Jej wszystkie życia

Jest zimowa noc w początkach XX wieku. Gdzieś na angielskiej prowincji, w zamożnym domu państwa Toddów, Fox Corner, rodzi się dziecko. Dziewczyna, ledwo przeżywszy poród, dostaje na imię Ursula. Jest kolejnym (i nie ostatnim) dzieckiem Hugh i Sylvie, bohaterką, której będą dane dosyć specyficzne losy. Kate Atkinson każe jej umierać i odradzać się raz po raz. Schwytana w niekończący się cykl. Kolejne śmierci następują jeszcze w dzieciństwie. Kilkakrotnie, jak w zacinającym się gramofonie wszystko urywa się w tym samym momencie, by zacząć się jeszcze raz, od nowa. Na Ursulę czyha mnóstwo pułapek i kilka chwil, które okażą się dla niej przełomowe i będą determinować jej dalsze życie. Czy w kolejnych wersjach jej istnienia uda jej się je ominąć i podjąć właściwe decyzje? 

Jakiś czas temu czytałam powieść Kena Grimwooda, Powtórka, której autor wpadł na ponowny pomysł "reinkarnacji" swojego bohatera. Właściwie termin reinkarnacja, choć pada u Atkinson nie jest tutaj zbyt poprawnie użyty, gdyż oznacza on odradzanie się w kontinuum czasowym, nie zaś wracanie ciągle do tego samego ciała i tych samych czasów, jak w Dniu Świstaka. Jeśli czytaliście recenzję Powtórki, zapewne pamiętacie, że narzekałam w niej trochę, że autor podszedł do swojego pomysłu zbyt mechanicznie i bohater powieści postępuje zbyt bezrefleksyjnie. Cóż, jeśli taki zarzut miałam w stosunku do Powtórki, to jest on dwa razy bardziej zasadny w odniesieniu do Jej wszystkich żyć. Ursula mianowicie nie jest świadoma procesu, jaki zachodzi, tego, że wielokrotnie wraca do dnia swoich narodzin - trudno więc, by się nad tym zastanawiała. Wprawdzie Ursula miewa jakieś przebłyski świadomości, jakieś deja vu, lecz są one na tyle blade i nieświadome, że niczego to nie zmienia. Nie stawia sobie wcale tych pytań, które można przeczytać w opisie powieści, a które ja stawiałam sobie czytając Powtórkę. Jej wszystkie życia sprawiły na mnie więc raczej wrażenie puzzli, w których autorka daje czytelnikowi możliwość poskładania sobie życia Ursuli z różnych możliwości. Wygląda to jak w grze planszowej: to, co wyjdzie zależy od tego, jak rzuci się kostką. Bohaterka może mieć dziecko w młodości, albo nie, może wyjść za mąż, albo pozostać do końca swoich dni samotna, mieć romans z tamtym lub owym, może spędzić wojnę (II wojnę światową) w Londynie, bądź w Niemczech - jak kto woli. Tych możliwości Atkinson wykreowała dosyć wiele, ale w żadnej z nich nie widać, by Ursula świadomie kierowała swoim losem. Tak czy siak nie udało jej się na pewno uniknąć konieczności dziejowej. No chyba, że udałoby się spowodować, by Hitler zniknął - o tym, co by było gdyby przyszły niemiecki dyktator wybrał inną ścieżkę życiową, też niedawno czytałam... W każdym razie Jej wszystkie życia odebrałam bardziej jako powieść historyczno-obyczajową, poświęconą w dużej mierze czasom drugiej wojny światowej, niż powieść dotyczącą wyborów egzystencjalnych, jak to miała chyba w zamyśle jej autorka. W obszernych opisach bombardowań Londynu odzwierciedla się ponownie bezsens tylu śmierci oraz ulotność chwili. Zarazem straszne wojenne obrazy mieszają się z rodzajowymi scenkami rodzinnymi, kiedy to bohaterowie, bezpieczni na prowincji popijają herbatę, urządzają pikniki i chodzą na spacery, napawając się pięknem angielskiej przyrody, lub starają się zapomnieć o otaczającej ich rzeczywistości i chwytać dzień w Londynie. To celebracja życia i śmierci zarazem. Nie sposób oprzeć się myśli, że wojna w Wielkiej Brytanii była mimo wszystko o wiele łatwiejsza do zniesienia, niż na kontynencie. Powieść przesiąknięta jest przy tym typowo brytyjskim duchem: pewnego rodzaju dystansem i stoicyzmem, każącym bohaterom podchodzić do życia bez emocji. Przyznaję, że po pewnym czasie zaczęło mnie to denerwować, gdy dostrzegłam u Ursuli jakąś nieumiejętność zaangażowania się i pewną pretensjonalność: gdy wokół budynki walą się w gruzy, ona deklamuje wiersze. Jeśli chodzi o tę warstwę obyczajową oraz przedstawienie - typowo angielskiej - rodziny Ursuli, Jej wszystkie życia kojarzyły mi się z dawno czytaną powieścią Rachel Billington, Imperium kobiet.

Jej wszystkie życia czytało mi się gładko, to lektura bardzo przyjemna, autorka nie popada schematyzm, mimo że wielokrotnie opisuje te same wydarzenia. Udało jej się również dobrze oddać klimat czasów, w jakich rozgrywa się akcja powieści. Jako sprawnie napisana książka, saga rodzinna, Jej wszystkie życia jest jak najbardziej OK. Jednak książka nie spełniła moich oczekiwań, związanych z wątkiem ponownego życia - tu wydała mi się dosyć płytka. Pomysł Atkinson, przywodził mi na myśl grę komputerową, w której dysponujemy ilomaś "życiami". Lecz w zasadzie bohaterka nie ma możliwości poprawy swoich błędów, a na tym przecież zasadza się sens zastosowania kluczowego zabiegu powieści. Rozważania na ten temat zostały przyćmione przez obrazy rzeczywistości, w tym tej banalnej, jak rodzinne kłótnie czy opisy pracy Ursuli. Sama bohaterka pozostała dla mnie postacią nie tylko fatalną, ale i dosyć specyficzną oraz zagadkową. Chciałabym, by autorka bardziej skupiła się na nakreśleniu jej sylwetki, zamiast na opisywaniu wojny. Fragmenty o Blitzkriegu wydały mi się niestety przydługie i nużące. Poza tym mnogość retrospekcji spowodowała, że autorka w pewnym momencie chyba sama się pogubiła: dlaczego w 1945 roku Ursula dostaje list, w którym siostra informuje ją o tym, co zdarzyło się w 1940, a pociesza Ursulę mąż, który zginął w 1944?? Dlatego powieść mnie nie oczarowała. W dodatku ma ona dosyć ponury wydźwięk: można dostrzec, że w zasadzie żaden z wariantów życia Ursuli nie jest specjalnie szczęśliwy, a wszystko zawsze zmierza do tego samego, nieuniknionego końca, raz lepszego, raz gorszego. Czytelnik popada więc w zadumę nad sensem istnienia, a treść powieści może aktywować atawistyczne lęki przed własną śmiercią. Niestety nikomu z nas raczej nie będzie dana szansa (lub przekleństwo) ponownego przeżycia egzystencji we własnej skórze.

Metryczka:
Gatunek: powieść historyczna
Główny bohater: Ursula Todd
Miejsce akcji: Wielka Brytania
Czas akcji: I połowa XX wieku
Moja ocena: 4,5/6

Kate Atkinson, Jej wszystkie życia, Wyd. Czarna Owca, 2014

Książka bierze udział w wyzwaniu Okładkowe love oraz Czytam opasłe tomiska (568 str.)

Komentarze

  1. Mam w planach już od dawna tę powieść...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest na mojej liście i mam nadzieję ją przeczytać, chociaż twój tekst trochę różni się od tych, które do tej pory czytałam na jej temat. Niemniej jednak i tak mam ochotę spróbować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, o książce napisano już wiele, a większość recenzji była bardziej entuzjastycznych, niż moja. To dobra powieść, ale nie jakieś arcydzieło.

      Usuń
  3. Zabieg fabularny wydaje się być interesujący. Z chęcią zmierzyłabym się z tą powieścią.
    Troszkę ją ganisz, ale jest tez wiele plusów, może skupię się na pozytywnej stronie tej książki, mając na uwadze pewne niedociągnięcia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mimo pewnych niedociągnięć, o których piszesz, dałam się oczarować. Dobrze, że jest w powieści mnogość opcji, ponieważ znając swój pesymizm, to ta książka zakończyłaby się już na pierwszej stronie, a tak narzucono mi sporo możliwych zakończeń.

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja wciąż czekam, aż znajdę dla niej czas...

    OdpowiedzUsuń
  6. Rzeczywiście, Twoja opinia odbiega od większości, i tym bardziej zamierzam tę książkę przeczytać

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później