerek, Siódemka, Wyd. Korporacja Ha'art, 2015

Komentarze

  1. No właśnie. Jesteśmy takimi malkontentami, źe nawet ci, którzy w założeniu mają nam to wytykać, też na wszystko narzekają. Mnie najbardziej denerwuje obsesja na punkcie tego, co inni o nas pomyślą. Tu przoduje teraz GW kreśląc przed Polakami wizję totalnego obciachu po wygranej jedynej słusznej partii w wyborach. Ludzie, wyluzujcie. Wszędzie jest jakiś obciach, brzydkie ulice i mordownie. Tylko jakoś nikt szat nie rozdziera z tego powodu i się nie stresuje.

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak, z tego, co piszesz odnoszę wrażenie, że Szczerek sam jest świetnym przykładem tego, z czego się wyśmiewa. Ale te cytaty są wypowiedziami narratora (i jakiego narratora), czy bohatera?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie odnoszę wrażenie z lektury jego dwóch książek - taki styl. Bohater jest tu jednocześnie narratorem (tak jakby)

      Usuń
  3. Zainteresował mnie styl autora. Poszukam jego książek, z pewnością :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kupiłam ją sobie jakiś czas temu, ale wciąż jakoś nie byłam "w nastroju" ;) Podoba mi się to, jak o niej napisałaś. Jestem jak najbardziej za absurdem, groteską, udziwnieniami z domieszką humoru i jakimś takim polskim pazurem, a czuję, że Szczerek to wszystko ma. Już jego wcześniejsza publikacja wzbudziła moje zainteresowanie. Czekam tylko na ten "nastrój" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To teraz jest dobry czas - zwłaszcza, że Siódemka to mała książeczka, czyta się ją błyskawicznie

      Usuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później