Inspektor Morck znowu na tropie! Szczerze mówiąc, myślałam, że już nie doczekam się kontynuacji przygód Departamentu Q  w polskim tłumaczeniu. Redemption zostało wydane w Danii już kilka lat temu, ukazały się już kolejne książki z tej serii, a u nas ciągle nic. Logicznie rzecz biorąc, jeśli wydawnictwo jest w opałach, to aby się ratować powinno wydawać literaturę, która się sprzedaje, a nie pozycje niszowe, no ale może tylko mnie się tak wydaje. Ale do rzeczy. 

Tym razem Departament Q bierze się za tajemniczy list w butelce, wyłowiony lata temu z morza w Szkocji. Po kryminologicznej analizie listu coraz jaśniejsze staje się, że to nie żaden żart, a świadectwo poważnego przestępstwa: porwania, a być może nawet morderstwa, mimo tego, iż o tego typu sprawy nikt nie zgłaszał. W dodatku sprawa jest o tyle nieprzyjemna, że dotyczy dzieci... Wkrótce policjanci zaczynają podejrzewać, że zbrodnia ta nie była odosobnionym przypadkiem. 

List w butelce - to samo w sobie brzmi romantycznie i ekscytująco, choć niektórzy twierdzą, że takie znaleziska przynoszą same nieszczęścia. Z punktu widzenia śledztwa natomiast, wydawałoby się, sprawa jest beznadziejna. Nie wiadomo co się stało, nie wiadomo kto jest ofiarą, nie ma zwłok, jest tylko dawno wyblakły list, z którego mało co zostało. Z pomocą przychodzi rzecz jasna nauka - analizy w stylu CSI - i byłoby fajnie, gdyby rzeczywiście takie badania były i przynosiły tego typu rezultaty. Bardzo podoba mi się w książkach Olsena również to, że policjanci naprawdę się w śledztwo angażują, badają tropy, nawet jeśli wymaga to przekopywania się przez góry danych; myślą naprzód i łączą fakty, a nie - tak jak w wielu skandynawskich kryminałach - drepczą w kółko i snują domysły, licząc na łut szczęścia. Praca Morcka i jego drużyny naprawdę przynosi efekty, i to spektakularne. W tle pojawia się w Wybawieniu wątek innego śledztwa, nie związanego zupełnie z listem w butelce, lecz jest on zdecydowanie mniej ciekawy, niż wątek główny - jak dla mnie mogłoby go w ogóle nie być. Same postaci: sarkastycznego detektywa, jego współpracowników (czy naprawdę w duńskiej policji pracują aż tak dziwne osoby??), mordercy oraz bohaterów drugoplanowych, są konsekwentnie i precyzyjnie rozrysowane.  

Strona z kalendarza Weingarten, ilustrującego zbrodnie literackie.
Wyspa Neuwerk, Hamburg
W Wybawieniu duński pisarz celuje w religię, a ściśle mówiąc w fanatyzm religijny. Wszystkie ofiary pochodzą z rodzin należących do sekt, a taki ich wybór jest dokładnie przemyślany przez mordercę. Widzimy tu niezwykle inteligentnego, przebiegłego człowieka, który w taki właśnie sposób radzi sobie z traumą dzieciństwa. Być może gdyby miał normalnych, kochających rodziców, jego zdolności i energia zostałyby skanalizowane w zupełnie inny sposób, a tak stał się potworem, bez skrupułów zabijającym ludzi i od lat wymykającym się sprawiedliwości. Tłumaczenie czynów mordercy tym, co przeżył w dzieciństwie wydało mi się trochę oklepane - ten wątek bardzo często pojawia się właśnie u pisarzy skandynawskich (a zwłaszcza np. u Camillli Lackberg), co pewnie ma jakiś związek z liberalnym systemem w tych krajach. Tym niemniej Adler-Olsen relacjonuje wydarzenia faktycznie wstrząsające. Nie będę rozpisywać się na temat mechanizmów, czyniących z religii motyw zbrodni, lecz znęcanie się nad swoimi bliskimi w imię Boga i z Bogiem na ustach jest wyjątkowo odrażające. Coś takiego powinno być surowo piętnowane i penalizowane - kłopot w tym, iż niewiele osób wie o tym, co się dzieje w zamkniętym kręgu rodzinnym (a nawet jeśli wiedzą, to udają, że nie wiedzą...), a już zwłaszcza w sektach. Członkowie sekt są łatwym celem dla przestępców, co uwidacznia Adler-Olson w Wybawieniu. To zamknięte społeczności, izolujące się od reszty społeczeństwa, stąd niechętnie informujące kogokolwiek z zewnątrz nawet o dramatycznych sytuacjach. Ile razy cisnęło mi się na usta, czytając Wybawienie: trzeba było poinformować policję! A jednocześnie stawiałam sobie pytanie: czy sama, w sytuacji zagrożenia, zaufałabym na tyle organom ścigania, by powierzyć im los swój lub swoich bliskich? Działania policji niestety nie raz wzbudzają pejoratywne uczucia, a zaufanie do służb i instytucji państwowych jest małe - nawet w Danii, gdzie przecież poziom zaufania społecznego jest o wiele, wiele wyższy, niż w Polsce. Po raz kolejny Adler-Olsen dał mi do myślenia.

Adler-Olsen potrafi tak poprowadzić akcję, by czytelnik ani na chwilę się nie znudził i nie poczuł chęci odłożenia książki. Napięcie jest perfekcyjnie stopniowane, aż do dramatycznego (a jakże) finału. W tym momencie jednak zastanawiałam się, czemu doświadczony policjant ściga seryjnego, niezwykle groźnego mordercę, w pojedynkę (ok,  ze swoim asystentem), nie zabrawszy nawet broni, ani nie wezwawszy posiłków. W kryminałach Adlera-Olsena taka sytuacja się powtarza.

Nie dzieło literackie, ale bardzo, bardzo dobry kryminał, klasa w swoim gatunku (podobnie zresztą jak dwie poprzednie powieści Adlera-Olsena, o których pisałam TU i TU). 

Metryczka:
Gatunek: kryminał
Główny bohater: Carl Morck
Miejsce akcji: Dania
Czas akcji: współcześnie
Cytat: -
Moja ocena: 5/6
  
Jussi Adler-Olsen, Wybawienie, Wyd. słowo/obraz terytoria, 2014

Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska (536 str.)

Komentarze

  1. Wierzę w każde Twoje słowo, ale chyba nie doceniłbym w pełni tej powieści. Zwyczajnie nie lubię kryminałów, a moje próby czytania książek tego typu przynoszą bardzo różne efekty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też czytam kryminały stosunkowo rzadko - co kto lubi

      Usuń
  2. Podobało mi się "Wybawienie" z małym ale... Morck nudzi. Tak jak w poprzednich częściach był interesujący jako policjant i prywatna osobo, w tej jawi się jako maruda i stara pierdoła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może, ale ja go lubię. Ciekawe jak będzie w następnej książce

      Usuń
  3. Mam tą książkę na półce. Stoi i stoi. Jakoś nie mogę znaleźć dla niej czasu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma to jak książki z biblioteki - termin zobowiązuje ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później