Moje horyzonty znowu się poszerzyły. Bill Masters i Virginia Johnson byli parą amerykańskich naukowców, pionierami seksuologii. Po raz pierwszy w dziejach podjęli się oni przeprowadzenia kompleksowych i empirycznych badań nad naturą seksu. Było to w latach 50-tych XX wieku. Przedtem nie istniały żadne wiarygodne źródła na ten temat (poza badaniami Kinsey'a, lecz te zostały przeprowadzone za pomocą wywiadów i jako takie były traktowane raczej jako badania socjologiczne, a nie medyczne), a jedna z najważniejszych sfer naszego życia pozostawała tabu.  Nigdy dotąd nie słyszałam o Masters i Johnson. 

Pomyśleć, że całe stulecia seks był czymś brudnym, grzesznym, niewłaściwym i właściwie zakazanym, a przede wszystkim pozostawał domeną mężczyzn. W początkach XX wieku tematem zainteresował się m.in. Zygmunt Freud, formułując swoje psychoanalityczne koncepcje, które w dalszym ciągu deprecjonowały kobiecą seksualność, a były tak naprawdę wyssane z palca - czego dowiedli Masters i Johnson.  To Masters, jako lekarz, ginekolog i położnik, był pomysłodawcą i motorem całego przedsięwzięcia. Postanowił chłodnym okiem przeprowadzić obserwacje żywych ludzi, zmierzyć ich reakcje aparaturą medyczną i w ten sposób zdobyć wiedzę o tym, co dzieje się z ludźmi podczas stosunku. Głównie jednak chodziło o reakcje kobiet, bowiem to one stanowiły zagadkę, wobec faktu, że wszystko co do tamtej pory było wiadomo o seksie (czyli bardzo niewiele) były to teorie wysuwane przez mężczyzn i z męskiej perspektywy. Poważnemu panu w fartuchu lekarskim, z nieodłączną muszką, było może łatwiej, lecz by jego badania były bardziej wiarygodne, potrzebna mu była kobieta - i tu wkracza na scenę Victoria Johnson. Początkowo jako niewykształcona asystentka, stopniowo awansuje do roli równorzędnej partnerki Mastersa, także w biznesie, który udało im się razem stworzyć. Wyniki badań opublikowane w książce Współżycie seksualne człowieka stanowiły przełom w postrzeganiu naszej seksualności, przełamały bariery, obaliły mity, funkcjonujące chyba jeszcze od czasów starożytności. A także były jednym z impulsów do rewolucji seksualnej, a nawet równouprawnienia kobiet. Mimo, że Masters wcale nie był feministą, był jednak obiektywnym naukowcem i jako taki, musiał przyznać wyższość kobiecej seksualności nad męską.

Myślę sobie, że ani Bill Masters, a już szczególnie Virginia Johnson nie byli osobami o konwencjonalnych życiorysach i poglądach na życie, co jasno wynika z ich biografii. Urodzili się przecież i dorastali w czasach, gdy o seksie się nie mówiło, gdy nawet ginekolodzy interesowali się głównie ciążą i porodem, ale nie tym, jak doszło do poczęcia. Kobiety wychowywane były na posłuszne żony i matki, a nie na niezależne jednostki, prowadzące aktywne życie seksualne, jak Johnson! Decyzja natomiast, by podjąć się prac nad tym wielce kontrowersyjnym tematem była bardzo ryzykowna, wręcz szalona, a szanowanemu lekarzowi - jakim był wówczas Masters - mogła zrujnować karierę i życie. Zwłaszcza w kraju tak pruderyjnym, jak Ameryka. Szczerze mówiąc, sama miałam bardzo mieszane uczucia, czytając o owych  eksperymentach, zastanawiając się, kto o zdrowych zmysłach mógł godzić się na udział w czymś takim oraz jakie tak naprawdę pobudki kierowały Mastersem. Trąciło mi to niezłą perwersją, ale oczywiście wszystko odbywało się pod sztandarami "dobra nauki". Czy wyszło to tej nauce na dobre? Niewątpliwie otworzyło to nam oczy, a wielu ludziom Masters i Johnson pomogli - swoją wiedzę wykorzystali oni do stworzenia autorskich metod terapii, pomagających ludziom w leczeniu dysfunkcji seksualnych. Jednocześnie duet Masters i Johnson otworzył puszkę Pandory. Z jednej strony wiedza i postęp są potrzebne, ale problem z tym, że w ludzkich rękach zawsze wcześniej czy później zostaną one wykorzystane w niewłaściwy sposób i takie mam czasem wątpliwości, obserwując dokąd zaprowadziła nas rewolucja seksualna. Nie jestem jej bezkrytyczną wielbicielką. Nie jestem też zwolenniczką całkowitego oddzielania seksu od uczuć i traktowania seksu w czysto mechaniczny sposób, jak to propagowali Masters i Johnson. Masters zainteresowany był głównie medycznymi, fizjologicznymi aspektami seksu, jego mechaniką (i w takim też tonie napisana była pierwsza książka badaczy), nie zajmował się stroną psychologiczną tego, co zachodzi między dwojgiem ludzi. I nie czarujmy się - zdołał tylko opisać reakcje, ale nie odkryć DLACZEGO to się dzieje. Tak odpowiedziała Virginia, zapytana przez Larry'ego Kinga, czy udało im się odkryć, czym jest miłość:
- Nie. Ludzie mówią o chemii. Mówią o znajdowaniu w drugiej osobie rzeczy, które lubisz i które sprawiają, że jest ci dobrze. Ale nie, nie sądzę, żeby istniała dobra naukowa definicja miłości. Miłość jest tym wszystkim, czym ludzie uważają, że jest.
Chciałabym usłyszeć, co o odkryciach Mastersa i Johnson sądzą dzisiejsi (polscy) seksuologowie. Jestem też ciekawa, czy w owym czasie były też inne badania, przeprowadzane w Europie.

Podobnie jak temat badań może intrygować skomplikowana relacja między duetem naukowców. Maier nie tylko przytacza suche fakty, ale także próbuje analizować osobowość i motywacje głównych bohaterów. Sęk w tym, że - jak zaznaczył na samym początku autor - Masters był niebywale zagadkowym, zamkniętym w sobie człowiekiem. Virginia chyba nie, lecz Maier podszedł do niej chyba z równym dystansem, co do Mastersa, przez co pozostała ona dla mnie w zasadzie zamkniętą księgą. Nie potrafiłabym odpowiedzieć na pytanie, co skłoniło ją do wejścia w taką, a nie inną relację z Mastersem i dlaczego pokierowała ona swoim życiem tak, a nie inaczej. Tym niemniej Masters of sex stanowi prawie wyczerpującą oraz bardzo przystępnie napisaną biografię. Jest fascynująca nie tyle dlatego, że tyczy się seksu (ale przecież to nie żaden erotyk, tylko dokument), lecz przede wszystkim dlatego, że opowiada o nietuzinkowych ludziach, którzy odważyli się przełamywać tabu oraz również we własnym życiu przekraczać granice konserwatywnej moralności. To historia podporządkowania się, poszukiwania własnego miejsca w życiu, niezależności, oddania pracy. Zwłaszcza losy Virginii są dla mnie symptomatyczne. Smutne jest zakończenie historii dwojga badaczy, którzy stali się w Ameryce celebrytami i symbolami seksu, ale ich kolejne książki, m.in. o homoseksualizmie oraz o AIDS, nie miały już nic wspólnego z nauką. Masters of sex sporo mówi również o tym kawałku historii, jakim był XX wiek. Kto wie, gdzie bylibyśmy dziś w sferze obyczajowości, gdyby nie bohaterowie tej książki, choć w naszych rozerotyzowanych czasach, w których nic, co związane z seksem nie jest już chyba tajemnicą (poza uczuciami oczywiście), w których pleni się pornografia, o seksie pisze się już w pisemkach dla dzieci, a wybujałe życie erotyczne stało się obowiązkiem - chyba posunęliśmy się za daleko. Nie wiem, czy odarcie seksu z tajemnicy było tak do końca pozytywne..

Metryczka:
Gatunek: biografia
Główny bohater: Bill Masters i Virginia Johnson
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone
Czas akcji: XX wiek
Moja ocena: 5/6

Thomas Maier, Masters of sex, Wyd. Czwarta strona, 2014 

Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska (438 str.) oraz Grunt to okładka

Komentarze

  1. Dobra biografia, pięknie wydana. Po lekturze obejrzałam nawet pierwszy sezon serialu i też było nieźle :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, Twoja entuzjastyczna recenzja zachęciła mnie do zapoznania się z tą książką :)

      Usuń
  2. Oj kusi mnie ta książka bardzo!
    Serial widziałaś? Całkiem ciekawy, ale bazujący bardziej na relacjach między bohaterami (pewnie zmyślonymi), niż na badaniach, choć cała amerykańska otoczka, konwenanse i tło epoki wygląda fajnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie widziałam serialu, ja raczej nie jestem na bieżąco z serialami. W książce jest również całkiem sporo o relacjach bohaterów, tak że nie wiem, czy są one w serialu zmyślone (dywaguję oczywiście, bo nie widziałam ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później