Czwarte moje książkowe podejście do tematyki Gruzji. Angielski podróżnik, nauczyciel, Tony Anderson, w 1998 roku odbył wędrówkę po gruzińskich górach. Szczęściem było to jeszcze przed wieloma współczesnymi konfliktami - m.in. wojną z Rosją - o których rozpisuje się Maciej Jastrzębski. Andersona polityka specjalnie nie zajmuje, podsumowuje owe konflikty w dosyć lapidarny, ale też rozsądny sposób, porównując swoje podejście do podejścia "chińskiego", według którego oceniać wydarzenia należy z perspektywy czasu... I dobrze.

W Chlebie i prochu, poza opisami górskich wędrówek znajdziemy za to bardzo liczne rozważania dotyczące historii Gruzji, i to raczej tej historii zamierzchłej - autor wraca do pierwszych osadników, do czasów starożytności, do plemion, które zamieszkiwały Kaukaz, do ich języków, legend i podań. Szuka źródeł konfliktów etnicznych toczących ten region. Opowiada także o najazdach Timura oraz innych narodów, które przez wieki pustoszyły tereny dzisiejszej Gruzji. Te historyczne fragmenty zdecydowanie przeważają nad relacją z podróży i bywają niestety nużące. Kiedy już autor pisze o owej wyprawie (a raczej wyprawach), jest bardzo malowniczo i romantycznie. Kwieciste łąki, cisza pośród górskich dolin i przełęczy, krystalicznie czyste strumienie, stada koziorożców, widok majestatycznych szczytów Kaukazu w oddali, wioski zagubione gdzieś w górach, nocowanie w namiocie, pod gwieździstym niebem albo przeprawy w strugach deszczu...ah, no jest przygoda. Szkoda, że o tej przygodzie autor opowiada w tak monotonny sposób, bez iskry, bez polotu - zachwyca się krajobrazami, owszem, ale poza tym, nic w tej książce się nie dzieje. Zero przygód (no, może kilka), zero opowieści o napotykanych ludziach, bardzo mało informacji o gruzińskich obyczajach, zwłaszcza o tym, jak wygląda życie we współczesnej (no, powiedzmy) Gruzji. Żadnych osobistych wtrętów, humor też w zasadzie nieobecny, za to dużo kompletnie nieciekawych szczegółów. O tym, jak pada deszcz, jak idziemy pod górę, jak schodzimy z góry, jak czekamy na przewodników, jak jemy koreańskie konserwy na popasie, itp. itd. Mam wrażenie, że to taki brytyjski styl pisania: podobnie przynudza też Colin Thubron. 
Siedzieliśmy nad rzeką w upale dnia i czekaliśmy. Lewan się opalał, Beka zasnął, inni czyścili swoją broń. Biedny koń wierzgał i otrząsał się, nękany przez chmary gzów, które lądowały na nim niczym jasnozielone zeppeliny. Bakar oglądał szczyty przez swoją lornetkę. 
Anderson sporo powołuje się na doświadczenia innych podróżników, dziwne jest tylko to, że są to odwołania się do ludzi, którzy po Gruzji podróżowali w XIX wieku... Cóż, może to służyć jako ciekawostka, ale w żadnym razie jako porównanie, podróżnikowi z końca wieku XX. Nieliczne fotografie też pozostawiają sporo do życzenia - po prostu mało co na nich widać.

Książka ta jest pozycją mogącą zainteresować kogoś, kto szuka przystępnie podanych informacji na temat historii Gruzji i Kaukazu, jednak w ogólnym rozrachunku jej lektura jest dosyć nużąca. Polecam ją sobie dawkować, jeśli już ktoś się na nią zdecyduje; ja z początku czytałam ją z zainteresowaniem, ale w ostateczności ledwo zdołałam ją dokończyć. Coś mi się wydaje, że chyba będę musiała sama do tej Gruzji pojechać, a potem napisać o tym książkę...

Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny bohater: Tony Anderson/Gruzja
Miejsce akcji: Gruzja
Czas akcji: XX wiek oraz w przeszłości
Ilość stron: 487
Moja ocena: 4/6

Tony Anderson, Chleb i proch. Wędrówka przez góry Gruzji, Wyd. Czarne, 2014

Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska oraz Grunt to okładka 

Komentarze

  1. Zapoznawać się z Gruzją zacznę od ,,Pestek winorośli i trzech jabłek", które cierpliwie czekają na moim stosiku :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja Gruzję mam przede mną. Ja mam tak, że jak zacznę czytać o jednym państwie/regionie, to ciągle znajduję kolejne i kolejne i jakoś tak mam opory przed przerzuceniem się na coś nowego. Jakby już nie było powrotu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gruzja mi się gdzieś tam marzy, choć do książki jeszcze nie dotarłam, bo tyle mam do nadrabiania pozycji Czarnego, że to się w głowie nie mieści. Co do relacji z podróży, również wolę "tu i teraz", a przewaga motywów historycznych także mnie nuży i drażni. Jestem za tym, by autorzy więcej pisali o tym, co ich otacza...:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później