Letnie niedziele - Upalne lato Gabrieli

To już ostatnia część rodzinnej historii zapoczątkowanej w przedwojennym Kamieńczyku. Gabriela, a właściwie Gaba (którego to zdrobnienia, czy raczej zgrubienia, osobiście, jako posiadaczka tego imienia nie znoszę) jest odnoszącą sukcesy pisarką. Właśnie wydała swoją najnowszą powieść, w której rozlicza się poniekąd ze swojej relacji z ojcem, niedawno zmarłym profesorem. Wprawdzie Gaba twierdzi, że to historia opisana w książce to fikcja literacka, ale wszyscy wiedzą swoje. Wybucha skandal. Pamiętamy, że ojcem Gaby był warszawski naukowiec, dużo starszy od Kaliny. To on właściwie wychował Gabrielę, kobieta była z nim bardzo związana. Po śmierci odkryła niewygodną tajemnicę ojca... W samym środku zamieszania i promocji książki, spada na Gabrielę wiadomość, że jej matka, Kalina, mieszkająca gdzieś daleko, we Francji, umiera. To burzy cały spokój ducha bohaterki. Gaba nie miała - i nie chciała mieć - kontaktu z matką przez 28 lat. Czego ona teraz od niej chce? Gaba zamyka się w sobie, w swojej samotności, w swoim domku na Mazurach...

Dlaczego Kalina utraciła kontakt z Gabrielą? Wytłumaczenie wcale nie jest takie proste, jak chciałaby to widzieć Gaba: że matka egoistycznie ją porzuciła. Autorka stopniowo odkrywa bieg wydarzeń, to, co przydarzyło się Kalinie, co zaszło między nią, a jej mężem oraz córką. Relacje skomplikowała jeszcze sytuacja polityczna w Polsce: komunizm, stan wojenny. W końcu trzeba sięgnąć jeszcze głębiej, do losów Marianny, która zapoczątkowała ten nieszczęśliwy bieg wydarzeń.

Tradycji stało się zadość. Bohaterka książki jest irytująca. Marianna irytowała swoim egoizmem - choć można było jej to wybaczyć, jako że egoizm jest przypisany do młodości. Kalina z kolei była bierna, rozmemłana, odgrywająca rolę ofiary losu. Niekochanej przez matkę i niekochającej swojego męża Jerzego, ojca Gabrieli. Gabriela denerwuje przyjmowaniem postawy wrogiej całemu światu. Gdy otrzymuje wiadomość, że jej matka, leżąca na łożu śmierci, chce ją zobaczyć - reaguje wściekłością i jednym wielkim "nie". Warczy nawet na bogu ducha winnego prawnika, reprezentującego interesy Kaliny w Polsce. Jest zrozumiałe, że mogła jako dziecko, czy nastolatka czuć się opuszczona, niekochana, a zatem mieć pretensje do swojej matki, ale przecież będąc osobą dorosłą, po 40-tce, powinna była już sobie te rzeczy poukładać. Myśleć rozsądnie. Mieć więcej empatii, zrozumienia dla czyichś błędów. Dostrzegać, że życie rzadko kiedy jest czarno-białe. Tymczasem ona zachowuje się jak obrażone dziecko, podczas gdy przecież jest dojrzałą kobietą. Bardzo dużo w niej złości. Nie rozumiem postawy tej kobiety. Wiecie, jestem zwolenniczką wybaczania. Chowanie w sobie urazy nie jest dobrym pomysłem, gdyż tak naprawdę zatruwa to życie głównie nam. My czujemy się pokrzywdzeni, cierpimy, co często odbija się na naszych relacjach z innymi, zupełnie nie winnymi całej sytuacji osobami, podczas gdy nasz krzywdziciel najpewniej ma się dobrze i ma nasze cierpienie w nosie. Wiem, że czasem bywa trudno i że najbardziej bolą krzywdy doznane od najbliższych, ale trzeba myśleć, że wybaczając, robi się to głównie dla siebie. Dlatego nie lubię gdy ludzie z uporem godnym lepszej sprawy trzymają się przeszłości, zamykając się w swojej zapiekłej złości. Trzaskają drzwiami, nie odbierają telefonów, nie chcą rozmawiać. Zwłaszcza, gdy ta druga strona prosi o to wybaczenie, jeśli chce się pojednać, jak to właśnie ma miejsce w przypadku Gabrieli. I zwłaszcza kiedy samemu nie było się bez winy, a teraz odgrywa się skrzywdzone niewiniątko, jak wnet się okazuje...  Nic dziwnego, że Gaba jest nieszczęśliwa i ta książka też jest przesycona takim poczuciem zmarnowanego czasu i zmarnowanych szans.

Historia opowiedziana w Upalnym życiu Gabrieli nie jest specjalnie oryginalna, ani nieprzewidywalna (choć cała rodzinna historia jest bardzo ciekawa). Postawa Gaby jest - co smutne - poniekąd również typowa. Także w prawdziwym życiu mamy całe tabuny dorosłych ludzi, którzy nigdy nie dojrzeli, a tylko zgorzknieli, którzy zmagają się z własnymi demonami, czując się w głębi serca ciągle skrzywdzonym dzieckiem. Ten temat przewija się także w wielu książkach, niestety w literaturze kobiecej jest on traktowany zbyt powierzchownie. Rozwiązania są zbyt banalne i rzadko kiedy polegają na wejrzeniu wgłąb siebie. Najczęściej receptą jest miłość, nowy związek, idealny mężczyzna, nagle, cudownym trafem stający na drodze bohaterki. A przecież bez pogodzenia się z samym sobą stworzenie udanego związku jest bardzo wątpliwe. W Upalnym życiu Gabrieli sytuacja również zbyt szybko zmierza do happy endu. Trudno mi się czepiać faktów, gdyż wieść niesie, że ta trylogia jest inspirowana autentycznymi dziejami rodziny autorki, ale przyczepię się zbyt skrótowej formy powieści. Ta historia ma naprawdę potencjał, tyle tu ciekawych wątków do rozwinięcia. Dojrzała Kalina wydaje się znacznie ciekawszą postacią, niż ta, opisana w książce z jej imieniem w tytule. Nie wspominając już o jej mężu. Sagi rodzinne to bardzo dobry materiał pisarski. Tymczasem Upalne lato sprawia wrażenie jakby wprawki do powieści, streszczenia, a nie powieści z prawdziwego zdarzenia. Stworzone przez pisarkę relacje międzyludzkie są zbyt płaskie, stereotypowe (chociażby ta między Gabą, a prawnikiem Kaliny, jak z Greya wyjęta), wszystko opisywane jest na zbyt chłodno. Gabriela bardziej analizuje swoje życie i swoje wspomnienia, niż coś odczuwa. Lub raczej analizuje to za nią narrator powieści. Nie wiadomo czy bohaterka naprawdę czuje się samotna, czy też nie. Inne postacie, właściwie wszyscy poza Gabą, są ledwo zarysowani. Nie ma też w tej powieści nic odkrywczego, nawet refleksje autorki dotyczące pracy pisarza są raczej oczywiste. Najbardziej ujmują sceny opisowe - fajny jest klimat w książce, iście letni: wieczory na Mazurach, takie, że naprawdę zazdrość mnie brała, że też bym tak chciała:
Upał, gęsty i lepki jak miód, ospale rozlewa się po polach. Powietrze pachnie nonsensem, pozorami spokoju i beztroski. Codziennie nad domem Gaby kołują dwa bociany. (...) Co noc nad jeziorem koncertują żaby i świerszcze, w lesie pohukują sowy, a słowiki wyśpiewują nastrojowe arie. Za dnia powietrze drży od gorąca i jednostajnego brzęczenia tłustych pręgowanych trzmieli rojących się w trawach.
Z sentymentu oceniłam ją jako dobrą, ale gdyby Upalne lato Gabrieli nie było częścią cyklu, tylko samodzielną powieścią, to moja ocena byłaby znacznie niższa. Może jestem przyzwyczajona do znacznie bardziej rozbudowanych powieści i styl Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak jest dla mnie zbyt "telegraficzny". Trudno na 260 stronach przekazać nie tylko ciąg przyczynowo-skutkowy zdarzeń, ale również całą gamę emocji i zbudować pełnokrwiste, niejednowymiarowe postaci. Może dlatego bohaterki wszystkich trzech tomów tak drażnią. Z nich wszystkich najbardziej podobał mi się pierwszy, Upalne lato Marianny.

Niestety w książce są błędy: pomieszanie imion, zamiast Gabrieli Kalina, zamiast Łukasza, Maciej, literówki, a także błędy logiczne, o których już litościwie nie będę wspominać.

Gatunek: powieść obyczajowa
Główny bohater: Gabriela Kern
Miejsce akcji: Polska
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 265
Moja ocena:  4/6

Katarzyna Zyskowska-Ignaciak, Upalne lato Gabrieli, Wyd. MG, 2015 

Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska 

Moje recenzje poprzednich części trylogii znajdziecie TU i TU

Komentarze

  1. ja byłam zachwycona całą trylogią. Bez wyjątku

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsza część skradła moje serce, druga okazała się całkiem niezła, aczkolwiek nie tak jak "Upalne lato Marianny". Z kolei "Upalne lato Gabrieli" nie dorasta pierwszemu tomowi do pięt, ale mimo wszystko było miło powrócić do ukochanych bohaterów, nawet jeśli odnalazłam w "Gabrieli" jedynie wzmianki o nich.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też uważam, że najlepsza była pierwsza część. A irytujące bohaterki mi nie przeszkadzają, choć wolałabym aby te trzy historie zostały bardziej rozbudowane.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później