Co tylko człek widzi, zabawką mu się mieni

Jest początek nowego roku, co do którego zapewne wszyscy życzą sobie, by był szczęśliwy. A na pewno nie gorszy od poprzedniego. Szara mgła otula wszystko, zalega nad domami i kanałami, wyciszając dźwięki miasta kupców. XVII wiek w Amsterdamie. Tu handluje się przyprawami, cukrem, jedwabiem, herbatą, winem i wszelkimi innymi dobrami. Republika kwitnie dzięki zamorskim koloniom. Młoda Petronella, żona zamożnego kupca nie jest jednak szczęśliwa. Przybyła do miasta z wielkimi nadziejami na udane małżeństwo, tymczasem wszystko, co otrzymała od swojego męża, to... ogromny domek dla lalek, replikę ich własnego domu. Warty fortunę, ale będący dla niej lekką obrazą. Przecież nie jest już dzieckiem. Mimo to, by zapomnieć o lekceważeniu okazywanym jej przez wiecznie nieobecnego małżonka oraz humorach jego siostry - Nella postanawia swój domek urządzić. Wkrótce otrzymuje pierwsze, zadziwiające precyzją wykonania miniaturki. Okazują się one jednak na tyle dobrze odzwierciedlać domową sytuację, że Nella zaczyna podejrzewać, że ktoś ich szpieguje. A może nawet więcej, niż szpieguje. Teraz zaś wszystko zmierza ku katastrofie...

Wznoszące się nad szlamowatymi wodami kamienice wyglądają niesamowicie. Zapatrzone we własne symetryczne odbicia na wodzie, są dostojne i piękne, jak klejnoty w koronie dumnego miasta. 

Rzadko zdarzało mi się czytać powieści historyczne z akcją umiejscowioną w XVII-wiecznej Holandii, więc uznałam, że pomysł na powieść miała Jessie Burton cudowny. I pisarce udało się odtworzyć atmosferę miasta oraz mrocznego wnętrza domu Brandtów, we wręcz namacalny sposób. Wnętrza, które znamy z obrazów wielkich holenderskich mistrzów. Mamy hol wykładany czarno-białymi kafelkami, przytulny gabinet pana domu, z ogniem trzaskającym w kominku, sypialnię Nell, całą w haftowanych poduszkach, kuchnię ozdobioną porcelaną z Delft, w której służąca przygotowuje smakowite, choć może mało wyszukane dania. Martwe natury na ścianach. W tym domu pachnie gałką muszkatołową, mapami i może odrobinę stęchlizną znad kanału. W dodatku Miniaturzystka to powieść typowo "zimowa" - jej akcja rozgrywa się bowiem na przestrzeni czterech miesięcy, od października, do stycznia, co znajduje odzwierciedlenie w opisach posępnej, wilgotnej pogody, ale także świętowania Bożego Narodzenia i Nowego Roku. A ja bardzo lubię czytać książki dziejące się w tym samym okresie czasu, w którym sama jestem, zatem Miniaturzystkę nieomal pochłonęłam, kuląc się w pościeli, w posępny noworoczny poranek i popołudnie.

Wszyscy, pełni nadziei, tkamy swój własny gobelin, nikt nas w tym nie wyręczy

Źródło
Amsterdam w całej swojej złotowiecznej świetności to miasto pragmatyków, handlarzy, gdzie wszystko wydaje się być na sprzedaż. Ale także miasto surowej protestanckiej moralności. Za którą oczywiście kryją się czyny niezbyt zgodne z przykazaniami Biblii, zamiatane pod dywan. Czy raczej wrzucane do amsterdamskich kanałów. Tak też dzieje się w domu, do którego wchodzi Nella, choć nie jest on typowym mieszczańskim domostwem: nie trwa długo, aż dziewczyna odkrywa jego mroczne sekret. Nieoczekiwanie eksplodują one, w krótkim czasie wywracając całe jej życie do góry nogami. Wydaje się nawet, że to ona przyniosła tej rodzinie pecha, ale to nie jest prawdą. Po prostu tak się stało. Nella zostaje zmuszona do dorośnięcia w przyspieszonym tempie oraz pozbycia się swoich naiwnych wyobrażeń. Spodziewała się spokojnej i dostatniej egzystencji, bycia żoną i matką, jak każda normalna kobieta, jednak okazało się, że przeznaczony jest jej inny los. Smutna to książka. Żal mi było tej dziewczyny, jak i innych bohaterów powieści: ich niespełnionych marzeń o miłości i wolności, zmarnowanego życia. I nawet nie chodziło tylko o kobiety, będące tradycyjnie pod całkowitą kuratelą mężów, ojców i braci - tu spętani są wszyscy, a przetrwanie wymaga dużej dozy hipokryzji. I choć bohaterka pociesza się: wszystko może się zmienić, ja mam wątpliwości. Czy naprawdę? Szara rzeczywistość to nie bajka.

te figurki to echa czy zapowiedzi - a może po prostu trafne domysły?

Podobał mi się nastrój Miniaturzystki, sposób w jaki autorka snuje swoją opowieść, stopniuje napięcie, powoli, niczym gobelin, rozwijając wątki. Treść powieści jest w pewien sposób uniwersalna - podobne perypetie mogłyby mieć miejsce i dziś. Tylko sama tytułowa miniaturzystka jakoś mnie nie przekonała. Warto tu wspomnieć, że miniaturowe domki były niegdyś bardzo drogim hobby, wartym rzeczywiście fortunę - na ich urządzenie wydawano czasem tyle, ile kosztowało wyposażenie prawdziwego domu. Autorce chyba jednak brakło pomysłu, jak poprowadzić ten wątek. Wprawdzie domek Petronelli Oortman z Rijksmuseum zainspirował Jessie Burton do napisania tej powieści, ale dla mnie nie było jasne czy i jaki wpływ ma miniaturzystka oraz jej wytwory, na powieściowe wydarzenia. Nella przypisuje jej moc sprawczą, ja jednak raczej odbierałam ją jako niemego świadka, nie wychodzącego na światło dzienne, stanowiącego nie wiele więcej, jak tylko ozdobnik. Szczególnie, że Nella nie daje się za bardzo wciągnąć w grę, nie zastępuje rzeczywistości wyimaginowanym światem lalek. A może miniaturzystka jest symbolem niezdrowej ciekawości, wtrącania się do nie swoich spraw?  Ten wątek stanowi słabość tej powieści.

Myślę, że czytelniczo 2015 rok rozpoczęłam godnie - Miniaturzystka to wspaniała powieść historyczna, którą bardzo polecam. 

Metryczka:
Gatunek: powieść historyczna
Główny bohater: Nella Brandt
Miejsce akcji: Amsterdam
Czas akcji: 1686/87 rok
Cytat: Kiedy poznajesz kogoś od podszewki, Nello... kiedy przejrzysz urocze gesty, uśmiechy... i ujrzysz ten żałosny strach, który kryje się w każdym z nas... wtedy pozostaje tylko wybaczać. Wszyscy rozpaczliwie tego potrzebujemy. 
Moja ocena: 5,5/6

Jessie Burton, Miniaturzystka, Wyd. Literackie, 2014

Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska (464 str.)

Komentarze

  1. Bardzo dobra powiesc. Z tych co pachną, choc w tym przypadku raczej nie ladnie... Myslę, ze postac miniaturzystki dobrze tlumaczy jej ojciec w rozmowie z Nellą- to po prostu kobieta obserwująca swiat dookola i wyciągająca wnioski. Gdyby byla męzczyzną, daleko by zaszla w tamtych czasach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również rozpoczęłam ten rok z "Miniaturzystką" i jestem z tego powodu bardzo zadowolona. Nie czytałam jeszcze książki historycznej, której akcja toczyłaby się w Holandii, a nie jestem zawiedziona stylem Jessie Burton. Jestem bardzo ciekawa kim okaże się tytułowa Miniaturzystka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja mam odmienne zdanie - mi się ta książka nie podobała i mnie rozczarowała.

    OdpowiedzUsuń
  4. O jakaś nowość. Zaciekawiłaś mnie swoją recenzją. Lecę dodawać ją do listy, które chce przeczytać :) . Może akurat niedługo będę miał okazję aby ją kupić. Póki co zapraszam do mnie bo zmian jakie nastąpiły nikt by się nie spodziewał! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. To zdecydowanie pozycja, która chcę nabyć do swojej biblioteczki.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Nella nie daje się za bardzo wciągnąć w grę" - Hm. Laleczki, a zwłaszcza te przepowiednie-nieprzepowiednie, wzbudzają w niej strach i wątpliwości. Ale chyba nie o taką grę chodzi, tylko o grę społeczną? Przynajmniej ja to tak odebrałam. I tutaj już Nella zdecydowanie bierze w niej udział (np. chce wypełnić schemat żona-matka), początkowo nawet nie mając świadomości istnienia zasad.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później