Oblubienica z Azincourt

Jej piękno rozpętało wojnę. Jej odwaga podbiła serce króla 

To oczywiście bzdura. Katarzyna Walezyjska nie była żadną Heleną Trojańską, a wojna angielsko-francuska, jaka toczyła się w wieku XIV i XV nie miała z nią nic wspólnego, ani też z urodą jakiejkolwiek innej kobiety. Była to walka czysto polityczna o władzę i terytoria - jak wszystkie. Nic nie wiadomo również o tym, by księżniczka wykazała się jakąś szczególną odwagą - jej małżeństwo z angielskim królem było czysto politycznym kontraktem. Co więcej, Henryk V nie był małżonkiem jakoś szczególnie rozkochanym - choć Katarzyna faktycznie była młoda i ładna, król wolał spędzać czas na polach bitew, niż w łożnicy. Dlatego też francuska oblubienica szybko owdowiała. Zanim jednak do tego doszło dowiemy się, jak wyglądało dzieciństwo Katarzyny i jej młodość. Córka szalonego króla Karola VI nie była wcale rozpieszczana - wręcz przeciwnie. Ona i jej liczne rodzeństwo wyrastali z dala od swoich rodziców, których praktycznie nie widywali i którzy na dobrą sprawę zapominali o istnieniu swojego potomstwa. Do tego stopnia, że dzieci chodziły brudne, obszarpane i głodne. Król był niespełna rozumu, więc władzę nominalnie sprawowała jego małżonka, Izabela, a ta była zajęta głównie utrzymywaniem się na stołku i własnymi miłostkami. Królewskie dzieci stanowiły jednak istotny zasób - za ich sprawą można było zawierać cenne sojusze. Dlatego też rodzeństwo zostało stopniowo porozsyłane na różne dwory, by przygotować dla niego odpowiednie małżeństwa. Czasy były naprawdę niespokojne; nie dosyć, że Francja musiała znosić co chwilę angielskie zakusy, to jeszcze wstrząsana była nieustannymi walkami pomiędzy skonfliktowanymi ze sobą Walezjuszami. Na dodatek był jeszcze książę Burgundii - państwa wtedy niezależnego od Francji - wydający się wrogiem znacznie gorszym od króla angielskiego. Katarzyna była jednym z najmłodszych dzieci monarszej pary, wcale nie najważniejszym, lecz - jak się okazało przeznaczenie ukuło dla niej ważny los. Jej ręka została oddana władcy angielskiemu, wraz z prawem do francuskiego tronu.

O Katarzynie Walezyjskiej czytałam już, całkiem niedawno - zaledwie kilka miesięcy temu - w Zakazanej królowej. Dlaczego więc zdecydowałam się na ponowne spotkanie z tą bohaterką? Sama nie wiem. Tym bardziej, iż krótka wzmiance o autorce nie wróżyła niczego dobrego: autorka komedii romantycznych i powieści dla młodzieży. Zainspirowana sztukami Szekspira, zainteresowała się tematem "dziewczęta w sypialni", czego owocem są powieści historyczne. Dziewczęta w sypialni?? Sami przyznacie, że nie brzmi to zbyt poważnie. Zaciekawiło mnie jednak to, czemu w tak krótkim czasie pojawiają się na polskim rynku dwie książki o tej samej postaci historycznej i chciałam je skonfrontować ze sobą. Pewnie zaważyła też renoma wydawnictwa, które nie pozwala sobie raczej na wydawanie kiepskich powieścideł. Dziwiłam się tylko, dlaczego Literackie, wydaje książkę w tak paskudnej okładce - kobieta na niej spogląda wzrokiem tak rozpaczliwym, jakby połknęła żabę - to zdjęcie jest po prostu fatalne. No ale ad meritum.

Podczas gdy Anne O'Brien w Zakazanej królowej pisze przede wszystkim o tym okresie życia Katarzyny, gdy ta znalazła się już w Anglii, Joanna Hickson w Oblubienicy z Azincourt koncentruje się na wcześniejszych latach życia tej bohaterki. W szczegółach opisuje życie na francuskim dworze, jej trudne relacje z rodzicami i rodzeństwem na tle skomplikowanej sytuacji politycznej we Francji. Kwestia jak doszło do tego, że Katarzyna poślubiła Henryka V została w Zakazanej królowej potraktowana dosyć zdawkowo, natomiast w Oblubienicy jest jednym z wiodących wątków. Okazuje się, że pertraktacje w sprawie królewskiego ślubu trwały dobrych kilka lat. Długoletnia wojna z Anglią, wojna domowa, monarchowie oderwani od rzeczywistości, sojusze zmieniające się jak w kalejdoskopie oraz nieustanne podszczypywanie przez Burgundczyków, tylko osłabiały Francję. Ostatecznie kraj został upokorzony w bitwie pod Azincourt, ale nawet to nie skłoniło Francuzów do zawarcia pokoju z Henrykiem V. Jednym z elementów tego pokoju było właśnie oddanie Henrykowi za żonę francuskiej księżniczki. Jednego dnia francuscy władcy popierali ten mariaż, drugiego go odrzucali. Katarzyna oczywiście nie miała w tej sprawie nic do powiedzenia, była jedynie pionkiem w grze. W czasie, kiedy trwały te przedłużające się negocjacje, księżniczka była nękana przez podstępnego władcę Burgundii, Jana bez Trwogi. Joanna Hickson ukazuje ją jako młodą, pełną wdzięku i godności damę, nad wiek dojrzałą, odważnie stawiającą czoło niezbyt przyjaznym czasom, w których przyszło jej żyć - i może na tym polega jej odwaga (wątpię jednak, by to zauroczyło jakiegokolwiek mężczyznę, jako że w tamtych czasach u kobiet ceniona była uległość). Katarzyna nie jest taka jak inni książęta i arystokraci, czyli wyniosła, oziębła, egoistyczna, rozkapryszona i traktująca z pogardą osoby niższego stanu. Jest ostoją ciepła i rozsądku pośród całej zgrai arystokratów zepsutych do szpiku kości. Nie jest też taka, jak bohaterka powieści O'Brien - zagubiona i nieśmiała. Widać zatem, że historia przegrywa tu z fikcją literacką - kobiece postaci historyczne, na temat których brak wiarygodnych mogą być dowolnie kształtowane przez literaturę.

Portret księżniczki jest trochę zbyt idealny, lecz generalnie moje obawy co do Oblubienicy z Azincourt, mimo kiepskiego opisu i fatalnej okładki, okazały się bezpodstawne. Powieść ta nie ma nic wspólnego z romansidłem, jest to solidna powieść historyczna, napisana w starym (ale absolutnie nie staromodnym) dobrym stylu. Żadnego wydziwiania, równoległych wątków, czy grzebania się w psychice postaci, o której nic nie wiemy. Jeden narrator - a raczej narratorka, którą jest wierna służka Katarzyny. Autorka stawia na akcję, co nie znaczy, że zaniedbuje charakterystykę postaci, czy tło społeczno-obyczajowe. Jest w tym zachowana równowaga, wszystkiego jest tu akurat tyle, ile potrzeba, by wyszło naturalnie i realistycznie. A książkę czyta się jednym tchem. W porównaniu z Zakazaną królową wypada zdecydowanie lepiej (mimo, że ta ostatnia jest również całkiem niezła), jest o wiele bardziej szczegółowa, ale tak naprawdę tego porównania będzie można dokonać dopiero przy drugiej części opowieści o Katarzynie - Oblubienicy Tudora. Dla Joanny Hickson życie tej postaci było na tyle ciekawe, że dostarczyło materiału na dwie powieści. Dobrze dla czytelników, trochę gorzej dla bohaterki tej powieści, bo owo "ciekawe" życie oznaczało dla niej ciągłe zmaganie się z przeciwnościami losu - najpierw w ojczyźnie, a potem w Anglii. Tam też wiele przeszła, zanim doświadczyła w końcu szczęścia i spokoju. Z niecierpliwością zatem wyczekuję wspomnianego drugiego tomu.

Metryczka:
Gatunek: powieść historyczna 
Główny bohater: Katarzyna de Valoi 
Miejsce akcji: Francja
Czas akcji: XV wiek
Moja ocena: 5/6

Joanna Hickson, Oblubienica z Azincourt, Wydawnictwo Literackie, 2014 

Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska (556 str.)

Komentarze

  1. Kto ma jako takie pojęcie o historii nie potrzebuje reklam, ale dziś nie sprzedasz książki jeśli nie ma krzykliwego opisu. Ostatnio przeglądałam tytuły wydane na początku lat dziewięćdziesiątych i z tyłu na okładce albo nie było nic, albo fragment książki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślisz, że połknęła żabę? A może jest zdziwiona zaślubinami z Henrykiem?
    Nie jest mi znany ten wycinek historii,a tym bardziej perypetie kobiet, dlatego z chęcią sięgnę po "Oblubienicę..."

    OdpowiedzUsuń
  3. Może wyję na dziwną, ale mi się podoba ta okładka ;) Po książki historyczne sięgam stanowczo zbyt rzadko (a lubię je przecież), więc dopisuję "Oblubienicą..." do listy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubię poznawać nowe powieści historyczne zatem rozejrzę się za nią.

    OdpowiedzUsuń
  5. Też czytałam "Zakazaną królową", a "Oblubienicę" mam na półce, więc niedługo będę czytać. Cieszę się, że pisarka zachowała równowagę w fabule.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pani na okładce istotnie minę ma nietęgą, ale mnie podoba się stylistyka okładki: ornamenty i krój czcionki (zdaje się, że tak jak w angielskim wydaniu).
    Ciebie do lektury zachęciła "Zakazana królowa", a mnie "Pieśń łuków. Azincourt". Chyba spodziewałam się czegoś innego, ale to, co dostałam, jest bardzo bardzo dobre. I też czekam na drugi tom!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później