Malownicze zakątki i sztuka to dwie rzeczy, które przyciągają mnie do książki jak magnes. Obydwie można znaleźć w debiutanckiej powieści Jean-Luca Bannaleca, Śmierć w Pont-Aven. W bretońskim miasteczku słynącym z tego, że niegdyś było mekką i ostoją wielu słynnych malarzy, w tym Paula Gauguina, ginie staruszek, właściciel zabytkowego hotelu. To w tym hotelu m.in. zatrzymywali się artyści, a dziadkowie zamordowanego zrobili majątek przewidując  rozkwit ruchu turystycznego w mieścinie. Zbrodnia wstrząsa miasteczkiem, ponieważ Pierre-Luis Pennec był człowiekiem powszechnie poważanym i lubianym. Władze Pont-Aven obawiają się, że morderstwo odstraszy turystów. A ja zastanawiałam się, po co, u licha, zabijać człowieka, który i tak jedną nogą był już w grobie... 

Kryminalna zagadka, stworzona przez Jean-Luca Bannaleca nie jest zbyt wyrafinowana. Nie ma tu wielkiej polityki, lub problemów społecznych, za to są rodzinne tajemnice, wielkie pieniądze oraz sztuka w tle. Od początku można domyślać się motywów zbrodni, a choć kandydatów na sprawcę jest kilku, okazuje się, że najciemniej - jak zwykle - jest pod latarnią. Śledztwem kieruje komisarz  Dupin, paryżanin "zesłany" do Bretanii. Sprawę rozwiązuje błyskawicznie - w ciągu trzech dni (które są tłem czasowym książki) - a sukces komisarz zawdzięcza przede wszystkim własnym umiejętnościom kojarzenia faktów. Nie oznacza to jednak, że jest on drugim Sherlockiem Holmesem. Postać Dupina - głównego bohatera i narratora wzbudza mieszane uczucia. Człowiek bez życia prywatnego, sceptycznie nastawiony do pracy i lekceważący otaczających go ludzi. Porywczy. Raczej mizantrop. Lubi dobrze zjeść, jest uzależniony tylko od kawy oraz od ... telefonu komórkowego, przy czym licznych telefonów do siebie, Dupin nie ma w zwyczaju odbierać. Zatem - z jednej strony człowiek trochę niedzisiejszy, lecz z drugiej - to uwiązanie do komórki... Połowa śledztwa jest załatwiana właśnie poprzez rozmowy telefoniczne (w tym z niezastąpioną sekretarką Dupina, która przypominała mi signorinę Elettrę z kryminałów Donny Leon). Znak czasów, ale przyznam, że mnie to denerwowało, jako że jestem antyfanką współczesnego kultu komórki, a zastępowanie w książce  dialogów rozmowami telefonicznymi, często równoważnikowymi, sprawia wrażenie, jakby powieść napisana została w paryskim metrze, na kolanie i została przeznaczona do równie szybkiego skonsumowania. Szybko, szybko, szybko - tak się czułam, czytając o śledztwie w Pont-Aven. 

Paul Gauguin, Młyny w Pont-Aven
Trochę dziwny jest ten pośpiech i brak czasu u komisarza w zderzeniu z tym, jak rozkoszuje się on posiłkami w okolicznych knajpkach, czy podziwia zachody słońca... O ile zawodowe działania głównego bohatera są pospieszne, mało finezyjne i raczej nie wzbudzają u czytelnika żywszych emocji, o tyle liczne nawiązania do otoczenia, w tym do kapryśnej bretońskiej pogody wyraźnie stanowią w tej książce drugą płaszczyznę, równoważącą ów pośpiech, uspokajającą narrację, wprowadzającą do niej powiew dawnych czasów. Autor umieszcza w powieści liczne opisy, jak z sielankowych pocztówek: szerokie plaże, malownicze porty i młyny, groźne klify, celtyckie lasy (choć dziś już prawie wytrzebione). Widać, że były one inspiracją Jean-Luca Bannaleca  do napisania tej książki. Francuski pisarz wykorzystał pejzaże Bretanii oraz dzieje postimpresjonistów do stworzenia swojego debiutu i wypada trochę żałować, że wybrał nań kryminał, i to dosyć sztampowy, w którym można odnaleźć podobieństwa do znanych dzieł tego gatunku, chociażby Agathy Christie, Andrea Camillieri, czy wspomnianej już Donny Leon. Główny bowiem urok - czy też raczej potencjał - Śmierci w Pont-Aven tkwi nie w mało (w sumie) zagadkowym morderstwie, czy też średnio ciekawej postaci głównego bohatera (pozostali bohaterowie powieści są jeszcze mniej wyraziści), ale właśnie w tle historyczno-społeczno-geograficznym. Odrobinę tajemnicza Bretania, z jej odrębnością od Francji, celtyckimi pozostałościami oraz morskimi tradycjami, jest kolejną krainą wartą zapamiętania i odwiedzenia. Nic dziwnego, że już 130 lat temu odkryli ją malarze, zwabieni niesamowitym światłem oraz aurą, zmieniającą się nawet kilka razy dziennie. Pod wodzą Gauguina utworzyli oni tzw. szkołę z Pont-Aven. Szkoda, że autor nie poświęcił im więcej miejsca w powieści, albo nawet nie uczynił ich wątku jej główną osią. Jako kryminał Śmierć w Pont-Aven wypada tak średnio, kusi natomiast malownicze Finistere.

Metryczka:
Gatunek: kryminał
Główny bohater: komisarz Georges Dupin
Miejsce akcji: Bretania
Czas akcji: współcześnie
Cytat:  -
Moja ocena: 4/6

Jean-Luc Bannalec, Śmierć w Pont-Aven, Wyd. Czarne, 2014

Komentarze

  1. W Niemczech panuje prawdziwa euforia na punkcie tej serii kryminałów, czego ja niestety pojąć nie mogę. Mogę się tylko domyślać, że trafia ona idealnie w grupę docelową łykającą hurtowo Donnę Leon, czyli spragnioną urlopowych reminiscencji i płytkiej, niezbyt skomplikowanej intrygi (żeby nie nadwyrężyć przypadkiem łepetyny). Nuda i sztampa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś rzeczywiście jest w tych "urlopowych reminiscencjach"...

      Usuń
  2. O to to, nuda. I stworzenie udziwnionego komisarza niczego nie zmieni, tylko region się broni :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później