Siatkarski matrix okiem Wojciecha Kuczoka

Nie mogę jakoś dojść do siebie po ostatnim weekendzie, po odlocie w Spodku - i kompletnie nie mam nastroju na czytanie, ani na pisanie. Od tygodnia męczę dwie książki, przeczytałam z kilka kartek - co jak dla mnie jest zupełnym ewenementem. Myśli mi odlatuję, nie mogę się skupić, jestem gdzieś hen... no pas. Najchętniej zresztą powtórzyłabym cały miesiąc z kawałkiem, wliczając w to wyjazd do Chorwacji. Jak ja mam wrócić do szarej rzeczywistości?? 

A propos naszego siatkarskiego sukcesu, nie wiem, czy czytaliście świetny felieton Wojciecha Kuczoka w Gazecie Wyborczej (Żałobnik na weselu), w którym zauważa on m.in. że zakodowanie mistrzostw przez Polsat wzbudziło oburzenie w narodzie, ale za to spowodowało to też powrót do dawnych czasów, kiedy szło się na telewizję do sąsiada:

Zmyślnieś to upichcił, sprytnieś wymyślił serdeczny Polsacie: nie będzie naród gnuśniał w samotnościach, nie będzie się alienował i narowił pokątnie. Mecze kadry należy oglądać wspólnotowo, gromadząc się przed ekranami, telebimami, tworząc domowe mikrotrybunki (...) lato się przedłuża, można zasiadać w ogródkach, a potem krokiem chwiejnym od hymnu zmierzać do domostw szerokim traktem (...). 

Co prawda to prawda: oglądało się mecze u sąsiadów, znajomych, w lokalach albo w strefach kibica i naród się integrował. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło...

A tak pisze Wojciech Kuczok - zagorzały kibic piłkarski - o siatkówce:

I pozazdrościłem tego, że fani siatkówki żyją w tak pięknej halucynacji, że na swoich blogach relacjonują kolejne błogostany, że funkcjonują w alternatywnej rzeczywistości, ba w rzeczywistości z piłkarskiego punktu widzenia dozgonnie niemożliwej. Polska jest gospodarzem mundialu, gra w finale z Brazylią; w półfinale z Niemcami jest faworytem i nie zawodzi; w najbardziej wyczerpującym turnieju w historii, w systemie wymyślonym po to, żeby zwycięzca musiał się zmierzyć naprawdę ze wszystkimi możliwymi kandydatami do złota, wygrywa z każdym faworytem, przegrywając tylko raz w meczu bez konsekwencji z jankesami. To rzeczywistość, w której mamy jedną z najsilniejszych lig na świecie, największe gwiazdy dyscypliny grają u nas, w dodatku jeden z najlepszych francuskich siatkarzy w historii najlepsze lata kariery spędza w naszej lidze, a potem zostaje trenerem naszej kadry, z którą od razu wygrywa, tak jak chce, z wszystkimi potęgami. Fajnie macie w tym matriksie! (...) Zazdroszczę wam, że odliczacie tylko do trzech - ja odliczam do dziewiętnastu, bo tyle dni dzieli kadrę Nawałki od meczu z mistrzami świata.

No tak, zapraszamy do naszego matriksu pisarza, który upiera się, że to piłka nożna jest tym NAJWAŻNIEJSZYM sportem, a siatkówka sportem pocieszenia w kraju piłkarskich partaczy. A niby dlaczego, gdzie to jest napisane?

Komentarze

  1. Mnie nadal zdumiewa to, że piłka nożna jest tak wielbiona w narodzie polskim. Co prawda zdarzy mi się obejrzeć mundial czy rozgrywki Ligi Mistrzów, ale polska piłka nożna? To ona istnieje? Nie mam pojęcia, gdyż oglądam wszystko, to co związane z siatkówką - ligowe rozgrywki, zarówno te polskie jak i europejskie, a najbardziej te ukochane, czyli gra kadry zarówno w męskim jak i w żeńskim wydaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mnie to zdumiewa, jak można kibicować polskim piłkarzom - od lat niczego sobą nie prezentującym

      Usuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później