Wróciłam, aczkolwiek bardzo niechętnie. Na urlopie postanowiłam zmierzyć się z nowym Kingiem, który podobno jest horrorem w najlepszym wydaniu tego autora. Przebudzenie ma charakter fikcyjnej autobiografii muzyka Jamiego Mortona. Jego życie naznaczone zostało wpływem pastora Charlesa Jacobsa, który pojawił się w rodzinnym miasteczku Jamiego, kiedy ten ostatni miał zaledwie 6 lat. Młody pastor był uwielbiany wśród lokalnej społeczności, lecz niestety w jego życiu nastąpiło coś, co zachwiało jego wiarą, wskutek czego został zwolniony ze swojego stanowiska. Jamie nie widział go długie lata, póki jego ścieżki znów nie skrzyżowały się z Jacobsem, gdy był już dorosły i tkwił w szponach nałogu narkotykowego. Jacobs zamienił się w wędrownego kuglarza i "cudotwórcę", uzdrowiciela mocą elektryczności. Od ponownego spotkania obaj bohaterowie są niejako "połączeni" ze sobą mroczną tajemnicą. Śledzimy ich życie aż do starości, a pisarz ponownie (jak w wielu poprzednich powieściach) eksploatuje tu wątek prowincjonalnej Ameryki.

Książkę zabrałam na wyjazd do Austrii, myśląc sobie, że może w hotelu, wśród przyjaciół i w pięknych okolicznościach przyrody, będę się mniej bać przy jej czytaniu. Efekt był taki, że Przebudzenie nie zrobiło na mnie spodziewanego wrażenia, nie przestraszyło, a wręcz lekko mnie znudziło. Przez wiele stron powieść ma charakter po prostu powieści obyczajowej, w której autor opowiada o życiu głównego bohatera, o jego dorastaniu, pierwszej miłości, fascynacji muzyką i scenicznej karierze. W drugiej połowie do Przebudzenia zaczynają delikatnie wkradać się nadnaturalne wątki, lecz ciągle nie dzieje się nic specjalnie niezwykłego, ani przerażającego. Nie ma napięcia, mimo że wątkiem przewodnim najnowszej powieści Stephena Kinga jest... elektryczność - wynalazek, którym zafascynowany jest pastor, któremu przypisuje cudowne właściwości i który pozostaje jego obsesją przez całe życie. Za jego pomocą zdaje się nieść ludziom pomoc, lecz wkrótce okazuje się, że ma to również swoją mroczną stronę, swoją straszliwą cenę. Przywodzi to na myśl klasyczne wątki, np. doktora Frankensteina. W miarę czytania atmosfera gęstnieje, a książka zmierza do finału, w którym autor zmaga się z pytaniem, dręczącym wszystkich, zwłaszcza, gdy zbliżają się do końca swojego życia: co jest po drugiej stronie? Wszystko to trwa jednak za długo, moim zdaniem - na tyle, że zdążyłam się znudzić lekturą. Wyczekiwana kulminacyjna scena zaś wydała mi się mocno naciągana, zbyt fantastyczna, jakaś taka...komiksowa, a nawet - powiedziałabym - karykaturalna - bym mogła na serio się przestraszyć wizji, jaką snuje King. A może King po prostu poruszył mnie, tylko że w inny sposób, niż oczekiwałam. Powieść niepokoi na najbardziej podstawowym, egzystencjalnym poziomie. Obrazy starzenia się, choroby, zamieniającej kwitnące ciało we wrak... A przecież mózg się nie starzeje. Tego faktycznie panicznie się boję. Zwłaszcza w dzisiejszym świecie, który dla starości nie ma żadnego poważania. Zapewne King dał w tej książce również wyraz swoim lękom - wszak jedynymi potworami, z którymi zmagają się tu bohaterowie, to ich własne obsesje i obawy oraz nieuchronnie zbliżającą się śmiercią. Poruszana jest kwestia utraty wiary w Boga i radzenia sobie z życiowymi traumami. Główni bohaterowie zdają się krążyć wokół pytania: po co to wszystko, po co to całe cierpienie... King nie daje na to odpowiedzi. Przebudzenie jest dojrzałą lekturą, ale ma przygnębiający wydźwięk, nie dając żadnego pocieszenia, ani nie motywując do przemodelowywania własnej egzystencji.

Czytanie to była ostatnia rzecz, która mi przychodziła do głowy ostatnimi dniami - zupełnie co innego zaprzątało moje myśli. Może dobrze, że nie było sprzyjających okoliczności by wczuwać się w tę książkę. Życie potrafi wystarczająco dać się we znaki i bez ponurych lektur. Z zabawniejszych stron Przebudzenia - wryło mi się w pamięć zdanie o tym, jakoby brązowe oczy były "pospolite"- w porównaniu do niebieskich, czy zielonych. No protestuję! A zresztą nieważny kolor, ważne, jak ktoś patrzy. A tu mała pocztówka z Austrii.

Metryczka:
Gatunek: powieść obyczajowa/horror 
Główny bohater: Jamie Morton
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone
Czas akcji: lata 60-te XX wieku - współcześnie
Cytat: lękliwi ludzie żyją we własnym piekle. Można rzec, że sami je sobie tworzą…
Moja ocena: 4/6

Stephen King, Przebudzenie, Wyd. Prószyński i S-ka, 2014

Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska (536 str.)

Komentarze

  1. Śliczna pocztówka, proszę o więcej :) A co do Kinga, to nie rozumiem jego fenomenu, bo mnie jego powieści nudzą :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie tam nic nie nudziło ani chwilkę, a i zakończenie zrobiło na mnie duże wrażenie. Więc jak zawsze - kwestia osobnicza :>

    OdpowiedzUsuń
  3. Nudy doznałam i ja, w trakcie. Do 400 strony miałam dość. Ale... zakończenie mnie spiorunowało ;) Może dlatego, że po takim wynudzeniu, wreszcie czymś zaskoczył? Poza tym skojarzenia z Lovecraftem... to mnie przekonało. Nie mogłam spać ;) Zakończenie straszy na swój sposób (pobudza wyobraźnię).

    OdpowiedzUsuń
  4. Fakt, horror to nie jest. Jeśli już coś odczuwałem, to niepokój, ten towarzyszył mi często, ale o grozie nie było mowy. Książka mimo wszystko jest dobra, najlepsza ze wszystkiego, co King napisał po Dallas'63. Wczraj sam co nieco naskrobałem o Prrzebudzeniu - gdyby coś, to zapraszam :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Twoja pocztówka znacznie bardziej mi się podoba niż okładka "Przebudzenia". W takim klimacie też bym się nie interesowała Kingiem, ani też żadnym innym pisarzem :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O elektryczności bez napięcia. Brzmi ciekawie. :P

    OdpowiedzUsuń
  7. A może King nie tyle straszy co wstrząsa? albo elektryzuje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to pewnie byłoby odpowiedniejsze określenie, jeśli chodzi o tę książkę

      Usuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później