Dwie kobiety. Obydwie z poważnymi problemami ze sobą. Jedna w żałobie po swoim mężu, druga to jego kochanka, cierpiąca na amnezję. Do niedawna nie wiedziały o swoim istnieniu. Spotykają się w nadmorskim miasteczku, poza sezonem. Marianna przyjeżdża tu, by wyzdrowieć, na nowo nauczyć się żyć, a Wanda... w poszukiwaniu zemsty. Tymczasem Marianna nawet nie wie (nie pamięta), że miała żonatego kochanka - do Brzegów przywozi ją troskliwy narzeczony, Marek.

Zauważyłam w naszej literaturze pewne zjawisko. Ekshibicjonizm emocjonalny. Wielostronicowe rozwodzenie się przez bohaterów nad swoimi problemami: stratą, zdradą, chorobą, depresją, nałogami, bólem egzystencjalnym. Rozdrapywanie ran, dzielenie włosa na czworo. Dramatyzowanie i przerysowywanie. Nie wiem czemu, występuje to głównie w rodzimej literaturze (nie kojarzę literatury obcojęzycznej, pisanej w ten sposób), i to wcale nie tylko w tej tworzonej przez kobiety (i dla kobiet). Również mężczyźni potrafią długo i długotrwale opłakiwać swoje traumy. Przykładem jest chociażby proza Szczepana Twardocha, czy ostatnio czytany przeze mnie Kusiciel. Nie wiem, może to jakaś odmiana polskiego malkontenctwa? Tę cechę niestety posiada również Kurort amnezja (swoją drogą genialny tytuł). Zbyt duże nasycenie emocjami. Czy naprawdę trzeba dziesięciu stron, by czytelnik zorientował się, że bohaterka jest w żałobie? Mnie się to nie podoba. Doskonale potrafię sobie wyobrazić ludzkie emocje (zwłaszcza dotyczące sytuacji raczej powszechnych, jakie dotykają w życiu każdego z nas) i nie potrzebuję tak łopatologicznego ich przedstawiania. Czasem mniej, znaczy więcej. Gdyby nie to, książka ta pewnie bardziej trafiłaby w moje gusta. Z tego też względu nie nazwałabym jej kryminałem - raczej historią psychologiczną z wątkiem kryminalnym. Bo ten wątek jest, ale nie on jest osią powieści. Jest nią poplątana relacja bohaterek. Wanda, przeżywająca ból po utracie wiarołomnego męża, jest ogarnięta obsesją śmierci. Najchętniej umarłaby sama, zabierając do tego w zaświaty znienawidzoną przez siebie Mariannę. Dziwnie się zachowuje - zresztą, kto normalny przyjeżdża nad Bałtyk w lutym? Desperaci? Nic dziwnego, że staje się pierwszą podejrzaną w sprawie popełnionego w Brzegach morderstwa. Z kolei Marianna to pogubiona dziewczynka, pozbawiona wspomnień, bezbronna bez opiekuna objaśniającego jej rzeczywistość. Nie wie nawet, że istnieje internet. To, czego dowiaduje się o sobie - wcale jej się nie podoba, istna femme fatale, co zupełnie nie pasuje do Marianny takiej, jaką jest po wypadku. Niestety nasze grzeszki ciągną się za nami, niezależnie, czy tego chcemy, czy nie. Zarazem Marianna okazuje się postacią o wiele bardziej intrygującą, niż Wanda, o której w zasadzie nie wiemy nic, poza tym, że jest wdową z niespełnionym marzeniem posiadania dziecka.

Anna Fryczkowska doskonale poradziła sobie z realistycznym pokazaniem polskiej prowincji. Ten obrazek naturalnie musi ocierać się o jakąś karykaturę. Szare, brzydkie miasteczko, nie mające nic wspólnego z urokliwymi zakątkami, występującymi w prozie skandynawskiej. Latem jeszcze ożywiają je turyści, ale zimą? Nuda. Mieszkańcy sennego kurortu poza sezonem, nie mający nic innego do roboty poza oglądaniem TV i plotkowaniem. Atmosfera wzajemnej wrogości i podejrzliwości. Staruszki szpiegujące swoich sąsiadów zza firanek, ewentualnie przez dziurkę od klucza. Zaborcze, zazdrosne kobiety, obsesyjnie kontrolujące swoich partnerów i same w ten sposób prowokujące ich do skoku w bok. Ale takie są wszędzie, nie tylko na prowincji. W tym obrazku nie zabrakło akcentu feministycznego: wszak bohaterki połączył wiarołomny mężczyzna, który został przez nie (pośmiertnie) osądzony, jako niedojrzały egoista, nie zasługujący na ich miłość. A przecież Wanda tak się "starała". Patrząc i na Wandę, i na Mariannę, miałam wątpliwości, czy na jego miejscu nie uciekłabym i od jednej, i od drugiej. Ironią (i przestrogą) losu było to, w jaki sposób Paweł poznał Mariannę. Nie podobało mi się to, że Wanda została tu zupełnie "uniewinniona" od rozpadu małżeństwa - zarzuty Pawła, jakie poznajemy dzięki jego dziennikowi, nie zostają w żaden sposób skomentowane. Choć rzecz jasna lepiej byłoby, gdyby mężczyzna szczerze powiedział, że nie odpowiada mu takie życie, jakie (wspólnie przecież) stworzyli, zamiast oszukiwać swoją ślubną, to jednak wina nigdy nie leży tylko po jednej stronie... Jest i w tym obrazku gorliwy katolik, wychowujący sobie żonę, hołdujący patriarchalnej wizji związku, nie uznający seksu przed ślubem - to tacy jeszcze istnieją?

Nieco infantylny styl, w jakim książka jest napisana (celowo infantylny, oddający myśli bohaterek, z których jedna jest ciągle na prochach, a druga mentalnie przypomina dziecko), dziwny duet, na jaki składają się Wanda i Marianna oraz staroświecki sposób potraktowania kryminalnej sprawy - mała mieścina, trzech policjantów na krzyż i domorośli detektywi - kojarzył mi się z powieściami Agathy Christie. Intryga kryminalna przytrafia się i wciąga bohaterki w swój wir, bo dotyczy bezpośrednio jednej z nich. Trochę to jednak kuleje - śledztwo jest z boku wydarzeń, a rozwiązanie po prostu znajduje się "samo".

Trochę trudno zrozumieć mi zachwyt blogosfery nad Kurortem amnezja. Powieść jest poprawna, lecz nie opowiada niczego odkrywczego, ani w odkrywczy sposób. Nie wyróżnia się na tle innych tego typu lektur. To zresztą kolejna powieść psychologiczna z etykietką kryminału/thrillera. Tego typu "manipulowanie" czytelnikiem nie jest dobre, ponieważ otrzymuje on książkę o zupełnie innym ciężarze gatunkowym, niż się spodziewał. Zakończenie sugeruje, że może autorka nosi się z zamiarem napisania kontynuacji losów Marianny Żuczek?  

Metryczka:
Gatunek: powieść psychologiczno-kryminalna
Główny bohater: Wanda Bazydło i Marianna Żuczek
Miejsce akcji: Polska
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 424
Moja ocena: 4/6

Anna Fryczkowska, Kurort amnezja, Wyd. Prószyński i s-ka, 2014 

Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska oraz Okładkowe love

Komentarze

  1. Czytalam poprzednią powiesc tej autorki- "Kobieta bez twarzy", która równiez pod pretekstem kryminalu krytykuje polską rzeczywistosc malomiasteczkową. Nie podobala mi się ta ksiązka, zbyt wiele w niej przesady i wątków grubą nicią pisanych. Po Twojej recenzji "Kurortu" raczej odpuszczę sobie jego lekturę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaskoczyłaś mnie, ale i tak mam ochotę na tę książkę. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Może przeczytam, ale szczególnie przekonana nie jestem, póki co mam ważniejsze dla mnie książki na liście :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później