Kiedy byłam dzieckiem, miałam w swojej biblioteczce książkę, która opowiadała o dawnych dziejach Polski. Przede wszystkim o kobietach, które stały u boku naszych władców. Była tam i Dobrawa, i siostra Bolesława Chrobrego, Świętosława, i Regelinda - jego córka, była św. Kinga. To była taka historia w wersji dla dzieci - w dodatku historia ciut feministyczna, już w tamtych czasach. Chyba od tej książeczki datuje się moje zainteresowanie historią. Zostało mi tylko po niej mgliste wspomnienie okładki - po latach nie mogłam sobie, za żadne skarby przypomnieć jej tytułu (ani autora). I okazało się, że znalazłam ją, za sprawą Gry w kości, po tagu "Bolesław Chrobry". To Zrękowiny księżniczki Anny Lisowskiej-Niepokólczyckiej.

Gra w kości również opowiada o najdawniejszych dziejach naszego państwa, o jego początkach. Okolice roku milenijnego, Bolesław Chrobry próbuje kontynuować dzieło swojego ojca i scalić słowiańskie plemiona w jeden byt. Nie ma on nawet jeszcze nazwy - na Zachodzie nazywają go Sklawinią. Instrumentem wielce pomocnym w polityce i utrzymaniu władzy jest religia. Chrześcijaństwo jest na tych terenach ciągle świeże, ciągle żyją ludy wyznające wiarę w pogańskich bożków. Na misji do jednego z nich ginie biskup praski, Wojciech... Jego kult szybko staje się pretekstem do ustanowienia w Gnieźnie arcybiskupstwa. Polityka. Partneruje w niej Bolesławowi młody niemiecki cesarz Otto III. Cesarz wizjoner, który chce scalić pod swoim berłem kilka państw, wzorem Karola Wielkiego. Nie siłą, ale pod sztandarem wiary w Chrystusa. Już 1000 lat temu ktoś myślał o stworzeniu czegoś na kształt Unii Europejskiej! Otto to również cesarz, który ma władzę nawet nad papieżem. Rozdział między państwem, a Kościołem wtedy nie istniał, religia szła z polityką w dobrze dobranej parze, a królowie zostawali świętymi właśnie dlatego, że byli królami. Otto III i Bolesław dobrze się rozumieją, a szczątkami po świętych lub przyszłych świętych grają między sobą, jak w kości, by tylko wygrać jak największą władzę. Kulminacją ich relacji jest Zjazd Gnieźnieński w 1000 roku. Szkoda tylko, że Ottonowi nie udało się zrealizować ambitnych planów, ani dotrzymać obietnic złożonych Bolesławowi - bo wkrótce potem zmarł.

Elżbieta Cherezińska nakreśliła tło historyczne przełomu X i XI wieku, ukazała dwóch ważnych władców jako typowe dzieci swoich czasów. Jeden słabowity, o uduchowionej naturze, stara dusza w młodym ciele - to Otto. Drugi - wojownik, bezwzględny polityk i maczo - to Bolesław Chrobry. Trudno mi tę książkę zaliczyć do beletrystyki. Gra o kości bardziej przypomina mi lekko tylko zbeletryzowany podręcznik historii, w którym mowa jest jedynie o kolejnych sojuszach, wojnach, zdradach i zmianach na tronie. Niektóre ustępy sprawiają nawet wrażenie, jakby były skopiowane z jakiejś kroniki. Bohaterowie zajmują się polityką, polityką i jeszcze raz polityką. Otton swoim cesarstwem, łącznie z problemami w Rzymie, Bolesław oczywiście własnymi podbojami i zakusami na sąsiednie państwa. Jest to wyjątkowo nużące. I jak to w podręcznikach bywa - trudno się w tym wszystkim połapać. Poza wydarzeniami historycznymi w Grze w kości nie ma zaś żadnego zamysłu fabularnego, fikcja literacka ogranicza się chyba tylko do wymyślenia osobowości głównych protagonistów. Jedynie opis Zjazdu Gnieźnieńskiego, dzięki któremu spotykają się wątki Ottona i Bolesława, może aspirować do czegoś więcej. Razi, że postaci w powieści są zbyt uwspółcześnione, a główni bohaterowie przedstawieni są w bardzo stereotypowy sposób, na zasadzie przyciągających się przeciwieństw. Kompletnie brak punktu widzenia tzw. "zwykłego człowieka", przedstawienia obyczajowości tamtych czasów (poza religijnością naturalnie), codziennego życia. No, dokładnie tak, jak w podręcznikach - one też nie zajmują się problemami "szarych ludzi".

Książka została zainspirowana przez prof. Przemysława Urbańczyka, historyka i badacza kultury średniowiecznej. W posłowiu pisze on o swoim sceptycyzmie, aby ubierać historię w fabułę, a dodatku nie omieszkuje wspomnieć o swoich obawach, związanych z tym, że o tych czasach ma pisać kobieta: Skrzyżowanie literatury "męskiej" i "kobiecej" groziło powstaniem dania mało strawnego. Trąci mi to trochę uprzedzeniami i konserwą, wedle której na kartach historii nie ma miejsca dla kobiet. Liczna literatura historyczna pisana współcześnie, dowodzi, że jest inaczej, jednak sęk w tym, że Gra w kości nie ma nic wspólnego z literaturą pogardliwie nazywaną kobiecą. Bohaterami tej powieści są wyłącznie mężczyźni, a kobiety są dla nich jedynie przedmiotami, które się "bierze" do łóżka. Nawet małżonki są traktowane nie lepiej od niewolnic. W najlepszym razie kobieta może być pionkiem w politycznej grze, jak siostra Chrobrego. Zatem kobiet w Grze w kości tu nie ma, i nie dostrzegam w tej książce niczego, co mogłoby spowodować, że zostałaby ona nazwana "kobiecą".  Pomijam już to, że fabuły w Grze w kości trzeba ze świecą szukać.

Naprawdę trudno się emocjonować politycznymi gierkami sprzed 1000 lat, kiedy są one przedstawione w taki sposób, jak w Grze w kości. Zupełnie nie tego się spodziewałam po książce napisanej przez Elżbietę Cherezińską, którą bardzo przecież cenię za kilka doskonałych powieści - być może dlatego, że Gra w kości jest jedną z jej pierwszych (i chyba najgorszą). Wyjątkowo mi ona nie podeszła, bardzo trudno mi się ją czytało; zastanawiałam się nawet, czy nie dać sobie z nią spokój. Nie bardzo rozumiem skąd wzięły się takie zachwyty nad tym nudnym tworem, opinie, że oto historia została pokazana w barwny, ekscytujący sposób. Moim zdaniem Gra w kości stanowi przykład jak nie należy pisać powieści historycznych. Odniosłam tylko jeden pożytek z przeczytania tej książki - ten, że "odnalazłam" Zrękowiny księżniczki.

Metryczka:
Gatunek: powieść historyczna
Główny bohater: Bolesław Chrobry i Otto III
Miejsce akcji: Europa
Czas akcji: średniowiecze
Moja ocena: 2/6

Elżbieta Cherezińska, Gra w kości, Wyd. Zysk i s-ka, 2010

Komentarze

  1. Cherezińskiej czytałam tylko Sagę Sigrun czy jakoś tak, nie pamiętam dokładnie tytułu bo to dawno było, podobało mi się na tyle ze kupiłam kolejne dwa tomy ale o nich zapomniałam zupełnie i leżą gdzieś na półce...
    Chyba niespecjalnie ciągnie mnie do tego typu książek, chociaż tą sagę z tego co wiem, już teraz 4 tomową... chciałabym doczytać do końca. Ale Gra w kości i ta najnowsza (nie pamiętam tytułu) zupełnie jakoś nie ciągną mnie chociaż ksiązki E.Ch. mają wielu fanów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Saga Droga Północna należy do moich ulubionych lektur, a poza tym bardzo dobrze oceniłam też "Legion" tej autorki. Gra kości miała być takim preludium do Niewidzialnej korony - mam nadzieję, że nie zawiodę się na niej

      Usuń
  2. Mocno mnie zdziwiłaś, bo sądziłam, że Cherezińska pisze tylko dobre książki. Zarówno "Saga Sigrun", jak i "Korona śniegu i krwi" i "Niewidzialna korona" bardzo mi się podobały. Szkoda, że "Gra w kości" im nie dorównuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. O! Nie spodziewałam się, że ta autorka może napisać tak słabą książkę...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później