Pierwsza kawa o poranku

Wszyscy ludzie w Polsce marzą, by mieć własną knajpkę. Restaurację, bistro, lub co najmniej kawiarnię. Bo lubią gotować, bo lubią jeść, bo lubią pić kawę. Taka moda, wylansowana przez programy kulinarne. Nic to, że to jeden z najtrudniejszych biznesów i że nie wystarczy tu hobbystycznie zajmować się gotowaniem i kolekcjonowaniem książek kucharskich, by osiągnąć sukces. Jak to się robi we Włoszech, możecie poczytać w powieści Diego Galdino, Pierwsza kawa o poranku. Tu bar z kawą jest biznesem dziedziczonym z dziada pradziada, rodzinnym i wymagającym powołania, serwowanie zaś kawy jest sztuką samą w sobie. Trzeba wiedzieć jakie guziczki nacisnąć i w którym momencie, jak głęboko zanurzyć dyszę, by mleko się spieniło. Powiedz mi, jaką kawę pijesz, a powiem ci, kim jesteś. Expresso dla tych, którzy wiedzą, czego chcą, macchiato dla tych, co chcieliby, ale się boją... Włosi wiedzą też dokładnie o jakiej porze pić dany rodzaj kawy i np. na cappuccino serwowane po południu dostają palpitacji serca... Hmmm. Poza tym bar kawowy jest miejscem kultowym, gdzie spotykają się starzy znajomi, by podzielić się ploteczkami, godnie zacząć i/lub zakończyć dzień. A picie kawy to dla nich rytuał. Szkoda, że autor Pierwszej kawy... nie poszedł w swojej powieści w tym kierunku, odtwarzając magię życia na rzymskim Zatybrzu, jednej z przecież najstarszych i romantycznych miejskich dzielnic na świecie. Zamiast tego Pierwsza kawa jest naiwną opowiastką o miłości. Oto główny bohater, Massimo Tiberi, właściciel wspomnianego baru, zatwardziały stary kawaler (choć rzecz jasna nie taki znowu stary), zakochuje się nagle jak sztubak, od pierwszego wejrzenia. Sprawa nie jest prosta, bo dziewczyna jest cudzoziemką i wydaje się być niedostępna. Jest całkowicie odporna na włoski urok (mamma mia!), kawę, a nawet herbatę nieudolnie serwowaną jej przez Massimo. A Massimo szaleje z miłości, choć o dziewczynie tak naprawdę nic nie wie... Dzielnie sekundują mu przyjaciele i siostra, namawiający go usilnie, by wreszcie znalazł sobie swoją "drugą połówkę", jak na porządnego człowieka przystało. Głowni bohaterowie nie wydają się zbyt wiarygodni. Massimo aczkolwiek sympatyczny, to sprawia wrażenie nieco ograniczonego - jego życie sprowadza się do baru i do Rzymu, z którego nigdy nie wyjeżdżał; sama perspektywa podróży, nawet w pogoni za ukochaną przyprawia go już o ból głowy (Wieczne Miasto, nawet go rozumiem - gdybym mieszkała w Rzymie, też nie miałabym ochoty go opuszczać). Ba, ten człowiek nie wie nawet co to Per la Chaise... Jego perypetie miłosne są natomiast podobne do dylematów pensjonarki, nie do wiary, że tak może myśleć i zachowywać się dorosły mężczyzna. A ona? Cierpiąca na depresję Francuzka, która nigdy w życiu nie piła kawy?? Czyżby we Francji nie pijano tego napoju, czy też autor przesadził z włoskim patriotyzmem... 

Lekka jak chmurka, idealna na plażę. Czaruje okładką, czyta się sympatycznie, lecz Pierwsza kawa o poranku, poza rzymskim klimatem jest mocno banalna i ckliwa, i jako taka nie ma szans, by pozostać na dłużej w mojej pamięci. Mimo to polecam smakoszom kawy i miłośników włoskich klimatów.

Metryczka:
Gatunek: powieść obyczajowa
Główny bohater: Massimo Tiberi
Miejsce akcji: Rzym
Czas akcji: współcześnie
Cytat:  -
Moja ocena: 3,5/6

Diego Galdino, Pierwsza kawa o poranku, Wyd. Rebis, 2014

Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka

Komentarze

  1. Na wakacje bym ją wzięła :) Może trochę przegięta, ale co tam :) A tak poważnie, to masz rację biznes restauracyjny jest jednym z najtrudniejszych. Nic dziwnego, sprawić aby ludzie wracali jest niezwykle ciężko. Często zapominamy to kawiarnie to przede wszystkim biznes, na którym trzeba zarobić.

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie powieść oczarowała, choć przyznaję, że jest ckliwa i banalna :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później