Czy jest sens jeszcze recenzować powieści historyczne Philippy Gregory? Pisarka ta ma taki warsztat, że nie wierzę, by spod jej pióra mogła wyjść zła książka, a jednocześnie nie spodziewam się też jakichś niespodzianek. Po Uwięzioną królową, uzupełniającą cykl tudorowski, sięgnęłam ze względu na osobę tytułowej bohaterki. Królowa Szkotów, Maria Stuart jest uważana w Wielkiej Brytanii za postać nieomal mityczną. Jeśli zresztą spojrzeć na jej dzieje, to okaże się, że zaiste są one jak wyjęte z greckiej tragedii. Rozpieszczana księżniczka, przygotowywana na francuskim dworze do roli królowej Francji, Anglii i Szkocji. Jej pierwszym małżonkiem był delfin francuski, który jednak wkrótce po ślubie oddał ducha. Po jego śmierci Maria utraciła swoją uprzywilejowaną pozycję i udała się do rodzinnej Szkocji, gdzie wydała się za lorda Darnley'a. Również to małżeństwo okazało się pechowe, gdyż Darnley był arogantem i słabeuszem. Został zamordowany w spisku szkockich lordów, a Maria ledwo uszła z życiem. Następnie została porwana przez jednego z owych lordów, Bothwella (do dziś nie wiadomo, czy została przez niego zgwałcona, czy też go kochała). Przegrawszy w starciu z rebeliantami uciekła do Anglii, gdzie została pojmana przez swoją kuzynkę Elżbietę I. Relacje między tymi paniami były bardzo skomplikowane, głownie ze względu na fakt, iż Maria była formalnie następczynią angielskiego tronu (a biorąc pod uwagę wątpliwości co do statusu Elżbiety niektórzy mogli uważać ją za prawowitą władczynię Anglii). Była jednak przede wszystkim królową niezawisłego państwa, jakim wówczas była Szkocja. Elżbieta nie miała prawa ją przetrzymywać, jednak działo się tak przez kilkanaście lat, aż w końcu Maria została oskarżona o spisek i ścięta. Uwięziona królowa opisuje właśnie te lata, które Maria Stuart spędziła w Anglii, w posiadłościach i pod nadzorem George'a Talbota i jego małżonki.

Anglia to kraj, w którym trzeba uważać na słowa, bo można zawisnąć za gramatykę

Trudno dziś powiedzieć, czy Elżbieta faktycznie chciała pomóc Marii w powrocie do Szkocji; faktem jest, że Maria Stuart przez 19 lat przebywała w Anglii, de facto uwięziona przez swoją kuzynkę. Maria była władczynią innego państwa, więc Elżbieta nie mogła się jej ot tak po prostu pozbyć. Z drugiej strony Maria była realnym zagrożeniem dla Elżbiety i pozwolenie, by wymknął jej z rąk potencjalny wróg, który później mógłby próbować odebrać jej koronę - byłoby nieroztropne. Zatem Maria była dla Elżbiety takim gorącym kartoflem, z którym nie wiadomo, co począć. I czekała Elżbieta, aż spiski Marii doprowadzą ją samą do zguby. I tak się stało. Można powiedzieć, że na zasadzie samospełniającej się przepowiedni. Władczyni angielska była sama w sobie bardzo podejrzliwa, a za jej rządów Anglia stała się państwem terroru; polityka jej sekretarza Wiliama Cecila doprowadziła do rozdźwięku z innymi państwami, przede wszystkim Hiszpanią i Francją (o czym pisze również Meyer w Tudorach) - szukanie wrogów owocowało ich znajdowaniem. W przypadku Marii Stuart, trudno było nie oczekiwać od młodej monarchini, by nie próbowała się uwolnić i sięgnąć po to, co jej przysługiwało... 

Jak podziwiać dwa oblicza w jednym, do tego oba fałszywe? 

Maria słynęła ze swojej urody i czaru rzucanego przede wszystkim na mężczyzn. Była również wykształcona (jak na ówczesne czasy), ambitna i dumna. Chciała władać. Jako taką właśnie ambitną władczynię, przekonaną o swojej nietykalności i niezbywalnym prawie do tronu, przedstawia ją Gregory. W moim odczuciu nie jest to portret zbyt pochlebny. Królowa być może była piękna, ale chyba też niezbyt mądra. Przez swoje dwa niezbyt roztropne małżeństwa (z Darnley'em i Bothwellem) zrujnowała sobie reputację i utraciła Szkocję oraz swojego malutkiego synka, Jakuba. Następnie, przebywając na ziemi angielskiej, knuła nieustająco intrygi, nie tylko w celu powrotu do Szkocji (nie wiadomo, co by było, gdyby jej się udało), ale i przejęcia tronu angielskiego. To doprowadziło ją do katowskiego pieńka. Romantyczna legenda, jaka wyrosła wokół postaci Królowej Szkotów mówi, że całe jej nieszczęście polegało na tym, iż kierowała się sercem, a nie rozumem - w przeciwieństwie do Elżbiety - ale może tego rozumu jej nie stało? A w każdym razie, przy całym swoim talencie do owijania sobie ludzi wokół paluszka, Maria nie dobierała sobie dobrze doradców i powierników. Można równie dobrze powiedzieć, iż Maria Stuart była kobietą fatalną, bo czegokolwiek się nie dotknęła, tam wydarzało się nieszczęście i śmierć.

Głupiec i wiedźma stoją przed sobą twarzą w twarz. Co się z nami stało. Teraz wszystko przepadło: nasza fortuna i nasza miłość. Sami do tego doprowadziliśmy 

Maria Stuart nie jest jednak jedyną bohaterką powieści Philippy Gregory. Głos pisarka oddaje również George'owi Talbotowi, zauroczonemu swoim "gościem" oraz jego żonie Elżbiecie (Bess). Talbot jest człowiekiem honoru, lecz w państwie intryg i szpiegów, niestety nie umie się odnaleźć. Przyjmując Marię pod swój dach (na polecenie królowej) traci majątek, w dodatku samemu narażając się na oskarżenia o zdradę. Traci również szacunek i potencjalną miłość swojej żony. Fatalny wpływ czaru Marii Stuart. Bess z kolei jest kobietą na wskroś pragmatyczną, umiejącą dbać o swoje interesy. Z przerażeniem patrzy, jak jej, z trudem gromadzone dobra, topnieją na utrzymanie Marii i jej dworu. Mimo obietnic pokrycia kosztów pobytu Marii u Talbotów, Elżbieta nie miała bowiem zamiaru spłacać tego długu.

Wreszcie zakulisową, ale stale obecną bohaterką Uwięzionej królowej, jest Elżbieta I. To starcie dwóch królowych - dlatego angielski tytuł książki, The Other Queen (Ta inna królowa), byłby tu bardziej adekwatny. Również o Elżbiecie niewiele możemy powiedzieć dobrego, na podstawie słów Philippy Gregory. Monarchini to była skąpa, zapatrzona w siebie, wietrząca wszędzie spiski i zdradę. Polegała całkowicie na Wiliamie Cecilu, który spełniał u jej boku taką rolę, jak Cromwell u boku Henryka VIII. Nie potrafiła również podjąć wiążącej decyzji w sprawie swojej rywalki...

Nie wybieram tej strony, która może wygrać i nie kalkuluję ile będzie mnie kosztować wierność.

Tym razem odniosłam wrażenie, że autorka bardziej skupiła się nie na charakterystyce swoich bohaterów, ale na opisie wydarzeń. Philippa Gregory we wspomnianym trójgłosie doskonale oddaje sytuację polityczną oraz atmosferę spisków i zdrady, otaczającą Marię Stuart. Powieść nie jest tak dynamiczna, jak inne powieści Gregory, wszystko rozgrywa się właściwie pomiędzy owymi trzema dramatis personae, dodatkowo z działającym zakulisowo Cecilem. Szkoda mi było przy tym, że autorka postanowiła opisać okres teoretycznie najmniej ciekawy (choć i tak dzieje się sporo) - w kontekście jakże bogatego i tragicznego życia Marii Stuart, mogącego być materiałem i na trzy książki... Kiedy się jednak zastanowić, to nawet nie wnikając specjalnie w osobowości bohaterów, Gregory potrafiła świetnie nakreślić ich żywe portrety i oddać motywacje nimi kierujące. Wszystkie te postacie są skomplikowane, wielowymiarowe. Pisarka też nikogo nie oskarża wprost, nie wskazuje jednoznacznie czarnych i białych charakterów - wprost przeciwnie, każda postać ma tu swoje za uszami, każda jest w coś zamieszana, każda ma również coś na swoją obronę. Maria Stuart nie jest jednak na pewno niewinnym dziewczątkiem, skazanym na pożarcie przez angielskiego lwa. W wersji Gregory jest ona kolejną bezwzględną manipulatorką, która nie cofnie się przed niczym, by zasiąść na tronie... Właśnie, kolejną - można jednak dostrzec w książkach Gregory pewien schemat. No i trzeba pamiętać, że większość prozy pisarki to fikcja literacka.

Metryczka:
Gatunek: powieść historyczna
Główny bohater: Maria Stuart
Miejsce akcji: Anglia
Czas akcji: XVI wiek
Cytat:  (...) oddałem serce i majątek kobiecie, której słowo było jak wiatr, pędziło tam, gdzie chciało. Mówiła w trzech językach, lecz w żadnym nie umiała powiedzieć słowa prawdy. Potrafiła tańczyć jak Włoszka, lecz kroczyć prostą drogą nie umiała. Wyszywała lepiej, niż hafciarka i miała lekkie pióro, lecz jej pieczęć pod dokumentem nie znaczyła nic. (...) Ta królowa mogłaby przysięgać na drewno Prawdziwego Krzyża i wciąż nic nie byłoby pewne.
Moja ocena: 4,5/6
  
Philippa Gregory, Uwięziona królowa, Wyd. Książnica, 2013

Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz Czytam opasłe tomiska (408 str.)

Komentarze

  1. Zawsze z ogromną chęcią czytam wszelkie recenzje książek historycznych. Choć znam już ich wiele często natrafiam na ciekawe okazy. Tą czytałam już dawno, jednak nadal twierdzę, że Phillipa Gregory (mimo kilku potknięć) tworzy intrygujące historie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Philippa Gregory chyba w ogóle Elżbiety I nie lubi, nie kojarzę żadnej książki, w której opisałaby ją w pozytywnym świetle.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest sens recenzować Gregory, jest! Ja za każdym razem nie mogę się doczekać kolejnej, żeby móc w niej zamieścić wszystkie moje przemyślenia i wnioski, które nie zmieściły się w poprzedniej! :) A przy tym zawsze jest okazja do tego, by przybliżyć czytelnikowi kolejną fascynującą postać i spróbować zachęcić do zgłębiania historii Anglii - powodów aż nadto. :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później