Biblioteka jest podobno świątynią dla mola książkowego. Miejscem, gdzie można zanurzyć się między półkami, wdychając zapach książek i rozkoszować nieskończonymi możliwościami czytania. Towarzyszy mi od dzieciństwa. Już w szkole podstawowej korzystałam nie tylko z biblioteki szkolnej, ale biblioteki publicznej, nieopodal mojego domu. Tej placówki już nie ma, przerobiono ją na sklep spożywczy (a kino na meblowy, a potem na jeszcze coś innego...). Potem, w liceum była kolejna biblioteka, niedaleko szkoły, chodziło się do niej przez park. Tam też przeczytałam wszystko, co było do przeczytania, łącznie z dziełami zebranymi Szekspira. Był jednak w moim życiu taki okres - po tym, jak zaczęłam pracować - kiedy czytałam generalnie mało i z biblioteki też nie korzystałam, zwłaszcza po przeprowadzce do Katowic. Wystarczały mi wtedy jakieś książki - raczej przypadkowe - które kupowałam, z reguły na stoiskach z tanią książką. Dzisiaj nie mogę sobie wyobrazić, jak to możliwe i jak ja wtedy funkcjonowałam. I dlaczego tyle czasu (to było nawet kilka lat) nie przyszło mi do głowy, że w Katowicach też są biblioteki... Ale kiedy już je odkryłam, zaczęło się szaleństwo...  

Wizyta w bibliotece zawsze była dla mnie świętem, tak jest do dziś, choć teraz zmienił się diametralnie mój styl korzystania z jej zbiorów. Kiedyś buszowałam sobie po bibliotece i nie wybierałam książek według listy. Nie było żadnych stosików i kolejek do czytania. Był pełen spontan. Teraz dokładnie wiem, co chcę przeczytać, a fakt, że biblioteka też przeniosła się do netu tylko ułatwia sprawę. Zamawiam, odbieram i wychodzę. Wirtualna biblioteka w internecie więc to pomysł sam w sobie genialny, zwłaszcza kiedy poluje się na nowości. I zwłaszcza, że system katalogowania, znany tylko bibliotekarzom, jest taki, że wielu książek, które chcę przeczytać po prostu nie znalazłabym na półkach.  Tym samym jednak znacznie zmniejszyły się szanse na to, że w
ręce wpadnie mi coś przypadkowego i mnie zachwyci. Coś, co niekoniecznie jest nowością, jakaś lektura może zapomniana. Uświadomiłam sobie, że taki styl czytania powstał u mnie pod wpływem mediów elektronicznych – czytania blogów, pisania własnego (!), korzystania z portalu Lubimy Czytać i właśnie systemu OPAC. Następnym krokiem pewnie będą wypożyczalnie ebooków, co już i u nas zaczyna funkcjonować.

Mówi się, że książki są drogie. Ale przecież nie muszę mieć na własność każdej książki, którą chcę przeczytać. Większość literatury, którą czytam wypożyczam. I nawet tak wolę. Jeśli książka jest dostępna w zbiorach bibliotecznych, wiem, że nie muszę na nią wydawać pieniędzy, chyba że jest to pozycja wyjątkowa. Poza tym wypożyczanie książek znacznie ułatwia sprawę wyboru kolejnej lektury - po prostu termin zwrotu zobowiązuje. Tymczasem zastanawia mnie to, że są ludzie, którzy chyba nawet nie biorą pod uwagę korzystania z biblioteki i czytają tylko książki prosto z księgarni, narzekając, że jest tyle pozycji, które "kuszą", a fundusze ograniczone... Nie wspominam już o tym, że biblioteki angażują się też w działalność kulturalną: organizują kluby dyskusyjne, spotkania z autorami, konkursy... A zatem korzystajmy z bibliotek! I pamiętajmy o zwrocie w terminie..

A to mój najnowszy stosik biblioteczny - trochę nowości i trochę starszych pozycji:


Komentarze

  1. Ja też chętnie i często korzystam z bibliotek. Z wypożyczalni dla dzieci nawet częściej niż z tej dla dorosłych. Miałam w życiu okres, kiedy wyprawy do biblioteki ograniczyłam - nie dlatego, że chciałam, ale dlatego, że miejsce to było tak nieprzyjazne i tak słabo zaopatrzone, że zwyczajnie krążyłam między półkami i zastanawiałam się, czy z jakąś książką wyjdę (na szczęście, już w mieście z fatalną biblioteką nie mieszkam). Zazwyczaj sytuacja przedstawia się tak, że muszę dokonywać eliminacji, bo nie mogę wynieść z biblioteki piętnastu pozycji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam biblioteki. Do mojej miejscowej chodziłam z mamą od najmłodszych lat. Nie ma tygodnia żebym nie zawitała w jej progach. Na szczęście pracuję w dużym mieście, gdzie biblioteka jest świetnie zaopatrzona, a w miejscu mojego zamieszkania nawet jeszcze lepiej. Czasem przynoszę tak dużo książek, że niektóre wracają nieprzeczytane (nie lubię przetrzymywać) i muszę wypożyczyć je kolejny raz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pewnie masz tam kilka kart - dla siebie, mamy, babci, brata i kota ;)

      Usuń
  3. U mnie wyglądało to troszkę inaczej, a wręcz odwrotnie. Gdy chodziłem do podstawówki, rodzina jak i nauczyciele zmuszali mnie do czytania lektur szkolnych co przyczyniło się do nienawiści świata książek. W tym okresie biblioteka byłą dla mnie diabłem wcielonym. Gdy poszedłem do gimnazjum już nikt nie zmuszał mnie do czytania lektur. Po prostu robiłem co chciałem. Pewnie wielu z Was powiedziałoby, że zwariowałem ale myślę, że to przyniosło mi tylko korzyści. Dzięki brakiem zainteresowania lekturami, zainteresowałem się ksiażką"Anioły i Demony" Dana Browna. Od tamtego pamiętnego czasu gdy odwiedziłem księgarnie nie z powodu podręczników szkolnych tylko ciekawej literatury, biblioteka stała się czymś ciekawym ;) Teraz, gdy chodzę do technikum, uwielbiam chodzić do pani Bożenki(bibliotekarki) napić się z nią kawki i porozmawiać o ciekawej literaturze ;) Pozdrawiam wszystkich w podobnej sytuacji oraz tych, którzy jeszcze do tego dążą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powiedziałabym że zwariowałeś ;) Jesteś kolejnym dowodem na to, że lektury szkolne nie zachęcają, a odstręczają od czytania. Znacznie łatwiej zacząć od Harry Pottera czy Dana Browna, niż od "Pana Tadeusza"

      Usuń
  4. Wyspę na prerii Cejrowskiego też chcę przeczytać :) Moja wiejska biblioteka jest niestety słabo zaopatrzona, choć ostatnio się im polepszyło, bo zaniosłam koszyk zbędnych książek :D W miejskiej jest niby lepiej, ale dziwnym trafem wszystkie książki, które chcę przeczytać są zawsze wypożyczone, więc muszę czekać i czekać, i czekać...
    A co do terminu zwrotu, to właśnie muszę się zabrać za "Londyn NW" Zadie Smith, bo zostało mi tylko kilka dni na lekturę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na czekanie jest jeden sposób - system OPAC i zamawianie książek; gdybym ja ich nie zamawiała, nie zobaczyłabym żadnej nowości.

      Usuń
    2. Kochana, bo Ty myślisz, że taka technologia dotarła do mojej biblioteki? :D musisz iść osobiście, ewentualnie zadzwonić. Ale taką maszynkę do zwracania książek całą dobę mają, nie wiem po co, a system informatyczny kuleje...

      Usuń
    3. Ojoj, zwrócić łatwo, wypożyczyć trudno ;)

      Usuń
  5. A ja już wkrótce poznam moją pobliską bibliotekę (wreszcie!) :D Niedawno się przemeldowałam, czekam teraz na zakończenie formalności i z nowym dowodem pobiegnę prosto do biblioteki :D I też ogromnie cieszy mnie katalog internetowy - o ile to bardziej ułatwia obsesyjnym, zapracowanym czytaczom! :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później