10 maja obchodzę swoje urodziny. 10 maja to taka data, że w zasadzie w tym dniu nie wydarzyło się nigdy nic szczególnie istotnego, może pominąwszy urodziny Bono. 10 maja to data jednej z największych (do niedawna) himalajskich tragedii: w 1996 roku po ataku szczytowym na Mount Everest, góra pochłonęła życie ośmiu osób. Wydarzenie to stało się tematem fenomenalnego reportażu Jona Krakauera, Wszystko za Everest, a teraz książki, napisanej przez jednego z ocalałych, Becka Weathersa oraz filmu fabularnego.

Beck Weathers to amerykański lekarz, uczestnik wyprawy zorganizowanej przez firmę Adeventure Consultants Roba Halla. Na wyprawę tę trafił popędzany pragnieniem zdobycia Korony Świata. Fakt, że nie zginął - został wprawdzie okaleczony, lecz nie zginął - jest przypadkiem niewytłumaczalnym, właściwie cudem. W książce Weathers opisuje jak uznano go za zmarłego i nadal go za takiego uważano nawet kiedy dowlókł się do obozu - uznano, że i tak nie przeżyje i nie ma co inwestować energii w jego ratowanie. Szokujące. Everest. Na pewną śmierć nie ogranicza się jednak tylko do historii samej wyprawy - stanowi ona mniej więcej połowę książki, a w pozostałej Beck Weathers opowiada po prostu o sobie - jest to jego autobiografia - oraz o tym, jak doszło do tego, że został wspinaczem i pojechał na Everest. Głos Weathersa jest uzupełniony wspomnieniami jego żony Peach, a także innych bliskich wspinacza: rodzeństwa, dzieci, przyjaciół. 

Opowieść Weathersa pokazuje trochę tę drugą stronę medalu: to, że himalaiści, nawet jeśli opętani są górską obsesją, to są również zwykłymi ludźmi, mającymi własne "zwykłe" życie, jakąś pracę, a przede wszystkim rodzinę. Rodzinę, która najczęściej nie rozumie tej pasji, która chciałaby, by tato i mąż był z nimi, w domu, a nie wybywał gdzieś na całe tygodnie i miesiące. Żona Weathersa skarży się, że odkąd Beck zaczął się wspinać, właściwie przestali jeździć na rodzinne wakacje. W jej słowach jest mnóstwo urazy i pretensji do męża (choć przecież od tamtego czasu minęło już prawie 20 lat!) oraz niezrozumienia tego, co nim kierowało. Czytając to pomyślałam sobie, że taką małżonką, która usiłuje zabronić mężowi jego pasji również kieruje egoizm. Przeważnie oskarżamy o niego wspinaczy: dlaczego narażają na to swoich bliskich? - na pewno taka niepewność, czekanie na to aż ktoś wróci i zastanawianie się, CZY w ogóle wróci to ogromny dramat, i jest w tym sporo racji. Ale czy taka żona mówiąca: w ogóle nie myślisz O MNIE - nie kieruje się takim samym egoizmem? Czyż wymaganie od drugiego człowieka, by porzucił własne zainteresowania po to, by zająć się drugą osobą, nie jest egoizmem? Peach nie tyle mówi o tym, że martwiła się o Becka, że sobie coś zrobi, czy że zginie podczas zdobywania gór, ale koncentruje się na tym, że męża nie było w domu i że ona musiała sobie radzić sobie ze wszystkim sama. I owszem, uratowała Becka, ale mu tego nie zapomniała, i właściwie można zastanawiać się, co ją do tego skłoniło, skoro ich małżeństwo w zasadzie nie funkcjonowało. Krótko mówiąc Peach nie wzbudziła we mnie szczególnej sympatii - kojarzyła mi się z żoną, która zamiast wspierać męża, ciągle ma do niego pretensje, a przede wszystkim nie rozumie go i stara się go dopasować do siebie. A już zdanie Peach o tym, że ludzie, którzy szukają samotności tak naprawdę mają problem ze sobą - dopełniło mojej czary goryczy. O nie Peach, wcale się nie dziwię, że Beck od ciebie uciekał, choć oczywiście książka ocieka takim typowo amerykańskim etosem rodziny. Weathers podkreśla, że jego uratowanie się z Everestu zawdzięcza rodzinie i że wskutek tego przeżył swoiste "nawrócenie", kiedy doszło do niego, że to, co jest naprawdę ważne to rodzina. Prawda jest taka, że ludzie dzielą się na tych, którzy górską pasję rozumieją (bo sami chodzą po górach) i tych, którzy tego nie potrafią. Dla tych drugich wspinaczka jest tylko przejawem egoizmu wspinacza i nie da się ich przekonać, że może ona nieść ze sobą jakąś wartość. Niewiele jest pasji wzbudzających w ludziach taką niechęć i takie kontrowersje, choć przecież to samo, co wspinaczom można zarzucić wielu innym pasjonatom. Inna sprawa, że dla Weathersa wspinaczka - i generalnie jego pasje - były tematem zastępczym, sposobem na ucieczkę od jego problemów, od depresji, na którą cierpiał całe życie. Kiedy Beck był w górach czuł się lepiej, bo góry wymagają myślenia o tym, jak przetrwać, jak zrobić następny krok. Tak jednak nie powinno to wyglądać - prawda jest taka, że Weathers powinien był leczyć depresję, a nie robił tego, gdyż nie wierzył w psychiatrów i psychologów. Co może wydawać się dziwne w ustach lekarza. Anyway najwyraźniej życie rodzinne również nie skłaniało go ku temu, by tę depresję leczyć... Moim zdaniem, Beck i Peach stanowią niedopasowane małżeństwo, nie wspierające się wzajemnie, które nie rozstało się ze sobą, bo "rozwód to porażka". Współczułam Beckowi, Peach - nie. 

Przyjaciele Wethersa wspominają, że jest on gadułą, a nawet że tym swoim gadulstwem może innych zanudzić, gdyż na każdy temat może rozprawiać co najmniej pół godziny - obojętnie czy jest to wspinaczka, czy cytologia, czy budowanie budki dla ptaków. I to widać w książce - Beck jest gawędziarzem, jego części książki czyta się bardzo dobrze. Zarówno te o wspinaniu się, urozmaicone wieloma anegdotami, jak i wiedzą na temat tego, co dzieje się z człowiekiem w wysokich górach - jak i o jego problemach z samym sobą. Dużo tu osobistych wyznań, w tym żalu, że bohater zaślepiony swoją pasją i pochłonięty sobą zaniedbywał swoją rodzinę. Gorzej jest z wypowiedziami Peach oraz innych, które trącą moralizatorstwem - na szczęście jest ich zdecydowanie mniej, niż tych napisanych przez Weathersa (wspomaganego przez Michauda).  Początkowo pomyślałam sobie, że chciałabym poczytać więcej o samej tragicznej wyprawie na Everest, a wydało mi się, że autor rozprawił się z tym dziwnie skrótowo (być może dlatego, że na ten temat powstały już inne publikacje), a potem jak gdyby pomyślał: ok, ale to za mało na książkę, więc dołożę swoją autobiografię. Niewątpliwie trochę jest to książka napisana w typowo amerykańskim duchu, gdzie tragedię przekuwa się w sukces, a bohater staje się mówcą serwującym ludziom motywacyjne gadki. Potem jednak doceniłam opowieść autora o sobie, a zwłaszcza o jego wspinaczkowej pasji oraz o zdobywaniu innych wysokich gór, w tym McKinley'a czy Aconcagua. Warto przeczytać tę książkę, bo pokazuje ona himalaizm od tej mniej widowiskowej, ludzkiej strony, nie czyniąc ze wspinaczy herosów, nie zasypując czytelnika fachowym słownictwem i nie zanudzając go opisami wejść. Weathers, mimo całkiem pokaźnego doświadczenia górskiego cały czas stawia siebie na pozycji amatora. Ważniejsze w tej książce jest zmaganie się z własnymi słabościami, wydobywanie tej siły, jaka jest potrzebna by poradzić sobie z wysokich górach - niż opis samej wspinaczki. A jeśli komuś mało i chce poczytać przede wszystkim o feralnej wyprawie, to lekturą obowiązkową jest oczywiście Wszystko za Everest. W temacie dyskusji o "egoizmie wspinaczy" oraz uzależniającej siły tej pasji polecam natomiast Mroczną stronę gór.

Metryczka:
Gatunek: autobiografia
Główny bohater: Beck Weathers
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone
Czas akcji: XX wiek
Ilość stron: 328
Moja ocena: 5/6

Beck Weathers, Stephen Michaud, Everest. Na pewną śmierć, Wyd. Agora, 2015

Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka 


Zawsze zastanawiałam się, czemu jest tak mało filmów fabularnych dotyczących tematyki górskiej (co innego dokumentalnych). Podejrzewałam, że trudność tkwi w nakręceniu plenerów, tak by wyglądało to wiarygodnie - nikt przecież nie będzie jechać na Everest, by kręcić film - no i w kosztach tego. Ale z drugiej strony, przy dzisiejszej technice wszystko jest możliwe. I właśnie te plenery w Evereście wyglądają absolutnie oszałamiająco i prawdziwie - góry po prostu miażdżą człowieka. Oglądając ten film czuje się wręcz cierpienie, z jakim związana jest wspinaczka wysokogórska - zimno, brak tlenu, brak snu, odmrożenia, dolegliwości związane z pobytem na tak znacznych wysokościach, w strefie śmierci. Tak to faktycznie musi wyglądać. Ten film jest wiarygodny, przekazuje w zasadzie wszystko to, co wiąże się z himalaizmem. Także popełnione błędy (które zawsze są, tylko jedne nie mają skutków, inne - tak) oraz to pragnienie himalaistów, by zdobyć szczyt. Za wszelką cenę. Nawet za cenę życia. Aż ciarki przechodzą. O jak dobrze oglądać to, siedząc sobie wygodnie w kinowym fotelu, a potem mądrzyć się, że robimy bohaterów z kogoś, kto pcha się w ramiona śmierci na własne życzenie...  W dodatku ogląda się to, mając świadomość, że happy endu nie będzie. Szefowa bazy, Helen Wilton, która musiała słuchać, jak Rob Hall umiera na górze, ma do dziś traumę po tej wyprawie. Wywiad z Helen przeczytacie TU. W przeciwieństwie do książki, film koncentruje się wyłącznie na wyprawie na Everest, pokazując ją - moim zdaniem w szerszym aspekcie, niż dzieje się to w książce, gdyż z perspektywy wielu bohaterów: poznajemy szefową bazy Adventure Consultants, kierownika konkurencyjnej wyprawy Scotta Fishera (w tej roli Jake Gyllenhall) czy ledwie wzmiankowanego przez Weathersa Douga Hansena.

Warto, zdecydowanie warto zobaczyć Everest. Jedynym słabym punktem tego obrazu była dla mnie kwestia obecności na wyprawie dziennikarza, Jona Krakauera - na początku filmu wydaje się, że jest to dosyć istotne, a potem jakby filmowcy, w ferworze "walki" zupełnie o tym zapominają, nie wspomina się nawet o jego książce. 

Komentarze

  1. Tematyka gór zawsze mnie bardzo interesowała. Zaraził mnie tym tata, miłośnik. Chociaż mama nigdy nas nie rozumiała pod tym względem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ogromnie jestem ciekawa i książki, i filmu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zastanawia mnie, jak to jest kochać kogoś takiego, z górską obsesją. To musi wyczerpywać nerwy i wymagać mnóstwo psychicznej siły. Chyba nie życzyłabym nikomu takiej miłości...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prościej jest, gdy samemu podziela się tę pasję - jak było w przypadku żony Roba Halla; kiedy się tego nie rozumie, do strachu o ukochaną osobę dochodzi rozgoryczenie, że jest coś, co jest dla niej ważniejsze, niż my...

      Usuń
  4. O, nie wiedziałam, że książka nie jest w całości poświęcona wyprawie, szczerze mówiąc teraz interesuje mnie bardziej, zwłaszcza że jako jedna z tych osób, które właśnie tej pasji nie do końca rozumieją, chciałabym poczytać coś z punktu widzenia osoby decydującej się na tak niebezpieczną wyprawę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że napisałaś o tej książce: widziałam w księgarni i kusiła, ale przekartkowałam i przestraszyłam się, że tam za dużo jest Bucka, za mało gór że tak powiem. Jednak przekonałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Film mam w planach. O książce nie wiedziałam, ale oczywistym jest, że przeczytam ją przed obejrzeniem ekranizacji :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później