Kilka dni temu poślizgnęłam się w pracy na posadzce i wyrżnęłam głową we framugę. Rozcięłam sobie brew i miałam potężnego guza. Mój znajomy skomentował to tak, że gdyby rzecz działa się w Ameryce, pracodawca już miałby wytoczoną sprawę w sądzie. Książka Lisy Scottoline Nie odchodź jest kwintesencją takiej amerykańskości. Ale po kolei.

Młody lekarz, Mike Scanlon odbywa właśnie służbę w Afganistanie, kiedy dowiaduje się, że nagle zmarła jego żona. Szok jest tym większy, że Chloe nic nie dolegało, a niedawno urodziła córeczkę. Całe szczęście, że Mike może liczyć na wsparcie rodziny - małą Emily powierza w opiekę siostrze swojej żony na czas, jaki pozostał mu do zakończenia służby. Przeżycia na froncie, w tym utrata kilku kolegów i obrażenia jakie sam doznaje, są dla Mike'a traumatyczne, ale prawdziwym sprawdzianem okazuje się  dostosowanie do zwykłego życia, po powrocie z Afganistanu. Jego życie, które przed wyjazdem wydawało się poukładane, zaczyna się walić, jak kostki domina. Do tej pory wzorowy obywatel ma problemy z pracą i wplątuje się w konflikt z prawem. Nieszczęścia chodzą nie tylko parami, ale całymi tabunami, problemy się mnożą. Wkrótce bohater staje przed zasadniczym pytaniem: czy jest w stanie podjąć się opieki nad swoją córeczką, która właściwie go nie poznaje, a "mamo" mówi do swojej ciotki. 

Nie odchodź skupia, jak w soczewce amerykański styl życia: główny bohater jest typowym przedstawicielem klasy średniej, a zatem mieszka w pięknym dużym domu z wszelkimi udogodnieniami, ma dobrą pracę i szczęśliwą rodzinę. Tak samo jego szwagierka i znajomi. Dopiero wyjazd do Afganistanu stanowi dla Mike'a oderwanie się od tego raju na ziemi. W książce jest nawet taka scena, gdy Mike rozmawia przez skype'a  ze szwagierką i odnosi wrażenie, że w tym swoim idealnym domu, idealnie zadbana - mieszka ona na innej planecie, składającej się wyłącznie z zielonych przedmieść... I trochę tak rzeczywiście jest. Kryzys gospodarczy wstrząsnął jednak nawet Ameryką, czego odbicie znajdujemy w wielu współcześnie napisanych powieściach, w tym w Nie odchodź

Bardzo charakterystyczną cechą, z jaką stykamy się w tej książce jest kultura "keep smiling", doprowadzona chyba wręcz do absurdu. Mike wraca do kraju na pogrzeb swojej żony, wszyscy oczywiście przekazują mu wyrazy swojego współczucia, ale zaraz potem przechodzą nad wszystkim do porządku dziennego. Było dla mnie szokujące, jak szybko: ok, zmarła ci żona, ale porozmawiajmy o naszych interesach... Nieszczęsny żałobnik ma sobie radzić sam, life goes on, ewentualnie może skorzystać z pomocy specjalistów. Pytanie "czy wszystko w porządku" stawiane jest tu (w Ameryce) absurdalnie często - i oczywiście odpowiedź na nie może być tylko jedna. Człowiekowi wszystko się wali na głowę, ale musi odpowiedzieć: tak, jest ok. Byle nie absorbować swoimi problemami innych, włącznie ze swoimi najbliższymi. Dlatego Mike nie opowiada swojej żonie prawdy o tym, jak jest na wojnie, ona nie zwierza mu się z tego, że czuje się samotna - żeby jej/jego nie martwić. A potem niespodzianka... Po co komu związek, jeśli nie można drugiej osobie opowiedzieć o swoich problemach, lękach, obawach? Małżeństwo przecież zawiera się "na dobre i złe", tymczasem w Nie odchodź pokazane jest, jak najwyraźniej również do małżeństwa stosowana jest zasada robienia dobrej miny do złej gry. Dochodzimy tu do pytania postawionego w opisie tej książki: na ile jesteśmy w stanie poznać swoich bliskich. Uważam to za błędną interpretację wydarzeń w powieści Scottoline. Nie o to chodzi w tej książce, że Mike nie znał swojej żony, lecz o to, że funkcjonując w takich, a nie innych konwencjach społecznych, oni nawet nie chcieli i nie mieli możliwości się naprawdę poznać. To jest życie pełne pozorów, w hipokryzji - i tak właśnie zachowują się bohaterowie Nie odchodź. Padają tu nawet wielkie słowa (zaskakująco często), które jednak są tylko słowami, są puste jak nadmuchany balonik. Krewni i znajomi głównego bohatera są jak roboty, jak żony ze Stepford (zwłaszcza jego szwagierka): mówią to, co wypada, są mili, ale nie są w stanie wyjść poza schemat. Przejmują się nieszczęściami Mike'a, ale nie bardziej, niż to jest konieczne, a kiedy jego zachowanie zaczyna wykraczać poza ogólnie przyjęte normy - szybko się od niego odwracają. W tym wszystkim Mike wydaje się zagubiony, zbyt ufny i naiwny, jak dziecko. Ostatecznie z pomocą przychodzi sąd i prawnik. Jak zwykle. 

Nie odchodź bardzo dobrze się czyta, bo książka dotyka współczesnych dylematów i jest napisana potoczystym stylem, lecz jest nadto przewidywalna. Bardzo silne ujęcie bohaterów w konwencję społeczną, spowodowało, że od początku w zasadzie wiedziałam, co się wydarzy. Zakończenie powieści jest mało realistyczne, jak wyjęte z filmu Prawo Agaty. Powieść nie stawia czytelnikowi trudnych pytań: to, co jest dobre, a co złe, jest tu wiadome. Nad Nie odchodź bardzo mocno powiewa amerykański sztandar: Mike jest fetowany jako bohater wojenny, lecz brak w tej powieści zatrzymania się i zastanowienia o co właściwie toczy się ta wojna w Afganistanie i czy jest ona Amerykanom do czegoś potrzebna. Zawiodłam się przy tym, bo oczekiwałam, że powieść w większym stopniu poświęcona będzie stresowi bojowemu, a nie skupi się na kwestii ojcostwa. 

Nie odchodź to dla mnie powieść głównie o życiu we współczesnej Ameryce i mentalności Amerykanów. Uderzyło mnie to i zafrapowało bardziej, niż indywidualny dramat głównego bohatera. Pytaniem, które mnie nurtowało było to, czy mieszkańcy Stanów Zjednoczonych faktycznie zachowują się w taki sposób: patetyczny, nadmiernie entuzjastyczny, ale bardzo powierzchowny. Zastanawiałam się, czy autorka wykreowała taki obraz społeczeństwa z premedytacją, czy też może była zupełnie tego nieświadoma i po prostu napisała powieść w amerykańskim duchu: Bóg, honor, rodzina i ojczyzna. 

Gatunek: powieść obyczajowa
Główny bohater: dr Mike Scanlon
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone/Afganistan
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 520
Moja ocena:  4/6

Lisa Scottoline, Nie odchodź, Wyd. Prószyński i ska, 2014 

Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz Czytam opasłe tomiska 

Komentarze

  1. Bardzo lubię serię Kobiety to czytają. Przepadam też za Scottoline.
    Powiem Ci, że obrałaś bardzo interesujący tok myślenia podczas czytania - sama w czasie lektury zupełnie nie zwróciłam uwagi na tę amerykańskość, bardziej pochłonął mnie dramat bohaterów. Dobre wejrzenie, dzięki za nie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, może mam lekką schizę na tym punkcie, ale gdyby tak pomyśleć - to czy to, co przydarza się bohaterowi, mogłoby się przydarzyć w Polsce? Nie wydaje mi się

      Usuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później