inteligencja zawsze była narkotykiem, który kręcił mnie najbardziej

Żałuję, że - wbrew swoim zamierzeniom - nie zabrałam się za Pielgrzyma w czasie wakacji. To bowiem idealna lektura na ten czas, zwłaszcza, że jego akcja w dużej mierze rozgrywa się na pięknych uliczkach i w marinach tureckiego kurortu Bodrum. Nie tylko tam, bo Pielgrzym to napisany z ogromnym rozmachem thriller, którego główny bohater, agent na usługach amerykańskiego rządu przemieszcza się od Stanów Zjednoczonych, przez Europę, po Bliski Wschód - wszędzie tam, gdzie uzna za stosowne, by wypełnić swoją misję. To współczesny James Bond - równie dobrze wyszkolony, pomysłowy i skuteczny. I idealny. Otrzymuje on za zadanie wytropić niezwykle groźnego, nieuchwytnego islamskiego terrorystę, obdarzonego kryptonimem Saracen. Ten ostatni darzy nienawiścią Stany Zjednoczone, a jego marzeniem jest zniszczenie tego "siedliska zła". Podporządkowuje temu marzeniu całe swoje życie, opracowując precyzyjny i długofalowy plan, oparty na zasadzie: spalić cały dom, by zniszczyć jedną, znajdującą się w nim książkę. Przeciwnik Pielgrzyma jest  napędzany fanatyzmem, zdeterminowany a z drugiej strony wykształcony i inteligentny. Szczerze mówiąc, wydał mi się on bardziej "ludzki", niż agent stojący po stronie dobra. 

Prędzej czy później wszyscy zasiądziemy do "bankietu z konsekwencjami"

Fabuła Pielgrzyma podobna jest scenariuszom amerykańskich filmów katastroficznych i ten schemat jest bardzo wyraźny. Zatem: Ziemi (czytaj: Stanom Zjednoczonym) grozi zagłada. Sytuacja wydaje się być beznadziejna, mimo to władze podejmują próbę zapobieżenia katastrofie. Główne skrzypce gra jakiś superbohater, lub grupa superbohaterów. Wszystko wskazuje na to, że ratunek się nie powiedzie, jednak w ostatniej chwili następuje coś, co odwraca fatum i ratuje świat. Zanim w Pielgrzymie dojdziemy do tego momentu, będziemy świadkami wielu spektakularnych akcji, śledztw prowadzących w ślepą uliczkę, efektownych pościgów i strzelanin, opisanych z wieloma detalami. Powieść Terry'ego Hayes'a stanowi taki kociołek, do którego wrzucono wiele bolączek współczesnej cywilizacji. Przede wszystkim terroryzm, płynący oczywiście ze świata islamskiego - terroryzm, który może przybierać różne formy, nie tylko tylko tępej przemocy, zamachów w stylu "jedenastego września", ale i - znacznie bardziej groźnego i przerażającego cyber- czy bioterroryzmu. Ten kociołek jest jednak bardzo dobrze skomponowany i przyprawiony, dlatego Pielgrzym jest lekturą nie tylko wciągającą, ale i budzącą uzasadnione obawy. Na ile sposobów można dziś zaatakować zachodnie społeczeństwo? Na ile nasze poczucie bezpieczeństwa jest złudne i można zburzyć je jednym pociągnięciem, a środkami ułatwiającymi katastrofę, będzie to, co - pozornie - ułatwia nam życie i na czym zbudowana jest nasza cywilizacja. Szybka komunikacja, środki masowego przekazu, internet i telefonia komórkowa, coraz bardziej rozwinięta nauka, w tym inżynieria genetyczna. A zagrożenie śmiercionośnym wirusem to problem na tyle dramatyczny, że szaleniec grasujący z bombą atomową wydaje się od niego mniej przerażający... W dodatku sami tego szaleńca zaprosiliśmy sobie do domu. Ale czy naprawdę nikt nie przewidział - jak twierdzi Hayes - że muzułmanie przywiozą do świata zachodniego swoją kulturę??
Pewien szwajcarski pisarz powiedział kiedyś: "Potrzebowaliśmy siły roboczej, a przyjechali ludzie". Nikt nie przewidział, że owa rzesza robotników wybuduje sobie meczety, przywiezie swoje święte księgi i całą wschodnią kulturę. 
To nie pierwszy raz spotykam się z taką diagnozą, iż sami kręcimy na siebie bicz - widocznie jest ona dosyć oczywista. Podobnie do Pielgrzyma skonstruowane zostało Inferno Dana Browna, z tym, że powieść Hayes'a jest napisana z większym nerwem i stawia na akcję, a nie na opisy atrakcji turystycznych. Akcja, akcja i jeszcze raz akcja, a do tego obrazowe opisy tego, co może wyniknąć z rozsiania po świecie śmiertelnie zaraźliwego choróbska.  Czy więc faktycznie globalna katastrofa jest tylko kwestią czasu, a najlepszym sposobem przetrwania będzie mały domek na prerii?

Pierwszą ofiarą wojny jest prawda

Czy ta książka musiała sobie liczyć aż blisko 800 stron (drobnym maczkiem)? Czy nie jest to aby kolejnym symptomem rozrastających się niemożliwie fabuł, w których czytamy o mało istotnych drobiazgach? Być może trochę, bo jednak trochę mi się ta książka dłużyła. Z początku bowiem Pielgrzym wydał mi się dosyć chaotyczny - autor żongluje w nim różnymi wątkami, różnie umiejscowionymi w czasie i mija trochę czasu, zanim wreszcie skrystalizuje się główny temat. Moim zdaniem spokojnie można by tę powieść skrócić, zwłaszcza o retrospektywne opowieści z życia głównego bohatera, mające na tyle mało wspólnego z polowaniem na Saracena, że można je było sobie podarować. Najbardziej jednak zgrzytało mi powiązanie nowojorskiej sprawy kryminalnej z początku książki, z wątkiem terrorystycznym, bo wydało mi się zbyt karkołomne i nieprawdopodobne. No i bardzo wyraźny jest w tej książce amerykanocentryzm, który tak denerwuje mnie w hollywoodzkich produkcjach.

Świat nie zmienia się na naszych oczach - zmienia się za naszymi plecami 

Jako że nie jestem specjalną fanką thrillerów, czy sensacji w stylu Jamesa Bonda, nie będę się Pielgrzymem nadmiernie emocjonować. Nie zawiera on w sobie w zasadzie nic odkrywczego, a nawet więcej - niektóre tematy zdają się być już dosyć wyeksploatowane, ale jest to na pewno sprawnie napisana książka, dobra w swoim gatunku, którą można poczytać bez wyrzutów sumienia, że zmarnowało się czas. Zwłaszcza na wakacjach, kiedy wolimy sięgać po pozycje nie wymagające specjalnego wysiłku intelektualnego...

Metryczka:
Gatunek: powieść sensacyjna
Główny bohater: Scott Murdoch alias Pielgrzym
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone/Turcja/Bliski Wschód
Czas akcji: współcześnie
Cytat:  jw
Moja ocena: 4,5/6
  
Terry Hayes, Pielgrzym, Wyd. Rebis, 2014

Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska (768 str.)

Komentarze

  1. A ja się tak świetnie bawiłam, czytając "Pielgrzyma"! Totalna jazda bez trzymanki, ale to pewnie dlatego, że lubię takie klimaty i bardzo odpowiadał mi ten filmowy pęd :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się też dobrze bawiłam, ale na długo ta książka w mojej głowie nie zostanie...

      Usuń
  2. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później