Maria i Magdalena - Przeczytaj to jeszcze raz (10)

Oczy twe ciche są jeszcze, oczy twe ciche są jeszcze,
kiedy mnie bierzesz w ramiona -
spokojnych gwiazd płyną deszcze, łagodnych gwiazd płyną deszcze
i śnieg na śniegu gdzieś kona...

W milczeniu zbladły nam twarze, w milczeniu zgasły nam twarze
i dusze bledną w miłości...
w błękitnym stoi oparze, w półsennym stoi oparze
różowe serce światłości...

Spoczywa na twoim łożu, zasypiam na twoim łożu
jak na dnie srebrzystych noszy,
stojących gdzieś na rozdrożu, wstrzymanych gdzieś na rozdrożu
w oczekiwaniu rozkoszy...


Kiedy miałam lat 15 zakochałam się w rodzinie Kossaków. Zaczytywałam się Magdaleną Samozwaniec, przerobiłam wszystkie wiersze Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Utwory tak piękne, że wzruszają nawet mnie, niezbyt wrażliwą na poezję. Tymczasem dziś przeciętnemu Polakowi z hasłem "polska poetka" kojarzy się tylko Wisława Szymborska... Przypomnijmy więc sobie: Maria i Magdalena były siostrami, córkami Wojciecha Kossaka, wnuczkami Juliusza. Starsza Maria została poetką, odziedziczyła również talent malarski, młodsza natomiast zrobiła karierę jako pisarka i satyryczka. Maria - zwana w rodzinie Lilką - była piękna, delikatna, eteryczna; żyła dla miłości; jak to poetka - bujała w obłokach. Madzia z kolei była pełna życia, wigoru i humoru. Siostry, mimo że tak różne, kochały się nieprzytomnie i właśnie o tym jest powieść Magdaleny Samozwaniec.

całuję Twoje ręce - Jan

Te dwie dziewczynki (a potem kobiety) wiodły życie niczym księżniczki z bajki. Wyrastały w artystycznej krakowskiej rodzinie, w której prym wiódł Wojciech Kossak, rozpieszczający swoje córeczki (Lilka i Madzia miały również brata, Jerzego, ale o nim jest w książce bardzo mało). Dzieciństwo miały beztroskie: bujały się w hamakach, czytały książki, latem zażerały się bobem, a na wiosnę sałatką z rzeżuchy. Do Kossakówki nie docierały polityczne niepokoje, za to przewijały się przez nią tabuny gości z artystycznego światka. W czasie pierwszej wojny światowej panienki były zajęte pierwszymi miłostkami, poszukiwaniem swojego ideału i łapaniem mężów. Obydwie oczywiście marzyły o księciu z bajki, lecz ich stosunek do miłości był tak różny, jak ich charaktery: sprawy sercowe Lilka brała zawsze poważnie, a nawet tragicznie - a Madzia lekko i z uśmiechem, przemieniając się raz w motylka, a raz w kwiatek. Mężowie jednak nie dostawali do ich wysokich standardów. Lilka miała trzech: o pierwszym, Bzowskim nikt już nie pamięta, bo pozbyła się nawet jego nazwiska, porzucając go dla drugiego, Jana Pawlikowskiego, górala z szanowanej zakopiańskiej rodziny; trzeci, Jasnorzewski - był lotnikiem. Pawlikowski - wielka miłość Lilki - był pięknym młodzieńcem, istnym górskim bóstwem. Skalny profil, oczy przeźroczyste, niebieskie, chłodne jak lodowiec (...). 
Jasiu, o miękkich ustach i mocnych skrzydłach, weź mnie na ręce, nieś do ostatniego pokoju, w którym tańczy wieczny płomyk w krwawym szkle. Zabij mękę mego szczęścia, mękę rozkoszy i spraw, byś mnie nieżywą stamtąd wyniósł...
Czytając to można zadumać się nad bezwzględnością, jaka kryje się w miłości. Nie baczy na to, że depcze czyjeś serce, a na koniec okazuje się, że ten wymarzony, to wspólne życie, to nudna "służba boża". Ognisty romans z Jaśkiem przenajmilszym, zakończył się dla Lilki rozczarowaniem, ale to właśnie on zainspirował poetkę do napisania serii wspaniałych erotyków. Madzia była mniej romantyczna, bardziej twardo stojąca na ziemi, ale mimo wszystko jej małżonek, również Jan, wywodzący się - dla odmiany z mieszczaństwa - nie pasował do niej. Dyplomata, chciał przerobić satyryczkę na poważną damę, żonę przy mężu. Nie przypadł również do gustu Kossakom.

szczęście daje mężczyźnie kobieta, ale zadowolenie - kobiety!

Ta wspomnieniowa powieść jest żywym świadectwem Młodej Polski - tej epoki równoległej do edwardiańskiej - i istną kopalnią wiedzy na jej temat. Samozwaniec pisze o metodach wychowawczych, uprawianiu ćwiczeń fizycznych: o kąpielach w morzu i o jeździe na nartach (narty nosiło się wówczas długie, a zamiast dwóch kijów wlokło się za lub przed sobą jeden wysoki kij. O spodniach narciarskich nie było jeszcze mowy, więc do nart ubierały panie długie do kostek spódnice, a pod spód wełniane reformy), modzie, o tym, co dla panienek odpowiednie. A dalej o balach, towarzystwie, jakie przewijało się w Kossakówce, podróżach, o tym, co zajmowało naonczas wyższe sfery: eleganckie społeczeństwo, do którego należało również dużo artystów i literatów, zajmowało się przeważnie takimi pogodnymi sprawami, jak: wyścigi konne, bale, a przede wszystkim maskarady. W początkach XX wieku nikomu nigdzie się nie spieszyło: w tej epoce ludzie mieli czas na tak zwaną nudę: 
Czytywało się moc książek, grało się w brydża. Ale dzień miał o wiele więcej godzin niż obecnie i było kilka takich, w których jedynie czekało się na lube telefony, na dzwonek u drzwi, na listonosza.
Bardzo ciekawe są wzmianki o literaturze - jak to jest, że tamtych czasach młodzież zaczytywała się i ekscytowała Sienkiewiczem (Żeromskim też), a dziś nie może przez niego przebrnąć?? Zapewne chodzi o różnice w obyczajowości i wyrażaniu różnych spraw, w tym tych erotycznych: pruderia Sienkiewicza dziś może tylko śmieszyć.

Najcudowniejszy jest jednak w Marii i Magdalenie rozdział o Zakopanym - mieście, które w czasach Młodej Polski było mekką artystycznej bohemy: poetów, pisarzy, malarzy, muzyków i wszelkiego rodzaju dziwaków: całe to bractwo artystyczne żyje sztuką, miłością i...alkoholem.
Po Zakopanem i po Krupówkach spacerowali brodaci panowie w pelerynach, między nimi Kasprowicz, Orkan, Tetmajer, Karłowicz (...) 

Cygańską atmosferę Zakopanego tworzyły niezwykłe typy. Oto sunie przez Krupówki (tak samo paskudne, jak i teraz) Staś Witkacy w wiśniowym płaszczu i wielkim kapeluszu sombrero.
Stamtąd pochodziła rodzina oryginałów Pawlikowskich, tam, na Kozińcu mieszkała Lilka, zanim od swojego drugiego męża uciekła.

miłość, moje dziecko, zwykle przychodzi po ślubie

Choć książka powstała dobrych kilkadziesiąt lat temu, to napisana jest tak, jakby autorka stworzyła ją dziś: współczesnym językiem, z zupełnie współczesnymi poglądami na wiele spraw. Obśmiewa ówczesny brak higieny, ciemnotę i zabobony, dulszczyznę oraz oczywiście nieświadomość w kwestiach seksualnych, tudzież uzależnienie kobiet od mężczyzn i parcie do zamążpójścia. To była epoka, w której to, co istotne i naturalne, gubiło się w jakichś przyjętych formach i przesądach; najważniejsze było, by córkę wydać za mąż, przy czym zgrabny tyłeczek liczył się o wiele mniej, niż mająteczek... w owych czasach osobiste zalety panien były tylko atrakcyjnym dodatkiem do posagu. Młode dziewczęta z wyższych sfer były uczone grania na instrumentach, haftowania, śpiewania, po czym, po wyjściu za mąż wszystkie te umiejętności szły w zapomnienie. 
 
Powieść skrzy się humorem i odznacza się dystansem autorki do siebie oraz swojej rodziny - nawet kiedy pisze ona o nieudanych małżeństwach. Samozwaniec nie pisze nawet o sobie w pierwszej osobie, co jednak w ogóle nie razi, a sprawia wrażenie, jakby ta Madzia z książki była kimś innym, niż autorka...  Zresztą Samozwaniec jest w tej książce postacią stojącą w cieniu swojej siostry. Z Marii i Magdaleny bije ogromna miłość autorki do najbliższych: do siostry, uwielbianego ojca oraz będącego zawsze na zawołanie Mamidła. Kossakówka była ostoją tego rodzinnego ciepła: Porzucało się piękne zagraniczne miasta, porzucało pięknych mężów dla tego "domostwa w słońcu". Układ Marii i Magdaleny jest nie całkiem chronologiczny, a bardziej tematyczny (zwłaszcza w pierwszej części książki) - w jednej chwili bohaterki są małymi dziewczynkami, a w następnej dorosłymi kobietami. 

Maria i Magdalena to książka absolutnie cudowna. Chce się ją czytać, czytać i czytać. Po tylu latach znowu wpadłam w zachwyt nad piórem Magdaleny Samozwaniec. Lekkością stylu, celnością jej obserwacji, giętkim językiem, niesamowitą plastycznością opisów, a przede wszystkim umiejętnością przekazania tej specyficznej aury, w której dorastały autorka i jej siostra. Beztroskich, a zarazem zakłamanych czasów, które bezpowrotnie przeminęły. Tak, jak zbyt szybko przeminęła uduchowiona Lilka, umierając na obczyźnie, z dala od swojej ukochanej rodziny. Co za okrutne zakończenie tak romantycznego żywota. 

Metryczka:
Gatunek: powieść biograficzna
Główny bohater: Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
Miejsce akcji: Polska/Europa
Czas akcji: I połowa XX wieku
Cytat: Nigdy nie wiadomo, kiedy się kogoś najbliższego widzi po raz ostatni.
Moja ocena: 6/6

Magdalena Samozwaniec, Maria i Magdalena, Wyd. Świat Książki, 2012

Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz Czytam opasłe tomiska (550 str.)

Komentarze

  1. To tez jedna z moich ukochanych ksiazek. Czytalam ja nie wiem, ile razy, a pierwsza lektura byla jak odkrycie innego swiata. Moje ulubione fragmenty to wystep goscinny Madzi na balu u Potockich Pod Baranami, oraz opis jej pobytu w ambasadzie RP w Bukareszcie ("Na dworze króla Swieczka" sie ten rozdzial nazywa, o ile dobrze pamietam). Niewiele sie polska dyplomacja zmienila od tamtej pory... Jest jeszcze "Zalotnica niebieska".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, Zalotnicę też znam i lubię, ale jednak MiM bardziej zapadła mi w pamięć

      Usuń
  2. Mam to samo wydanie! Zerka na mnie z półki od dłuższego czasu, ale nie mogę się zebrać za lekturę. Fajnych ciekawostek o siostrach dowiedziałam się z książki "Literaci w przedwojennej Polsce" :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja polecam, jako uzupełnienie "30 lat życia z Madzia" - wspomnienia Zygmunta, męza Samozwaniec. Wynika z nich, że Madzia była postacia nietuzinkowa, ale też samotna i nieszczęśliwa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałem bardzo dawno. Ostatnio zajrzałem do książki ponownie i zatrzymałem sie na stronie 24 gdyż wspomniany jest tam krewny z Australii. Sprawdziłem na miejscu kilka faktów i okazało się, ze pani Magdalena okropnie wszystko pokręciła. Czytaj tutaj: https://ewamaria2013texts.wordpress.com/2017/02/09/australia/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później