Wiem o tobie wszystko

Kilka dni temu w tvnowskiej Uwadze wyemitowano program o kobiecie prześladowanej przez swojego ex. Zgłaszanie sprawy na policji nic nie dało, Hanna została zlekceważona. Sprawa skończyła się tragicznie - Hanna nie żyje. Sytuacja niestety typowa. O stalkingu coraz więcej się mówi, zmieniło się też prawo, ale zmiana mentalności, przyzwyczajeń trwa o wiele dłużej. Nadal zjawisko to jest traktowane jako niegroźne, jako fanaberia kobiety, która nie potrafi poradzić sobie z natarczywym adoratorem - bo najczęściej ofiarami padają oczywiście kobiety, a stalking jest uważany za coś w rodzaju "zaborczej miłości". Na stalking narażone są też osoby sławne, np. doświadczył tego Robert Kozyra. Teoretycznie zaś może on dotknąć każdego z nas. Lekceważenie go więc przez organy ścigania jest dla mnie niezrozumiałe i głupie po prostu. Stalking w mojej opinii, to obok gwałtu chyba najwstrętniejsza forma przemocy - jest naruszeniem czyjejś prywatności, intymności. Nie dość, że naraża kogoś na życie w poczuciu zagrożenia, w ciągłym stresie, to jest podstępna i trudna do udowodnienia. A jest trudna do udowodnienia, bo wymiar sprawiedliwości daje często wiarę nie ofierze, a sprawcy, który potrafi przedstawić swoje zabiegi jako wyraz troski i miłości, względnie nieszkodliwe wybryki. Czemu tak się dzieje? To słowo przeciwko słowu. Czemu usprawiedliwiamy sprawcę, winę przerzucając na ofiarę, zamiast ją chronić? Zwłaszcza, że tak często dochodzi tu do eskalacji przemocy? Osoba prześladowana czuje się w takiej sytuacji zupełnie bezradna, skoro zawodzą zwykłe sposoby rozwiązywania konfliktów, a policja też nie reaguje - przynajmniej aż nie dojdzie do wyraźnego aktu przemocy fizycznej. Tak jakby przemoc psychiczna się nie liczyła. Tymczasem by zmienić zdanie na temat owego "niegroźnego procederu", wystarczy postawić się na miejscu ofiary. Wyobrazić sobie, jak też my byśmy się czuli, gdyby ktoś ciągle za nami chodził, obserwował, dzwonił, wysyłał sms-y, listy, niechciane prezenty, pogróżki. Dzwonił do drzwi, grzebał w śmieciach, albo - włamując się do naszego domu - w naszych rzeczach. Możliwości są nieograniczone. Nie reagował na wyraźnie wyartykułowany przez nas sprzeciw. Że nie chcemy się z nim spotykać, rozmawiać, a zwłaszcza utrzymywać kontaktów intymnych. Są tacy ludzie, którzy nie rozumieją słowa NIE, ale u stalkerów doprowadzone jest to do granic możliwości.  Jak byśmy się czuli, wiedząc, że nie możemy z tym nic zrobić i czekając, aż nas prześladowca nas fizycznie zaatakuje? I nie - stalking nie ma nic wspólnego z miłością, nawet jeśli stalker uważa, że swoją ofiarę kocha. On chce tylko ją kontrolować, mieć na własność i zrobić z nią, co chce.

No dobrze, ale czy Clare Kendal udało się napisać przekonującą powieść o stalkingu? Moim zdaniem tak. To dzięki niej mogłam poczuć, jak to jest być jego ofiarą, co skłoniło mnie do powyższych refleksji. Od samego początku, czytając tę książkę, czułam ciężką, duszną, przygniatającą atmosferę. Czułam jak bohaterka jest coraz bardziej osaczana, czułam jej rozpacz, bezradność. Gniew, że ktoś chce odebrać jej jedną z najcenniejszych rzeczy: wolność. Strach, że być może dybie także na jej zdrowie i życie. Autorka osiągnęła to w bardzo prosty sposób, opisując odczucia Clarissy i to, co się wydarza dzień po dniu. Momentami można to odbierać jako nadmiar zbędnych szczegółów, ale właśnie poprzez taki zabieg potrafiłam wyobrazić sobie, w jaki koszmar zostało zamienione życie bohaterki. Jak boi się wychodzić z domu, nawet żeby pojechać do pracy, jak izoluje się od przyjaciół, jak każdy telefon, czy list wywołują u niej mdłości. By odczuwać napięcie nie potrzebowałam wcale pędzącej na łeb na szyję akcji - w istocie Wiem o tobie wszystko wcale w nią nie obfituje. Można zauważyć, iż powieść ta jest bardzo hermetyczna - nie ma w niej zbyt wielu bohaterów, ani ciekawych wydarzeń - cała egzystencja bohaterki sprowadza się do jej własnych czterech ścian oraz wypraw do sądu, gdzie została przysięgłym w sprawie o gwałt. Spodobała mi się taka "surowość" tej powieści - myślę że dobrze ona oddaje rzeczywistość - tak właśnie musi się "kurczyć" świat ofiary stalkingu. Clarissa żyje w więzieniu własnego strachu, obsesyjnie myśli o swoim prześladowcy. Rozprawy sądowe są dla niej sposobem na ucieczkę od coraz bardziej przerażającej rzeczywistości. Kendal przeprowadza w ten sposób dosyć czytelną analogię pomiędzy stalkingiem, a gwałtem: Clarissa identyfikuje się z młodą dziewczyną, której zeznania są w sądzie podważane, a ona sama upokarzana. Autorka pokazuje sposób funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości, gdzie przeinacza się słowa i fakty, z ofiary robiąc winną, prowokatorkę lub osobę niezrównoważoną psychicznie, sprawca natomiast nie ponosi odpowiedzialności za swoje czyny. Winne jest stereotypowe myślenie, nakładanie filtrów na informacje, które otrzymujemy, nie słuchanie. Argumentem w przypadku stalkingu jest często fakt, że znamy naszego prześladowcę i że kiedyś spotykaliśmy się z nim dobrowolnie. Co z tego, jednak, jeśli teraz sobie tego nie życzymy? Czy fakt, że raz się zjadło z mężczyzną kolację lub nawet poszło z nim do łóżka, oznacza, że stajemy się jego własnością? Czy nie mamy prawa do popełniania błędów i zmieniania zdania? Czy naprawdę tak trudno to zrozumieć? To sytuacja bardzo podobna do argumentu "sama się o to prosiła, bo miała za krótką spódniczkę" w przypadku gwałtu. Tymczasem żadne zachowanie ofiary nie może usprawiedliwiać przemocy - winny jest agresor, a nie ofiara.

Być może książka ta jest dosyć jednowymiarowa: nie ma żadnych wątpliwości, że prześladowca Clarissy jest tym złym i to bardzo złym. To klasyczny, podręcznikowy przykład stalkingu. Clarissa natomiast, jak na tę sytuację jest nad wyraz rozsądna i opanowana, zachowuje się wręcz wzorcowo. W kwestiach technicznych, trochę odbiór utrudnia zmiana narracji z pierwszoosobowej na trzecioosobową - moim zdaniem zupełnie zbędna. Ta pierwsza zdecydowanie dominuje, a poza tym narrator trzecioosobowy wcale nie wnosi zmiany perspektywy - nadal obserwujemy tylko Clarissę, nie poznajemy punktu widzenia żadnej innej osoby. Książka mogłaby się też obejść bez wielu fragmentów dotyczących sprawy w sądzie. Nawet jednak jeśli pod względem warsztatu Wiem o tobie wszystko nie jest doskonała, to uważam, że ta akurat powieść ma sporą wartość edukacyjną i nie rozpatrywałabym jej tylko w kontekście tego, czy jest dobrze napisana. Autorka chyba bardziej miała na celu pokazać zjawisko stalkingu, pokazać jak ono przebiega, uwrażliwić czytelnika na problem, niż pisać typowy thriller z wydumanymi sytuacjami, w którym emocje ofiary schodzą na plan dalszy wobec akcji. A nawet jeśli Kendal nie miała takiego zamiaru, to tak wyszło.

Wiem o tobie wszystko to nie jest powieść, którą czyta się lekko; jej lektura nie sprawia przyjemności. Przeraża fakt, że coś takiego może spotkać każdego, a już zwłaszcza każdą kobietę i właściwie nie ma się na to żadnego wpływu. Nie możemy przewidzieć kim okaże się poznana przez nas osoba. Bardzo niefajne uczucie. Mnie poruszyła nie tylko bezradność, ale i samotność Clarissy. Ona szuka ciepła, miłości, a spotyka tylko mężczyzn, którzy ją krzywdzą - w taki, czy inny sposób. Przygnębiła mnie wysoka dawka realizmu zawarta w tej historii.

Metryczka:
Gatunek: thriller psychologiczny
Główny bohater: Clarissa
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 416
Moja ocena: 4,5/6

Claire Kendal, Wiem o tobie wszystko, Wyd. Akurat, 2015

Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska 

Komentarze

  1. Czytałam kiedyś powieść o kobiecie prześladowanej przez stalkera i szczerze mnie ona przeraziła. Myśl, że jakaś osoba mogłaby z buciorami wtargnąć w moje życie jest straszna. Jeśli natknę się na "Wiem o tobie wszystko" w bibliotece na pewno przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobne wrażenie zrobiła na mnie powieśc Olgi Rudnickiej "Cichy wielbiciel". Mechanizmy podobne jak w opisanej przez Ciebie książce, tyle bohaterka nie zna swojego prześladowcy, zamieniła z nim raptem kilka miłych słów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Coraz więcej mówi się o stalkingu, jeśli chodzi o zachowania - dręczenie nastolatków, co często jest tragiczne w skutkach. Mniej o nękaniu osób dorosłych. Częściej są to kobiety. Sprawa jest często bagatelizowana i traktowana z przymrożeniem oka, niestety. Wiem, jak czuje się ofiara. Zdaje sobie sprawę, jaki odczuwa lęk i paraliż. Dlatego po książkę nie sięgnę...

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam, jestem pod wrażeniem debiutanckiej powieści Kendal. Mam nadzieję, że kolejne będą jeszcze lepsze.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później