Większość blogerów książkowych czytuje głównie nowości i zaległe nowości. Ja też. Po starszą literaturę sięgam już rzadko, bo czasu nie wystarcza. Tym razem jednak, zamiast zamawiać ostatnio wydane bestsellery, udałam się do biblioteki, by zdjąć z półki (z premedytacją, przyznaję) spokojnie na niej spoczywającą i przez nikogo od dawna nie niepokojoną Tajemną historię Donny Tartt. 

Przypuszczam, iż dawniej mógłbym mnożyć wydarzenia z mego życia, teraz jednak wiem, że ta historia jest jedyną, jaką kiedykolwiek będę w stanie opowiedzieć. 

Tajemna historia jest debiutem tej pisarki, który wzbudził zachwyt ponad 20 lat temu. To typowa powieść uniwersytecka, której fabuła opiera się o perypetie grupki studentów vermonckiego uniwersytetu w Hampden. Studiują oni - dosyć beztrosko, trzeba przyznać - starożytną grekę. Na co komu dziś starożytna greka? Ano na nic, lecz Henry, Francis, Charlie, Camilla i Edward (Bunny) pochodzą z dobrych, bogatych rodzin, i nie muszą troszczyć się o pracę. Ta piątka stanowi pewną elitarną grupkę na uczelni, zamkniętą, niczym sekta - mają zajęcia właściwie tylko z jednym wykładowcą, spotykają się głównie ze sobą i są odizolowani od reszty studentów. Dołącza do nich Richard, narrator powieści. Nowicjusz jest zafascynowany całym tym towarzystwem, robiącym wrażenie wybitnie uzdolnionych oraz wyrafinowanych młodych ludzi, może trochę snobistycznych i ekscentrycznych. Nie dbają oni o pieniądze, interesują się antycznymi ideami, dziedziną, która w zasadzie jest na wymarciu, cytują Homera i Pliniusza, ubierają się cokolwiek staroświecko, w tweedy i jedwabne apaszki. Aż tu pewnego dnia popełniają morderstwo, zabijając swojego kolegę, Bunny'ego. Nie jest to żaden spoiler, gdyż ta informacja pada w zasadzie na pierwszych stronach książki. Fakt popełnienia zbrodni nie jest zatem żadną tajemnicą dla czytelnika, pytanie, dlaczego do tego doszło, jakie były motywy oraz konsekwencje tego czynu.


Niestety biedny dżentelmen
wygląda nie jak ruiny swej młodości
lecz jak ruiny tych ruin

Donna Tartt, źródło
Autorka skupia się na dokładnym nakreśleniu sylwetek bohaterów oraz opisaniu środowiska, w którym funkcjonują. Dowiadujemy się kim są, co ich interesuje, w jakich relacjach pozostają ze sobą, jakie mają zwyczaje, kim są ich bliscy, jaka jest dynamika grupy. W miarę postępu akcji i zagłębiania się w życie bohaterów, okazuje się oczywiście, że pod pozornie idealną powierzchnią czają się różne wiry i skazy, skrywane urazy, konflikty i namiętności. Dołóżcie do tego pychę, dosypcie egoizmu i przyprawcie odrobiną perwersji. Najbardziej intrygującą postacią z całej gromadki jest Henry - samotnik, otoczony nimbem tajemnicy, swego rodzaju geniusz w rodzaju Sherlocka Holmesa - w treści pada nawet porównanie go do Mycrofta Holmesa. Ciekawą postacią jest również wykładowca naszej szóstki, Julian Morrow, erudyta z niesamowitymi koneksjami, uosabiający kogoś pomiędzy ojcem, a mentorem.

To, co nie do pomyślenia, jest niewykonalne

Z tej misternej układanki w końcu wyłania się obraz dokonanej zbrodni. Napisane jest to tak sprytnie, że czytelnik mimowolnie staje się wspólnikiem zbrodni: solidaryzuje się nie z Bunnym, a z jego "oprawcami". Wcale nie żałujemy ofiary. Co więcej, wydaje się nam nawet, że nic strasznego się nie stało... Planowanie i wykonanie zamordowania Bunny'ego to subtelna psychologiczna gra, w którą Richard również daje się wkręcić. Możemy się dziwić, jak to możliwe, jednak czytając Tajemną historię, doskonale go rozumiałam, potrafiłam postawić się w jego sytuacji. Autorka w ten sposób daje nam wszystkim przestrogę. Wydaje się, że morderstwo z premedytacją to czyn niewyobrażalny, skrajny, że większość z nas nie byłaby do tego zdolna. Jednak na przykładzie Richarda i jego kolegów widzimy, jak proste i łatwe jest czasem dokonanie zbrodni. Że to, co początkowo wydaje się niewyobrażalne, absurdalne, stopniowo staje się wykonalne, a nawet konieczne i oczywiste. Że fantazje można przekuć w czyn. Miesiąc czy dwa wcześniej byłbym przerażony ideą jakiegokolwiek morderstwa. W to niedzielne popołudnie jednak, gdy faktycznie stałem i obserwowałem mord, wydawał się on najłatwiejszą rzeczą pod słońcem. I czasem nawet nie trzeba motywów tak silnych, jak nienawiść, czy osobiste animozje. Richard nic nie ma przeciwko Bunny'emu, a popełnia przestępstwo z innych, bardziej banalnych powodów: konformizmu i pragnienia bycia akceptowanym w grupie. Czuje się po prostu bardziej związany z Henrym i pozostałymi, i staje po ich stronie. Dopiero potem, po czasie, zaczyna pojmować wymiar tego czynu. Widzi swoich przyjaciół w zupełnie innym świetle. Stoicki Henry staje się makiawelicznym manipulatorem, a zachwyt nad śliczną Camillą zostaje przyćmiony przez obraz tej samej Camilli sprawdzającej, czy ich ofiara aby na pewno nie żyje. Analizując to wszystko, Richard sam się sobie dziwi, że wpływ grupy był tak silny, iż przyłożył rękę do zbrodni, przedkładając własne samopoczucie nad czyjeś życie. Doszło tu do zupełnej erozji wartości moralnych.

Piękno to strach. Cokolwiek nazywamy pięknym, boimy się tego




Powieść wydana została - jak wspomniałam - dwadzieścia kilka lat temu, a zatem nie tak znowu dawno, jednak zdecydowanie bliżej jej do dawnych powieści. Donna Tartt zdaje się być spadkobierczynią Dostojewskiego, Henry Jamesa, czy Virginii Woolf. Dziś po prostu się już tak nie pisze - unika się opisów, czy rozbudowanych analiz oraz charakterystyk postaci. A na tym właśnie opiera się Tajemna historia. Ta młodzież też jakaś niedzisiejsza: zamiast seksem, interesuje się nauką... warto nadmienić, że w Tajemnej historii nie ma żadnego wątku miłosnego, bez czego nie może się obejść żadna dzisiejsza beletrystyka... Nie wspominam już o tym, że dziś tego typu zawiązanie akcji, poprowadziłoby fabułę w stronę kryminału - tymczasem Tajemna historia na pewno kryminałem nie jest. Choć głównym tematem jest morderstwo, nie ma tu żadnych drastycznych (w dosłownym tego słowa znaczeniu) treści. I przyznaję, że jej lektura była dla mnie oddechem, po wszystkich współczesnych powieściach, które często nie zawierają w sobie ani żadnej głębszej treści, ani też nie mają wartości literackiej. To fast foody, podczas gdy Tajemną historię mogę porównać do klasycznego dania, serwowanego w prawdziwej restauracji. To książka, którą chce się czytać delektując się każdym wycyzelowanym przez autorkę słowem, a nie bić rekordy szybkości w przewracaniu stron. Jest elegancka i bogata znaczeniowo. Jej elegancję podkreśla rzecz jasna umiejscowienie akcji w środowisku akademickim, a zatem wśród ludzi wykształconych, obytych, choć trochę ekscentrycznych i staroświeckich. Hampden bardziej przypomina nawet jakąś brytyjską uczelnię z tradycjami, a ponieważ wszystko dzieje się w czasach przed erą cyfrową (można domyślać się, że jest to przełom lat 80-tych i 90-tych XX wieku), miałam wrażenie, że to nie nasze czasy, tylko lata 20-te ubiegłego stulecia. Atmosfera stworzona w Tajemnej historii wywołała we mnie mnóstwo skojarzeń literackich: poza innymi powieściami uniwersyteckimi, chociażby Davida Lodge'a, kojarzyła mi się przede wszystkim z moim ukochanym Magiem, zapewne z powodu licznych nawiązań do starożytnej Grecji, ale także niecnej manipulacji, jakiej poddawany jest narrator (a także czytelnik), testowaniem granic, do jakich można się posunąć oraz specyficznej atmosfery tajemnicy, która odkrywa się powoli, z każdą stroną powieści. Inne skojarzenia to Utalentowany pan Ripley z uwagi na sposób, w jaki przedstawione zostało dokonanie zbrodni i jej strywializowanie, a  Opętanie A.S.Byatt, ze względu na styl i erudycyjność.

Czemu ten uparty głosik w naszych głowach tak nas zadręcza?  

Tajemna historia, mimo wspaniałego stylu, w jakim jest napisana, wydała mi się jednak za trochę długa. Autorka w drugiej połowie książki - po punkcie kulminacyjnym - zapętla się. W powieści nie dzieje się nic istotnego, poza tym, że bohaterowie dużo piją i ćpają. Można było w jakiś bardziej subtelny sposób pokazać, że popełnienie morderstwa odbiło się jednak na psychice bohaterów, że dręczą ich Erynie, że ta zbrodnia nie pozostanie jednak bez kary, nawet jeśli bohaterowie będą musieli wymierzyć ją sobie sami. Ten drobny mankament jest jednak do wybaczenia, biorąc pod uwagę, że to debiut pisarki. Tym niecierpliwiej czekam na Szczygła.

Metryczka:
Gatunek: powieść psychologiczno-obyczajowa
Główny bohater: Richard Papen
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone
Czas akcji: lata 90-te XX wieku
Ilość stron: 653
Cytat:  Nigdy, ani razu, w żadnym sensie nie przyszło mi do głowy, że wszystko to jest czymkolwiek poza grą. Atmosfera nierzeczywistości okryła nawet najbardziej prozaiczne szczegóły, tak jakbyśmy obmyślali nie śmierć przyjaciela, tylko plan wspaniałej wycieczki. Przynajmniej ja nigdy do końca nie wierzyłem, że kiedykolwiek naprawdę ją odbędziemy.
Moja ocena: 5,5/6

Donna Tartt, Tajemna historia, Wyd. Zysk i s-ka, 2001

Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska

Komentarze

  1. Nigdy nie słyszałam o tej powieści, i gdyby nie Twoja recenzja, pewnie i tak omijałabym ją szerokim łukiem, gdyż patologicznie wręcz nie znoszę serii Kameleon. Kojarzy mi się z Whartonem i jakoś nie mogę się oprzeć wrażeniu, że każda książka z tej serii prezentuje podobny poziom.
    Wiem, głupie, głupie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wharton wydawany był w serii Salamandra, skądinąd mojej ulubionej - mam sporo tych książek na półce ;) Nie skreślałabym książki tylko dlatego, że jest wydana w jakiejś serii, choć przyznaję, że ja też nabawiłam się awersji do Serii z miotłą i teraz już chyba nie tknę niczego, co w niej wydano

      Usuń
  2. Jak to nie ma żadnego wątku miłosnego? A całe napięcie seksualne między rodzeństwem, między Kamilą i Rickiem, między Kamilą i Winterem? "W powieści nie dzieje się nic istotnego, poza tym, że bohaterowie dużo piją i ćpają." Właśnie to jest istotne, przed popełnieniem morderstwa używki były jednym z narzędzi mających im pomóc w osiągnięciu manijnego stanu, potem stają się celem samym w sobie, używanym w kompletnie innym celu. Zresztą właśnie po osiągnięciu punktu kulminacyjnego znacznie ważniejsze stają się relacje na tle, powiedzmy, miłosnym. I ciężko powiedzieć, że są one na marginesie powieści.
    Generalnie, żeby w całości pojąć całą dawkę emocjonalną i intelektualną "Tajemnej historii", wczuć się trzeba w tego studenta greki, w tkwiące w nim pasje oraz uczucia. Zmieni się wtedy również optyka patrzenia na czyn Richarda i całej grupy, mniej będzie w tym konformizmu i chęci przystosowania się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W powieści nie ma żadnego Ricka, ani Wintera. Napięcie seksualne jest, ale nie uważam, by był to wątek miłosny, a w każdym razie ma to małe znaczenie, zarówno jeśli chodzi o powieść, jak i o moją opinię. Nie napisałam tez, ze w powieści "nie dzieje sie nic istotnego...", tylko, ze wyglada to tak pod koniec książki. Pozostawię bez komentarza uwagi o "rozumieniu" powieści. Każdy ma prawo do swojej interpretacji.

      Usuń
    2. "W powieści nie ma żadnego Ricka, ani Wintera."
      Ciekawa teza, skoro Richard Papen oraz Henry Winter są głównymi bohaterami książki...

      "Nie napisałam tez, ze w powieści "nie dzieje sie nic istotnego...", tylko, ze wyglada to tak pod koniec książki."
      "Autorka w drugiej połowie książki - po punkcie kulminacyjnym - zapętla się. W powieści nie dzieje się nic istotnego, poza tym, że bohaterowie dużo piją i ćpają."

      "Każdy ma prawo do swojej interpretacji."
      Wszyscy mają Mambę, mam i ja.

      Usuń
    3. Otóż to. Naturalnie jeśli uważasz, ze twoja interpretacja jest jedyną słuszną, to rownież masz do tego prawo. Gratuluję poczucia nieomylności.

      Usuń
    4. Nie uważam, że jest jedyną słuszną. Uważam, że jest pełniejszą.

      Usuń
  3. Przed "Szczygłem" będę musiała nadrobić braki i przeczytać "Tajemną historię" i "Małego przyjaciela". Zapowiada się literacka uczta :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja się wtrącę i dodam, że książka jako całokształt rozczarowuje. Pierwsza połowa, mniej więcej do momentu morderstwa, jest znakomita. Trzyma w napięciu. Ciekawa, taka nieco nietzscheańska koncepcja istnienia, mroczne odnogi prowadzące w kierunku magii, rytuałów, archetypicznych niemal rysów. A potem wszystko siada. Śledztwo jest wymęczone. Te związki między bohaterami zaczynają być zwyczajnie nudne, bo się do nich przyzwyczajamy. Nauczyciel, wielki ekscentryk, nagle się rozpływa... Rzadki przykład powieści, którą zaczęto i poprowadzono do połowy w wirtuozerski sposób, by potem wszystko koncertowo spartolić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego napisałam, ze w drugiej połowie niewiele sie dzieje i to spowolnienie rzeczywiście rozczarowuje

      Usuń
    2. Autorka chyba ma to do siebie że nie umie poprowadzić równo powieści do końca. "Szczygieł" to już porażka, ten sam "błąd" czy nieumiejętność utrzymania historii na poziomie od połowy powieści. Totalnie nie rozumiem tego Pulitzera

      Usuń
  5. Jestem w trakcie czytania. Bardzo podoba mi sie Twoja recenzja, a dlużyzny odczytuję jako cos normalnego. Tak ostatecznie wyglada życie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później