Jak mega ciekawy i oryginalny temat przerobić na nudnego gniota? Wydaje się, że ekspertem w tej dziedzinie jest Clara Sanchez, hiszpańska pisarka, autorka Skradzionej. Zobaczmy, co pisarka ma na ten temat do powiedzenia:

P: Pani powieść oparta została o bulwersującą sprawę handlu nowo narodzonymi dzieci, który to proceder rozwinął się w Hiszpanii w XX wieku, za czasów Franco i trwał jeszcze do niedawna. Szacuje się, że sprzedano nawet 60 tys. niemowląt, a zamieszane w to były zakonnice i lekarze.

O: Inspirowałam się tymi historiami o dzieciach, ale tylko luźno. Nie chciałam nakreślać czytelnikowi obrazu całej tej skomplikowanej sytuacji, nie chciałam się o tym rozpisywać. Kogo by to interesowało? W żaden sposób nie sugeruję też, że to, co opisuję mogło wydarzyć się naprawdę. Właściwie gdyby ktoś o tym nie słyszał, może myśleć, że opisane w książce wydarzenia są zupełnie fikcyjne. Jeśli wczytać się w Skradzioną, to wątek rzekomo zaginionej córki, jest tylko jednym z wielu. Bardziej skupiłam się na pokazaniu zwykłego, codziennego życia przeciętnej hiszpańskiej rodziny. Gdyby nie obsesja matki, o której w pewnym momencie dowiaduje się druga córka, Veronica, sprawy w ogóle by nie było...  


P: Nie pomyślała Pani, że jest temat ten jest na tyle ciekawy, że można by przedstawić go w formie literatury faktu?
 
O: Wymagałoby to żmudnego poszukiwania faktów. Nie jestem w tym specjalistką - napisanie powieści jest łatwiejsze. Wolę popuścić wodzy własnej fantazji i pisać ogólnie o życiu, o miłości, o tym i owym, o wszystkim i o niczym. Zapełniać strony słowami. Właściwie handel dziećmi mnie mało zainteresował, to był tylko zabieg marketingowy, żeby książka się sprzedała.

P: Bohaterką i narratorką Skradzionej jest młoda dziewczyna, Veronica, dowiadująca się o rodzinnej tajemnicy i usiłująca ją rozwikłać...

O: No tak, Veronica długo przede wszystkim zastanawia się, czy to ma sens. Nie rozmawia o tym z matką, bo ta jest chora i córka nie chce jej denerwować. Wszystko co ma to zdjęcie siostry sprzed lat. Próbuje się dowiedzieć czegoś na własną rękę: odwiedza detektywa, jeździ po mieście, szuka adresu swojej siostry. Ma jednak dużo na głowie: zastępuje matkę w pracy, spotyka chłopaka. Więc jakoś to wszystko schodzi na plan dalszy.

P: Ani Veronica, ani starsza od niej o 2 lata Laura nie wydają się zbyt dojrzałe. Veronica nie ma żadnego planu jeśli chodzi o szukanie siostry, oszukuje rodziców, wdaje się w jakieś bijatyki. Laura z kolei jest uzależniona od swojej matki i babki, jak 9-cio, a nie 19-latka.

O: Cóż, w końcu to tylko nastolatki. Więcej czasu zajmuje im bujanie w obłokach, rozmyślanie, co pokazuję w książce. Veronica sporo czasu spędza snując się po mieście. Zagląda do sklepów, czasem spotyka się z jakimiś ludźmi, z chłopakami, jak to w życiu.

P: W takim razie czy nie lepiej byłby pokazać dramat rodziców, poszukujących swojego dziecka? Emocje zrozpaczonej matki? Jej próby odnalezienia córki? W końcu to ogromnie emocjonująca sprawa, tymczasem tych emocji tutaj nie odczuwamy. Dziewczyny nie są ze sobą uczuciowo związane, bo przecież się nie znały.

O: Być może, ale nie pomyślałam o tym. Nie zależało mi, by historia ta miała tak jasno określony przekaz i dynamiczną akcję. Skradziona to nie jest książka sensacyjna, ale psychologiczna. Chciałam, żeby wszystko się rozmyło w szarej codzienności. W końcu to się wydarzyło dawno temu, dziewczyna ma własne życie i jej odnalezienie nikogo nie uszczęśliwia. Nie chciałam nikogo zdenerwować, ani zaskoczyć, dlatego też od samego początku sugeruję co się wydarzy w książce: pojawia się Laura i wiadomo, że ona istnieje, że to ona jest zaginioną siostrą, można się też łatwo domyślić kto za tym wszystkim stoi. Tajemnica szybko przestaje być tajemnicą.

P: Faktycznie w powieści brakuje napięcia, miałam wrażenie, że jej nastrój jest dosyć senny, a momentami nawet lekko oniryczny: jak we śnie Veronicę spotykają dosyć absurdalne sytuacje, jak np. bójka z dawnym nauczycielem. Mało istotne wątki poboczne rozrastają się i zajmują wiele stron. Niektóre z tych wątków wydają się nie mieć wiele wspólnego z osią tej powieści...

O: Pomysł na Skradzioną wziął się z tej afery, o jakiej wspominałyśmy, ale w trakcie pisania książki jakoś zaczęło mi to umykać. Miałam wiele różnych pomysłów i starałam się je jakoś umiejscowić w tej książce, więc oprócz rodziny Moralesów znalazło się w niej jeszcze miejsce dla innych historii, nie związanych z zaginięciem Laury. Na przykład tej z chłopakiem, który poderwał Veronikę - wprawdzie nie ma on żadnego znaczenia dla fabuły, ale mam nadzieję, że umilił on czas czytelnikom i pozwolił oderwać się od ciężkich rozmyślań o losie ukradzionych dzieci.

P: Dla mnie najciekawszą postacią była tajemnicza Ana, pojawiająca się w życiu obu rodzin. Przyjaciółka, zły duch? Niestety jej wątek nie jest zbyt rozbudowany, traktuje ją Pani nawet trochę "po macoszemu", pisząc o niej per "Ana, ta od psa", jakby Moralesowie jej w ogóle nie znali - a przecież była najlepszą przyjaciółką Betty.

O: A, Ana. Ta postać była dla mnie zbyt skomplikowana do rozwinięcia. To pośredniczka w handlu dziećmi i tyle - nie miałam zamiaru zajmować się jej życiem. 

P: Nie podejmuje Pani tematu dalszych losów osób odpowiedzialnych za owe przestępstwa, konsekwencji, jakie ponoszą ci ludzie... Właściwie gdybym nie wiedziała, że to powieść bazująca na prawdziwych wydarzeniach, nie odnajdowałabym w niej zbyt wiele sensu: nie wiadomo skąd Betty w ogóle wiedziała się, że jej córka nie umarła i jak udało jej się ją odnaleźć. Skąd znała Anę? Veronice też zbyt łatwo idzie odnalezienie siostry. Rodzina, którą obdarzyła Pani Laurę jest wyjątkowo dziwaczna i też szkoda, że niewiele się dowiadujemy o tych dwóch paniach. 

O: Logika i konsekwencja nie jest w tej powieści najważniejsza. Najważniejsze są emocje, zrozumienie ogromnej krzywdy, jaką wyrządzono rodzicom i dzieciom... wszak Laura została pozbawiona futra z norek, Veronika zamiast uganiać się za chłopakiem, który zrobił dziecko innej, musi szukać Laury, a ojciec dziewczyn nie może w spokoju oglądać telewizji, bo na głowę spadła mu urojona córka. Mam nadzieję, że Pani odczuła ogrom tych emocji. 

P: Hmm, nie bardzo, moje emocje przy czytaniu tej powieści były zerowe, ewentualnie odczuwałam zniecierpliwienie. Za bardzo przytłoczyły mnie jałowe przemyślenia bohaterów oraz opisy szczegółów dnia codziennego, dominujące w powieści, np. co bohaterowie jedzą, co kupują w sklepie spożywczym, jak wygląda ich plan dnia. Co chciała Pani przez to osiągnąć?

O: Jak już powiedziałam, chciałam pokazać, jak wygląda życie hiszpańskiej rodziny. Wydawało mi się, że rozterki, czy zjeść spaghetti, czy gulasz, jak sprzedać krem ze złotem, jak dojechać metrem na drugi koniec miasta, czy co działo się w akurat oglądanej przez bohaterów telenoweli, będą ciekawsze i bardziej prawdziwsze (życiowe), niż dramat spowodowany porwaniem dziecka. Dużo miejsca poświęciłam też szczegółowym opisom tego, w co ubierają się postacie występujące w książce, nawet te które pojawiają się tylko epizodycznie. Lubię pisać o ubraniach, robię to wręcz maniakalnie. Dlatego Laura prowadzi ekskluzywny sklep odzieżowy. Starałam się uchwycić szczegółowo każdy moment, każdą czynność, nawet oczywiste oczywistości, jak to, że mleko stoi w lodówce, a żeby wejść do domu, trzeba otworzyć drzwi kluczem. W ten sposób czytelnik może sobie dokładnie wyobrazić, co robią bohaterowie i jak wyglądają. 

P: I usnąć w trakcie lektury... Nie jestem ekspertem od tworzenia prozy literackiej, ale nawet ja zauważyłam w treści wiele fragmentów, które aż się proszą o usunięcie: po prostu są zbędne, niepotrzebnie wydłużają fabułę i zanudzają czytelnika. Zapewne jest Pani bardzo przywiązana do każdego słowa, które wyszło spod Pani pióra i nigdy niczego nie skreśla...

O: O tak, uwielbiam produkować słowa. A niektórzy twierdzą, że od książki nie można się oderwać...


P: Podsumujmy zatem: jaki jest przepis na to, by przekształcić wyrazisty temat w mdłą powieść o niczym?

O: Pisać dużo i długo, nieważne czy na temat. Bohaterowie powinni być nijacy, wyprani z emocji, inteligencji i osobowości. Nie mogą mieć przyjaciół, ani żadnych zainteresowań, nie powinni też zajmować się niczym konkretnym - najlepiej jeśli są bezrobotni, albo mają jakąś nudną pracę, nie wymagającą żadnego zaangażowania i snują się bez celu. Nie rozwijać absolutnie wątków ciekawych postaci, jeśli takowe przez przypadek się pojawią. Zamiast akcji trzeba zamieszczać opisy wszystkiego, co popadnie. Zawartości kosza na śmieci, wyglądu psa, mycia naczyń. Opisy to podstawa. Wystarczy wyjrzeć przez okno, albo wyjść na ulicę i spisać dokładnie co się za nim znajduje i wrzucić to do tekstu. Rozciągać w nieskończoność rozważania bohaterów, dotyczące nie wiadomo czego. Proporcja akcji do opisów i różnych psychologicznych bzdur, powinna być jak 1:10. Dialogów mało, a jeśli już to powinny być albo na banalne tematy, albo zupełnie niejasne. W końcu ustaliliśmy już, że bohaterowie mają być nieciekawi i nie mieć nic ciekawego do powiedzenia. Dorzucić wątki i dygresje, które nijak się mają do tematu głównego i w związku z tym w ogóle nie interesują czytelnika. Lub jeszcze lepiej - są dziwaczne i zupełnie z czapy wzięte. Najlepiej w ogóle opowieść przekierować na inne tory, porzucić główny wątek. Stłumić emocje czytelnika, pozbawić treść całego napięcia, tak by w końcu w ogóle go nie obchodziło co się stanie z bohaterami i czy rozwiążą oni swoje problemy, czy nie. Voila. 

P: I taka właśnie jest Skradziona. Ma już Pani pomysł na kolejną książkę?

O: Tak, to będzie powieść o kradzieży cukierków w sennym andaluzyjskim miasteczku, z perspektywy psa, który akurat tamtędy przebiegał.

Dziękuję.  

Metryczka:
Gatunek: powieść obyczajowa
Główny bohater: Veronica i Laura Morales
Miejsce akcji: Hiszpania
Czas akcji: koniec XX wieku
Ilość stron: 480
Moja ocena: 1/6

Clara Sanchez, Skradziona, Wyd. Znak, 2014

Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska

Komentarze

  1. Więcej takich recenzji :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna recenzja! :) A od książki będę trzymała się z daleka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha, ha, ha! Rewelacja! Niestety, kolejna powiesc tej pani, "El cielo ha vuelto" - "Wrócilo niebo" w doslownym tlumaczeniu, jest jeszcze gorsza, chyba. Chyba, poniewaz byla pierwszą i jedyną powiescią Clara Sánchez, jaką przeczytalam i przeczytam w zyciu. Szkoda czasu na czytanie takich szmir, nawet jesli autorka dostaje za nie Premio Planeta- drugą po Noblu najchojniejszą nagrodę literacką (601 tys Euro). Mam nadzieję, ze polski czytelnik przekona się, ze nie warto Sánchez czytac i ze moze tego produktu powiesciopodobnego juz nie wydadzą. A w ogóle to kto wydaje tych badziewnych Hiszpanów? Muza nadal pod rządami pewnego tlumacza o hiszpanskich korzeniach? Jest tyle dobrej literatury na swiecie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, co jest nie tak z tymi Hiszpanami. Mnie się nie podobało w zasadzie nic, co bym czytała autorstwa jakiegoś hiszpańskiego autora/-ki, nawet zachwalany Zafon. Jedynym wyjątkiem od tej reguły były "Głosy Pamano" - może dlatego, że Cabre to Katalończyk...A już jak ktoś dostaje tyle kasy, za takie gnioty, to ja nie wiem... olaboga

      Usuń
  4. Wspaniały, niezwykle oryginalny pomysł na recenzję! Właśnie dochodzę do wniosku, że jednak warto słuchać się swojego przeczucia - swego czasu wypożyczyłam tę książkę z biblioteki, ale przybierałam się do niej dość długo, w zasadzie jak pies do jeża, aż w końcu zdałam ją, nie czytając. Widzę, że nie straciłam wiele. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Takie gnioty też niestety się zdarzają. Ja teraz ostatnio przeczytałam książkę z Psychoskoku i miałam niemały problem, co napisać. Ale trzeba szczerze. Jak coś jest złe, to należy to podkreślać.
    Rewelacyjny pomysł na recenzję :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajna recenzja :) Książkę czytałam i już zapomniałam o co w niej chodziło. Autorce rewelacyjnie udało się zepsuć ciekawy temat.

    OdpowiedzUsuń
  7. Otóż to. Jak się zastanawiam, o czym właściwie to było i czym autorka zapełniła te prawie 500 stron, to nie wiem

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później